Gospodarka Inflacja Wywiady

Dr Justyna Bokajło: Rząd nie wie jak walczyć ze skutkami swojej polityki gospodarczej

– Inflacja zacznie spadać wówczas, gdy zakończymy schizofrenię fiskalno-monetarną, czyli wtedy kiedy polityka fiskalna rządu będzie wspierała w sposób restrykcyjny politykę pieniężną NBP i odwrotnie, gdyż dzisiaj obie działają na siebie hamulcowo. Co więcej na 18% się nie skończy, nie tylko z powodu niekonsekwencji na linii rząd-bank centralny, ale także z powodu niewiadomej, czyli rozwoju sytuacji globalnej, a zwłaszcza konsekwencji wojny – z dr Justyną Bokajło, politolożką i ekonomistką z Uniwersytetu Wrocławskiego o sytuacji gospodarczej w kraju i incydencie w Przewodowie rozmawia Michał Ruszczyk.

Michał Ruszczyk: Według szacunków GUS inflacja w Polsce jest najwyższa od 26 lat i wynosi prawie 18%. Kiedy może zacząć spadać?

Dr Justyna Bokajło: Odpowiadając na to pytanie należy zastanowić się nad działaniami jakie podejmuje rząd i RPP, aby zatrzymać wzrost inflacji i spowodować jej spadek. Podczas dwóch ostatnich posiedzeń decyzja o podniesieniu stóp procentowych nie zapadła. Stopa referencyjna pozostała na poziomie 6,75%. Wygląda to tak, jakby RPP złożyła broń w walce z galopującym wzrostem cen, a wobec inflacji na poziomie 18% z tendencją rosnącą. Obecny poziom stóp jest dużo niższy niż poziom oczekiwanej inflacji. Jeśli już doprowadziliśmy do tak dużej niestabilności cen, jeszcze przed agresją Rosji na Ukrainę, gdyż warto przypomnieć, cykl podwyżek stóp procentowych rozpoczął się dopiero w październiku 2021, kiedy inflacja już była wysoko ponad celem inflacyjnym i wynosiła prawie 6%, to dzisiaj warto byłoby dużo bardziej restrykcyjnie podejść do okiełznania tego problemu. Chcę zaznaczyć, że wojna rozpoczęła się w lutym 2022, a w styczniu tego roku w Polsce inflacja konsumencka, CPI wynosiła 9,2%.

Inflacja bazowa, czyli z wyłączeniem cen żywności i energii osiągnęła 5,3%, co oznacza, że putinflacja nie jest winowajcą niekonsekwentnie prowadzonej polityki RPP oraz polityki rządu. Inną kwestią jest to, że dzisiaj inflacja jest problemem światowym i banki centralne globalnie zacieśniają swoją politykę pieniężną. Być może RPP zakłada, że to właśnie spowoduje zmniejszenie popytu globalnego, schłodzenie gospodarek światowych, mniejsze zakupy społeczeństw, a przez to spadek cen żywności i energii, z powodu jej oszczędzania, co przełoży się na zmniejszona dynamikę wzrostu cen u nas.

Druga kwestia to założenie, że rozpoczęty ponad rok temu cykl podwyżek zadziała z opóźnieniem, wobec czego poziom stóp jest wystarczający. Wreszcie trzecia kwestia, to obawa o jeszcze większy spadek wzrostu gospodarczego, którego prognozy na 2023 nie są radosne, sama KE obniżyła je z 3% do 1,5%, a MFW nawet do 0,5%. Moim jednak zdaniem, inflacja zacznie spadać wówczas, gdy zakończymy schizofrenię fiskalno-monetarną, czyli wtedy kiedy polityka fiskalna rządu będzie wspierała w sposób restrykcyjny politykę pieniężną NBP i odwrotnie, gdyż dzisiaj obie działają na siebie hamulcowo. Co więcej, uważam, że na 18% się nie skończy, nie tylko z powodu niekonsekwencji na linii rząd-bank centralny ale także z powodu niewiadomej, czyli rozwoju sytuacji globalnej, a zwłaszcza konsekwencji wojny.

Tym samym nie dziwi fakt, że obywatelom kraju zostało zakomunikowane, że do celu inflacyjnego, czyli inflacji w okolicach 2,5% zbliżymy się nie wcześniej niż w 2025, choć początkowo miało być rok wcześniej.

Do jakiego momentu można podnosić stopy procentowe w sytuacji, gdy narzędzie to okazuje się nieskuteczne w walce z inflacją?

Oczywiście, że podnoszenie stóp procentowych w warunkach rozwiązłości fiskalnej jest nieskuteczne w walce z inflacją.

Rada Polityki Pieniężnej być może także ma to na uwadze, dlatego uznała, że dalsze podnoszenie stóp może wpłynąć negatywnie nie tylko na wzrost gospodarczy, lecz także na rynek pracy i zwiększy bezrobocie.

Natomiast odpowiadając ściśle na Pana pytanie, to jest to również powiązane z innymi czynnikami.

Jakimi?

Między innymi z rzetelną i klarowną komunikacją NBP, która wpłynęłaby pozytywnie na spadek oczekiwań inflacyjnych i spadek inflacji, a której w Polsce nie mamy. Również z polityką fiskalną, która w dużej mierze jest pro- a nie antyinflacyjna. Celem podniesienia stóp procentowych jest przecież ściągnięcie pieniądza konsumpcyjnego z rynku i przywrócenie realnej wartości pieniądza. W jaki sposób ma przynieść to sukces, gdy w tym samym czasie polityka rządu, ten pieniądz wypuszcza na rynek, w postaci programów socjalnych, jak trzynasta, czternasta emerytura, waloryzacja programu 500+, dofinansowanie do dekodera, nowego telewizora, dla małżeństw, czy prawie 12 mld PLN przeznaczone na dodatek węglowy który dodatkowo oddala nas od zwiększenia udziału źródeł odnawialnych w miksie energetycznym, etc.? W takich realiach możemy podnosić stopy procentowe bez końca i nie przyniesie to oczekiwanych rezultatów, bo gasimy pożar jednocześnie dosypując opału do ognia.

Powiedziała Pani o działaniach NBP i polskiego rządu. Jakie działania należy podjąć, żeby walka z inflacją nie przypominała gaszenia pożaru benzyną?

Przede wszystkim zakończyć schizofrenię fiskalno-monetarną, skonsolidować działania fiskalne, aby wspomagały działania RPP. Druga kwestia to narracja obozu rządzącego o putinflacji i celowe wprowadzanie w błąd Polaków, że rząd obecnie stara się opanować kryzys cenowy wywołany wojną. Jak już powiedzieliśmy, problemy ze wzrostem kosztów życia Polacy odczuwali już przed agresją Rosji. Po trzecie uważam, że opóźnione działania RPP i wysoce lekceważące problem stabilności cen – przypomnę, że w marcu 2021, prezes NBP twierdził, że Polsce grozi deflacja, a gdy parę miesięcy później przekroczyła poziom 7%, zauważył ryzyko nadmiernego oddalenia się od celu 2,5% – nadmierne eksponowanie sukcesu polskiej gospodarki w czasach pandemii i obecnie, również  stanu finansów publicznych czy niskiego zadłużenia, to wpisanie się w narrację polityki gospodarczej rządzących. Coś tu jest mocno nie w porządku. Jak to świadczy o powadze i randze takiej instytucji jak bank centralny, jego niezależności i kompetencyjności? O wspieraniu programów i polityk rządowych, bez względu kto na czele tego rządu stoi, nie wspomnę. Jest to po prostu łamanie Konstytucji RP.

Dlaczego w Pani ocenie nie podniesiono stóp procentowych? Czy w Pani ocenie może to wynikać z faktu, że takie działanie NBP mogłoby negatywnie wpłynąć na poparcie Zjednoczonej Prawicy?   

Z tłumaczenia RPP wynika to z obawy przed krzywą Philipsa. Mianowicie kolejny wzrost stóp procentowych może odbić się negatywnie na rynku pracy, co wiąże się z wzrostem bezrobocia. Czyli zakładając, że podniesienie stóp procentowych obniży inflację, to jednocześnie może doprowadzić do wzrostu bezrobocia. Zakładając przy tym, że inflacja ma charakter podażowy. Nawet jeśli tak by się stało, to uważam, że nie stwarzałoby to poważnych konsekwencji na rynku pracy. Bezrobocie obecnie oscyluje w okolicach 5% i jego minimalny wzrost nie zaszkodziłby gospodarce. Natomiast, jeśli miałoby ono wzrosnąć do wartości dwucyfrowej, to stopy musiałyby zostać podniesione w sposób drastyczny.

Druga sprawa jest taka, że rząd panicznie boi się najmniejszego wzrostu bezrobocia, a jeśli tak to podwyższenie stóp uderzyłoby najbardziej w elektorat PiS-u, który w swoich programach koncentruje się na wsparciu m.in. osób najmniej wykształconych, z obszarów wiejskich czy małych miast. Bezrobocie więc w pierwszej kolejności dotknęłoby właśnie te osoby, co wywołałoby protesty i ewentualnie tąpnięcie w sondażach dla Zjednoczonej Prawicy. To rządzącej partii jest teraz najmniej potrzebne, tym bardziej że w przyszłym roku są wybory.

Jednocześnie, takie działania jedynie podkreślają to, o czym przed chwilą rozmawialiśmy. Takie działanie, takie motywacje i takie decyzje NPB powodują, że podważa on sam do siebie zaufanie społeczne, gdyż problem poziomu bezrobocia nie leży w kompetencji banku centralnego, tylko rządu. Co oznacza, że NPB wkracza w obszar rządowy, polityczny, realizuje interesy partyjne, nie funkcjonuje niezależnie, a to jest wysoce niepokojące. NPB nie realizuje swoich celów, jakimi są utrzymanie stabilnej wartości pieniądza i stabilnego poziomu cen.

Czy w Pani ocenie rządzący i NBP nie przyczyniają się do ich własnej klęski, zwłaszcza że poziom inflacji w sposób podobny odczuwa każdy obywatel bez względu na poglądy i sympatie polityczne?

Myślę, że po części już się przyczyniło, być może nie do klęski ale do słabej reputacji. Argumenty, które mówią, że wzrostu stóp procentowych przyczyni się do wzrostu bezrobocia są słabe. Jeśli teraz NBP nie podniosło stóp, to de facto pozwoliło na dalszy wzrost inflacji, przedłużyło jej żywotność. Należy zadać pytanie, jakie będą konsekwencje tej decyzji, a jeśli już jesteśmy przy rynku pracy, to dopiero brak walki z inflacją osłabi jego dynamikę. W mojej ocenie zezwolenie na wyższą inflację podniesie koszty produkcji, do tego są wysokie koszty energii, koszty zatrudnienia wzrastają, a przedsiębiorcy jakoś będą musieli je obniżyć.

W jaki sposób? No właśnie poprzez ograniczenie płacy, wreszcie zwolnienia, gdyż to jest najprostszy sposób na cięcia kosztów. To plus spadek dynamiki wzrostu PKB, którego już doświadczamy, szybko rosnąca inflacja, to wszystko wieszczy nam stagflację w przyszłym roku. Choć osobiście uważam, że już się ona rozpoczęła.

Według prezesa NBP szczyt inflacji może wynieść prawie 20% w lutym przyszłego roku i zacznie ona spadać. Czy jest to możliwy scenariusz?

Jeśli tak powiedział, to się z prof. Adamem Glapińskim zgodzę. Szczytu inflacji jeszcze nie mamy, wszystko przed nami. A skoro tak powiedział, to dlaczego RPP w listopadzie drugi raz z rzędu nie podniosła stóp? Bezczynność nie ograniczy wzrostu, a taktyka na przeczekanie jest słaba strategicznie i merytorycznie. Co do prognoz jestem też ostrożna i zastanawiam się na jakich badaniach Prezes opiera swoje prognozy, które jak pokazuje praktyka często były błędne.

Sytuacja jest dynamiczna, są wybory, myślę że rząd wyciągnie jeszcze przed nimi jakiegoś fiskalnego asa, którego zadaniem będzie poprzez programy socjalne przyciągnąć elektorat. Czynniki zewnętrzne również są wysoce niepewne. Działania wojenne eskalują, Putin wydaje się szykować kryzys humanitarny większego kalibru, który rozproszy się na inne państwa, najszybciej na Mołdawię. Ceny energii, ceny żywności, przerwane łańcuchy dostaw, brak pieniędzy dla Polski z KPO, to wszystko wpłynie na inflację, na naszą gospodarkę, pytanie w jakim stopniu. Jeśli rząd nieskorelowany z NBP będzie działał jak do tej pory, to odnosi się wrażenie, że albo nie wie jak skutecznie zwalczać inflację, albo wie ale partykularyzmy dominują. Jedno i drugie odbija się na społeczeństwie i w perspektywie na całej gospodarce kraju.

Polska nadal nie dostała pieniędzy z KPO, gdyż nie spełniła tzw. kamieni milowych. W jakim stopniu fundusze europejskie pomogłyby w walce z kryzysem?

Rząd twierdzi, że wypełnił, taką narrację wobec społeczeństwa też prowadzi. Z tym jednak należy polemizować, czy wprowadzenie Izby Odpowiedzialności Zawodowej w miejsce Izby Dyscyplinarnej jest zgodne z konstytucją. Zmiana nomenklatury jednej instytucji na inną nie rozwiązuje problemu. Nowa Izba to wciąż strefa wpływów politycznych i prezydenckich. Skład sędziowski do nowej Izby kreuje po dziwnym losowaniu nazwisk, jak widzieliśmy z „jajek niespodzianek”, w których mogą być nazwiska neo-sędziów, ostatecznie zatwierdza prezydent.

Kolejna kwestia w kamieniach milowych to finanse publiczne, które wbrew retoryce rządu są w tragicznym stanie.

Rząd wiele swoich wydatków ukrywa poza budżetem. Jak wynika z zestawienia FOR, to poza jakąkolwiek kontrolą społeczną, parlamentarną jest 422 mld złotych, a to stanowi 13% wzrostu PKB. Jeden z kamieni milowych mówi o większej przejrzystości finansowej i braku tego rodzaju funduszy. Nie wspomnę już o propozycji luzowania reguł fiskalnych i tworzenia buforów fiskalnych. Trzeba powiedzieć to głośno, to nie Komisja Europejska, nie Unia Europejska blokuje nam pieniądze z KPO czy zabiera. Polska, a właściwie polski rząd swoją ignorancją zasad, na które sama się zgodziła w 2004, swoją butą, blokuje sobie do nich dostęp. Nie otrzymujemy ich na własne życzenie

Czy w Pani ocenie, jeśli rząd nie wypełni kamieni milowych, to Polska sobie poradzi bez pieniędzy z Unii Europejskiej z obecnym kryzysem?   

Ciężko będzie sobie radzić, bo wyzwań w polskiej gospodarce, w kwestiach makroekonomicznych i społecznych jest wiele, a nie mamy takich funduszy, żeby im samodzielnie sprostać. Należy powiedzieć, że Europejski Fundusz Odbudowy, to nie jest tylko odbudowa europejskich gospodarek po pandemii, ale utrzymanie stabilności gospodarczej w czasie wojny. Oprócz tego możliwość przejścia na odnawialne źródła energii i uniezależnienie energetyczne od Rosji, jak i również transformacja cyfrowa. Działania gospodarcze rządu i konflikt z Unią Europejską oddalają Polskę od innowacyjnej gospodarki.

Nie wiem, jaki budżet miałby wykreować rząd, żeby Polska poradziła sobie bez pieniędzy z KPO i jednocześnie rozwijała swoją gospodarkę, nie wspominając już, że zwłaszcza w obszarze rozwoju cyfrowego zgodnie z Indeksem Rozwoju Gospodarki Cyfrowej i Społeczeństwa Cyfrowego Polska zajmuje czołową pozycję, ale od końca. Jak wskazują badania przeprowadzone przez McKinsey zarówno Polska jak i obszar Europy Środkowo Wschodniej ma gigantyczny potencjał do rozwoju cyfrowo-technologicznego. Ciężko będzie go wykorzystać bez środków unijnych.

Ile w Pani ocenie Polska powinna wydawać środków na rozwój gospodarczy?       

Na pewno te wydatki powinny zostać zwiększone, bo uatrakcyjni to polską gospodarkę dla przedsiębiorców, także dla napływu inwestycji bezpośrednich. W mojej ocenie wydatki na badania i rozwój gospodarczy powinny wynosić ok 3% PKB. Tyle wydaje np. Szwecja, powyżej 2,5% wydają Niemcy, Austria, Holandia, co oznacza że jest to możliwe. Polskie wydatki na badania i rozwój to ok 1,7% PKB. Wciąż mało, biorąc pod uwagę bezsensowność niektórych rządowych wydatków, np. 2 mld złotych na import węgla, który okazuje się być kiepskiej jakości ostatnio, czy jak w czasie pandemii na maseczki bez certyfikacji czy nieatestowane respiratory, o kosztach, ponad 70 mln złotych, organizacji wyborów kopertowych, które się nie odbyły, nie wspominając.

Należy też powiedzieć, że w dużej mierze społeczeństwo zaczyna zmieniać swój sposób myślenia o kryzysie klimatycznym, o konieczności i potrzebie przejścia na źródła odnawialne. Nie jest to proste, zwłaszcza w obszarach węglowych jak np. Śląsk, ale rząd w tej kwestii nic nie robi, aby wspierać kampanie informacyjne. Wręcz odwrotnie często widoczna jest w tej kwestii rządowa dezinformacja. A Polska i w tej dziedzinie potencjał ma, np. jeśli chodzi o farmy wiatrowe czy morskie. Co więcej prawo zamiast wspomagać ten rozwój, ogranicza go np. ustawą odległościową z 2016. Jej nowelizacja jest już, ale od dawna nie została podpisana, leży pod biurkiem sejmowym, w związku z czym nie weszła w życie, a wiatraków jak nie ma tak nie było jak nie ma.

To pokazuje, że również w kwestii odnawialnych źródeł energii Polska sama siebie ogranicza nie uchwalając odpowiednich przepisów. Być może lubimy sami siebie blokować, a potem bohatersko rozwiązywać swoje wymyślone problemy, zrzucając przy tym odpowiedzialność np. na Unię Europejską.

Niedawno na miejscowość Przewodów spadły dwie rakiety rosyjskiej produkcji. Jak Pani to skomentuje?

Sprawę badają polskie służby. Jednak wątpię, żeby była to celowa prowokacja Rosji czy świadomy atak, a dotychczasowe doniesienia wskazują na to, że był to incydent niezamierzony. Mimo wszystko sytuacja ta pokazuje, że wojna zatacza coraz większe kręgi. W mojej ocenie uruchomienie artykułu 5. NATO jest niemożliwe, ale nie oznacza to, że dyskusja w ramach artykułu 4. nie jest możliwa. Choć to również rozwiązane dość kontrowersyjne, bo de facto jest wciągnięciem niemilitarnym NATO do konfliktu.

To co się wydarzyło w Przewodowie ma także wpływ na kwestie gospodarki polskiej. Od razu można było zaobserwować ruchy na walutach, nasza waluta osłabiła się wobec euro i dolara. Oprócz tego został zamknięty ropociąg Przyjaźń, co może mieć swoje konsekwencje dla naszego bezpieczeństwa energetycznego i wzrostu inflacji. Ten wypadek może w sposób negatywny odbić się na dostawach surowców dla Europy i rynkach światowych.

Polska od NATO domaga się uruchomienia artykułu 4. Jak Pani sądzi, czy do tego dojdzie?

Obawiam się, że jeśli dojdzie do jego uruchomienia, to istnieje ryzyko odebrania przez Rosję takiego ruchu jako wciągnięcie NATO do wojny, a w rezultacie większą eskalację konfliktu i sytuację dramatyczną, jaką mogłaby być trzecia wojna światowa. Z drugiej strony państwa zachodnie powinny w większej mierze, także operacyjnej ze sobą współdziałać z sposób bardziej skoordynowany i pewny.

Konsultacje w ramach art. 4. pokazałyby Rosji, że Sojusz Północnoatlantycki jest solidarny i silny nie tylko w strefie deklaratywnej, ale również tzw. soft-power. Nie oznacza to jednak, że uruchomienie tego artykułu nie będzie miało swoich konsekwencji, które propaganda rosyjska może zinterpretować po swojemu.

Jakie działania powinno podjąć NATO, żeby pokazać swoją siłę i jedność? 

Sądzę, że nie tylko NATO powinno pokazać swoją siłę i jedność, ale przede wszystkim państwa członkowskie Unii Europejskiej. Tutaj jest również rola Polski, która z instytucjami europejskimi prowadzi bezowocny spór, który nie jednoczy, nie solidaryzuje.

Co w obecnej sytuacji mogą zrobić instytucje europejskie, zwłaszcza że polski rząd prowadzi konflikt o wartości z Unią Europejską?

Instytucje europejskie powinny twardo powiedzieć, że nie wypłacą pieniędzy, dopóki Polska nie spełni kamieni milowych. Z punktu widzenia racjonalnego i prawnego w taki sposób należałoby postawić sytuację, zwłaszcza że rząd zgodził się na unijne zasady, a teraz ich nie wypełniamy.

Z drugiej strony mamy kryzysowe okoliczności, tych kryzysów różnej natury jest coraz więcej, a okresy nie kryzysowe skracają się. Zwłaszcza teraz Unia Europejska jest w trudnej sytuacji, bo spór o KPO i ruchy antyunijne Polski czy Węgier pokazują, że jedność, spójność nie do końca transparentna i nie do końca jest w ogóle. Wizerunkowo nie wygląda to dobrze, a Rosji na tym zależy, aby w Unii Europejskiej doszło do rozłamu. Nieefektywne, osłabiające spory wewnątrz Unii mogą zachęcić Kreml do śmielszych kroków wobec Zachodu.

Natomiast, żeby temu zapobiec, to zarówno państwa członkowskie Unii jak i NATO muszą pokazać swoją siłę i solidarność, ale zależy to też od Polski. Unia powinna polityczne, ekonomicznie stanowić bufor dla Kremla, NATO militarnie.

Bardzo dziękuję za rozmowę.    

Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Michal Ruszczyk

Historyk i dziennikarz współpracujący z portalami informacyjnymi i mediami obywatelskimi. Redaktor Sieciowej Telewizji Obywatelskiej Video Kod. Redaktor miesięcznika “Nasze Czasopismo” od stycznia 2018 do marca 2019. Od października 2018 współpracownik portali internetowych - Crowd Media, wiadomo.co i koduj24. Współzałożyciel i członek zarządu Stowarzyszenia Kluby Liberalne do marca 2019 roku. Od kwietnia 2019 związany z Koalicją Ateistyczną. Były członek warszawskich struktur Nowoczesnej.

Media Tygodnia
Ładowanie