Podobno w wodzie pływają trupy. Są popychane z boku na bok – tak sytuację na granicy polsko-białoruskiej opisuje Konrad Sikora, wiceburmistrz Michałowa.
Obóz władzy zablokował mediom dostęp do strefy objętej stanem wyjątkowym. O sytuacji na polsko-białoruskiej granicy, opinia publiczna szczątkowo może się dowiedzieć z ubogich komunikatów resortu spraw wewnętrznych oraz konferencji Straży Granicznej. Wiele informacji przekazują organizacje pozarządowe niosące pomoc migrantom. Konrad Sikora, wiceburmistrz Michałowa, rozmawiał o sytuacji na granicy z niemieckim magazynem “Focus”. Z takim opisem dramatu, nie mieliśmy jeszcze do czynienia.
Kilka dni temu usłyszałem historię o granicznej rzece Świsłocz. Podobno w wodzie pływają trupy. Są popychane z boku na bok. Tam i z powrotem, między Białorusią a Polską. Żadna ze stron nie chce ich wydostać – powiedział “Focusowi” Konrad Sikora, cytowany przez Fakt.pl
Oficjalne dane mówią o dziewięciu zgonach uchodźców i migrantów, ale te statystyki są nie do zweryfikowania ponieważ nie wiadomo co dzieje się po stronie Białoruskiej. Wiceburmistrzowi Michałowa ciężko uwierzyć w podawane liczby – Z tego, co słyszałem, do tej pory musiało zginąć co najmniej 70 osób. Ale są też przypuszczenia, że może być ich nawet 200 – mówi Sikora.
Jak pisze “Focus”, w przygranicznych lasach znajduje się około 10 tys. uchodźców, czekających na przemytników, którzy zapewnią im transport do Niemiec.
Mówi się, że codziennie przez granicę przychodzi do nas około 1000 uchodźców. 500 z nich jest spychanych na Białoruś przez polskie siły bezpieczeństwa, ale 500 udaje się przejść przez granicę – wylicza w rozmowie z magazynem.
Źródło: Fakt.pl
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU