Pandemia koronawirusa sparaliżowała świat futbolu. Rozgrywki zostały przerwane nagle i nie wiadomo, kiedy – i czy w ogóle – zostaną wznowione. Niewykluczone, że sezon 2019/20 zostanie uznany za niebyły. Tym samym niedopowiedzianych zostanie kilka historii, którymi emocjonowaliśmy się przez ostatnie miesiące. Sport pełen jest pięknych, inspirujących opowieści. Te niestety zostały brutalnie przerwane.
Liverpool – 30 lat czekania na mistrzostwo Anglii
„Tylko katastrofa może zabrać Liverpoolowi tytuł” – taka ocena obecnego sezonu Premier League pojawiła się dość szybko. Zespół Jurgena Kloppa od początku sezonu nie miał sobie równych, zachwycał grą, szybko wypracował sobie olbrzymią przewagę nad rywalami. Kibice The Reds szykowali się do mistrzowskiej fety. Dla wielu fanów byłaby to pierwsza celebracja tytułu w życiu. Liverpool czeka przecież na to mistrzostwo od 30 lat. I wreszcie miał się doczekać. Ponad 20 punktów nad wiceliderem na 9 kolejek do końca? To dorobek w zasadzie nie do roztrwonienia w sportowej rywalizacji. Ale do gry wszedł przeciwnik spoza świata sportu.
Koronawirus zaatakował Wielką Brytanię w momencie, gdy do matematycznego zapewnienia sobie tytułu zabrakło raptem sześciu punktów. Dwóch wygranych. I choć nie ma wątpliwości, że The Reds to mistrzostwo by zdobyli, to jeśli Premier League anuluje sezon, nikt medali rozdawać nie będzie. Nie będzie spadków, nie będzie tytułów. Piłkarze Jurgena Kloppa będą musieli zacząć walkę od nowa, a kibice – poradzić sobie z kolejnym zawodem. Rok temu wyczekiwane mistrzostwo przegrali o jeden, jedyny punkt. W 2014 roku symbolem utraconego tytułu było kluczowe poślizgnięcie się Stevena Gerrarda. Teraz marsz po tytuł przerwała pandemia.
Atalanta Bergamo podbija Ligę Mistrzów
19 lutego 2020 roku Atalanta Bergamo zagrała perfekcyjny mecz w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Na San Siro ekipa Gian Piero Gasperini rozbiła Valencię 4:1. Teraz, z perspektywy czasu, nazywa się ten mecz „bombą biologiczną”, która przyczyniła się do rozprzestrzenienia koronawirusa. Ale wtedy, gdy nikt nie spodziewał się wybuchu pandemii, było to święto futbolu. Dowód na perfekcyjny sezon Atalanty.
Odkąd w 2016 roku stery zespołu objął Gian Piero Gasperini, Atalanta zaczęła dobrze radzić sobie w Serie A, regularnie zajmowała miejsca premiowane grą w europejskich pucharach. Wreszcie, w sezonie 2018/19 zespół z Bergamo awansował do Ligi Mistrzów. I nieźle tam namieszał. Zaczęło się od trzech porażek i bilansu bramkowego, a skończyło na sensacyjnym awansie do fazy pucharowej. I, po meczach z Valencią, nie jest wykluczone, że przygoda potrwałaby jeszcze dłużej.
W Serie A Atalanta potrafiła zagrać spektakularne mecze. Ostatni to rozbicie Lecce 7:2. Wcześniej było też 7:0 z Torino, 5:0 z Parmą i Milanem. W momencie przerwania rozgrywek, zespół był na czwartym miejscu w tabeli. I już go najpewniej nie poprawi. I, niestety, raczej nie zobaczymy, jak daleko zaszedłby w Lidze Mistrzów.
Kuba Błaszczykowski na EURO 2020
To była niemal narodowa debata: czy Jakub Błaszczykowski powinien pojechać na EURO 2020? Selekcjoner Jerzy Brzęczek skłaniał się ku powołaniu swojego siostrzeńca, jednak eksperci i kibice nie podzielali entuzjazmu trenera. Jesienią Błaszczykowski długo leczył kontuzję, a wieku też nie można oszukać. Argumenty, że w 2016 roku był na EURO jednym z najlepszych graczy kardy, trudno było brać poważnie.
Aż przyszła wiosna w Ekstraklasie i Błaszczykowski dał sygnał: pojadę na EURO ze względów sportowych, nie za zasługi. Wisła Kraków, jeszcze jesienią typowana jako pewniak do spadku, rozgrywała kapitalną rundę. Cztery zwycięstwa, dwa remisy i zaczęły się pojawiać głosy, że w zasięgu Białej Gwiazdy jest górna ósemka. A jednym z najważniejszych architektów tych wygranych był właśnie Błaszczykowski – strzelił trzy gole.
Jerzy Brzęczek mógł patrzeć na to z zadowoleniem: w takiej formie Kuba zasłużył na powołanie. Dobry wynik z kadrą na EURO byłby dla Błaszczykowskiego pięknym ukoronowaniem bogatej kariery, podczas której nieraz sam ciągnął grę reprezentacji Polski. Pandemia i spowodowane nią przesunięcie turnieju na 2021 rok sprawia, że dalszy ciąg tej historii staje pod znakiem zapytania…
Leeds United wraca do Premier League
W zeszłym sezonie się nie udało. Leeds United pod wodzą Marcelo Bielsy długo był jednym z najpoważniejszych kandydatów do awansu do Premier League, lecz ostatecznie wyhamował, przegrał w barażach. Drugie podejście musiało się udać. I na dziewięć meczów przed końcem ligi Leeds było liderem z siedmiopunktową przewagą nad trzecim Fulham.
Leeds, którego ważną postacią jest Mateusz Klich, wypatruje tego awansu niemal jak Liverpool mistrzostwa. Dla Pawi miał być to symbol odrodzenia po bolesnym upadku, który spowodowały problemy finansowe. W 2001 roku Leeds grało w półfinale Ligi Mistrzów, w 2004 z ogromnymi długami spadło do Championship, a potem – do League One.
Niestety – jeżeli sezon 2019/20 zostanie unieważniony, piłkarze Bielsy będą musieli rozpocząć walkę o wymarzony awans od nowa. Ta historia prawdopodobnie nie doczeka się happy endu, ale dopisano jej piękny rozdział. Piłkarze i trenerzy Leeds zgodzili się na zamrożenie swoich pensji, by klub utrzymał płynność finansową.
RB Lipsk – futbol z franczyzy może być piękny
Powiedzieć, że RB Leipzig nie należy do najulubieńszych klubów w Niemczech, do delikatne słowa. Przez kibiców innych drużyn Bundesligi jest wręcz nienawidzony. Dlaczego? Bo należy do franczyzy Red Bulla, jest więc ich zdaniem sztucznym tworem bez tradycji.
I ten sezon zaczął zmieniać postrzeganie RB przez kibiców w Europie. Dlaczego? Bo grał świetny futbol. 33-letni szkoleniowiec Julian Naglesmann stał się zaś jednym z najciekawszych nazwisk na trenerskim rynku. Nic dziwnego – Lipsk awansował do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, w 1/8 spektakularnie rozprawił się z Tottenhamem. W Bundeslidze RB zajmowało trzecią lokatę, przed zawieszeniem rozgrywek zdążyło rozbić Shalke 5:0.
Końcówka sezonu w Lidze Niemieckiej szykowała się arcyciekawie. O tytuł rywalizowało kilka drużyn: Bayern, Borussia, Lipsk, ostatniego słowa nie powiedziała Borussia Monchengladbach. Nie jest powiedziane, że finisz nie należałby do Red Bulla. Na pewno drużyna Naglesmanna nie powiedziała ostatniego słowa, ani w lidze, ani w Europie. Ale jakby ono brzmiało – tego już się raczej nie dowiemy.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU