Dziś wieczorem Legia Warszawa podejmie u siebie gigantów światowego futbolu – królewskich z Madrytu. Mecz z Realem miał być wielkim piłkarskim wydarzeniem. Każdy przeciętny pelikan wie, że na boisku nie za bardzo możemy rywalizować z obrońcą trofeum poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. Jednak idea była taka, że kibice będą mogli obsadzić warszawski stadion do ostatniego miejsca i uczynić z tego wydarzenia prawdziwe piłkarskie święto. Zamiast tego, zobaczą mecz w telewizji, zaś piłkarze zagrają przy pustych trybunach.
Co się zatem stało, że się zesrało?
Stali się Kibole Legii, którzy rozpoczęli swoje przeboje od rozróby podczas meczu z Borrusią Dortmund. Zachowania rasistowskie, użycie pirotechniki, rzucanie przedmiotów na murawę, czy zamieszki na trybunach – to zarzuty, z jakimi warszawska drużyna musiała się zmierzyć po spotkaniu z niemiecką drużyną. Jakby tego było mało, przed meczem wyjazdowym w Madrycie, fanatycy stołecznej drużyny wywołali zamieszki i starli się z miejscową policją.
Nie jest to pierwsza sytuacja, w której Legia została ukarana za zachowanie swoich pseudokibiców. Stołeczny klub po raz czwarty w historii swoich występów w europejskich pucharach zagra u siebie przy pustych trybunach. Widać jak na dłoni, że sytuacja się powtarza. I powtarzać się będzie tak długo, jak władze klubu będą przymykać oczy na łamanie prawa przez stadionowych chuliganów. Prezes Legii Bogusław Leśnodorski swego czasu zasłynął tym, że po objęciu posady, by przypodobać się kibolom zawnioskował o amnestię dla chuliganów i zniesienie dla nich zakazów stadionowych. Chciał w ten sposób ocieplić stosunki z fanatykami Legii. Wyszedł na tym jak Zabłocki na mydle. Kibole nagrodzili go zadymą na meczu z Jagiellonią. W nagrodę Legia oddała mecz walkowerem i dostała surową karę pieniężną.
Niestety postawa władz Legii nie różni się w tym zakresie od polityki innych polskich klubów, które żyją w swoistej symbiozie z chuliganami, którzy z jednej strony zapewniają doping i oprawę meczów, a z drugiej – pozostają chuliganami.
Konieczne jest wprowadzenie polityki zera tolerancji dla przejawów bandytyzmu, chuligaństwa, rasizmu i łamania prawa przez kiboli, zarówno na trybunach, jak i poza nimi. Przykład Legii pokazuje, że pobłażanie chuliganom nie tylko mija się z celem, ale ośmiesza cały klub, narażając go na ogromne straty finansowe i wizerunkowe.
Przejawy bandytyzmu, wulgarne i agresywne zachowania kiboli są jednym z głównych czynników, które zachęcają fanów piłki nożnej do chodzenia na mecze w naszym kraju. Ludzie po prostu nie czują się na stadionach ani komfortowo, ani bezpiecznie. Nie sprawia im przyjemności wysłuchiwanie bluzgów, rasistowskich okrzyków, czy oglądania ekscesów na trybunach. Nie mówiąc już o tym, że sama piłka nożna jest z założenia sportem, który ogląda się razem z rodziną, a w szczególności z dziećmi.
Niestety, władze polskich klubów, w tym Legii, wolą odwracać wzrok w drugą stronę i udawać, że problemu nie ma. Kończy się to tak, że kibole rozrabiają, klub ponosi konsekwencje, a cierpią normalni kibice. Kibole zaś powyższe konsekwencje mają głęboko w dupie, więc rozrabiają dalej. W ten sposób koło się zamyka.
Nam, zwykłym kibicom, pozostaje oglądać mecz w telewizji i zastanawiać się, czy w tym kraju będzie kiedyś normalnie?
fot. legioniści.com
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU