– Prof. Glapiński może zrobić już niewiele, bo spadek inflacji zależy już przede wszystkim od czynników zewnętrznych, a w umiarkowanych stopniu od wewnętrznych. Kolejne podnoszenie stóp procentowych nie zmieni już sytuacji, bo najważniejsza jest sytuacja na arenie międzynarodowej i rynkach światowych – z ekonomistą, prof. Wojciechem Charemzą o inflacji i obecnej sytuacji gospodarczej w kraju rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Niedawno GUS podał najnowsze dane dotyczące inflacji. W czerwcu wyniosła ona ponad 15%. Jak Pan sądzi, kiedy inflacja może zacząć spadać?
Prof. Wojciech Charemza: Trudno powiedzieć.
Dlaczego?
Aktualna sytuacja ekonomiczno-polityczna stwarza olbrzymi wzrost niepewności. Pojawia się na horyzoncie ryzyko kolejnej fali pandemii, istnieje ryzyko globalnego głodu, spowodowane niepewną sytuacją na światowym rynku żywnościowym oraz wojną na Ukrainie. Czynniki te wpływają na gospodarkę na całym świecie, a jak ta sytuacja rozwinie się, prognozować się nie da. Jeśli weźmie się to pod uwagę, to w moim przekonaniu należałoby prognozować niepewność inflacyjną, a nie samą inflację.
Zajmuje się Pan badaniem dynamiki inflacji. Kiedy w Pana przekonaniu inflacja może zacząć spadać?
Jak już powiedziałem, w dużej mierze zależy to od czynników politycznych, sytuacji na światowych rynkach żywnościowych jak i również na rynkach paliw. Natomiast w Polsce sytuacje dodatkowo komplikuje kampania związana z wyborami parlamentarnymi, co może wpływać na decyzje związane z polityką fiskalną. Moim zdaniem spadek inflacji, jeśli sytuacja polityczna i na rynkach światowych trochę się uspokoi, a polityka fiskalna będzie w miarę rozsądna, to spadek inflacji można prognozować na przyszły rok.
Rządzący za obecną sytuację gospodarczą obwiniają Putina, który prowadzi wojnę z Ukrainą, jednak pomijają swoją politykę gospodarczą. Jak Pan to skomentuje?
Oczywiście to jest manipulacja, bo za obecną sytuację wojna jeszcze nie odpowiada. To znaczny polska gospodarka nie odczuła jeszcze silnie skutków wojny.
Odpowiadając wprost na Pana pytanie, to należy powiedzieć, że obecna inflacja to w pewnym stopniu rezultat błędów, które popełniali rządzący w polityce fiskalnej. Błędy w polityce monetarnej też były, jednakże, moim zdaniem, ich skutki nie były jakieś bardzo duże. W głównej mierze za inflację odpowiada wzrost światowych cen paliw i produktów żywnościowych. Rządzący nie poradzili sobie ze odłożonym w czasie popytem konsumpcyjnym, który narastał skutkiem ograniczeń możliwości wydawania pieniędzy w poprzednich etapach pandemii. Takie odłożenie można było przewidzieć i zareagować poprzez wyprzedzające zmiany stóp procentowych lub też ograniczenie ekspansji fiskalnej. Mieliśmy już podobną sytuację w latach 1989/1990, i została ona dokładnie przeanalizowana. Szkoda, że nie wyciągnięto z tego wniosków.
Polski rząd od dłuższego czasu stara się o pieniądze z KPO. Czy w Pana przekonaniu jest szansa, żeby Polska otrzymała środki europejskie, czy też polska gospodarka będzie musiała sobie radzić bez nich?
To jest pytanie dla polityków, a nie ekonomistów, ponieważ warunki, które zostały przedstawione mają charakter polityczny.
Jeśli Polska nie otrzyma pieniędzy z KPO, to jakie mogą być konsekwencje dla gospodarki?
Moim zdaniem będzie oznaczało to konieczność zacieśnienia polityki fiskalnej, co mogłoby być niepopularne, szczególnie przed wyborami. Jednak byłoby to w tej sytuacji konieczne. Sądzę, jednakże, że brak tych funduszy nie spowodowałby dla Polski nieszczęścia, co nie znaczy, że skutki nie zostałyby odczute przez obywateli.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU
