– Rząd z punktu widzenia marketingu politycznego miał częściowo słuszne cele i założenia. Mianowicie, żeby obniżyć pracownikom na etacie łączne opodatkowanie. Z punktu widzenia ekonomicznego jest to dobre rozwiązanie, z którym większość ekonomistów się zgadzała, gdyż mamy mało rąk do pracy, zlikwidowałoby to szarą strefę i pomogłoby ludziom, którzy zaczynają pracę. To było dobre rozwiązanie, ale zostały do tego wszystkiego dołożone kwestie socjalne, uderzenie finansowe w samorządy, wprowadzenie nowych podziałów społecznych – zabrać bogatym i dać biednym itd. Reasumując: wśród dobrych celów znalazło się za dużo polityki i nachalnej propagandy, która promowała Polski Ład. – Z dr Sławomirem Dudkiem, ekonomistą z FOR o Polskim Ładzie i sytuacji gospodarczej rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Narodowy Bank Polski zapewnia, że w kraju mamy do czynienia z „cudem gospodarczym”. Jak Pan to skomentuje?
Dr Sławomir Dudek: Zgadzam się, że po transformacji w ciągu 30 ostatnich lat Polska odniosła sukces. Jednak nie wiem, co prezes Glapiński ma na myśli, mówiąc o „cudzie gospodarczym” w obecnej sytuacji, która jest złożona. Mianowicie wzrost gospodarczy jest efektem odbicia po ostatnim lockdownie i to widzimy we wszystkich państwach. Pytanie zasadnicze: czy będziemy dalej w stanie gonić gospodarki zachodnie tak jak przed Covid-19? Tutaj jest wiele niewiadomych.
Niestety od długiego czasu Polska mierzy się z podwyższoną inflacją, która jeszcze przed Covid-19 skoczyła do 5%, w lockdownie na moment spowolniła, podczas gdy w całej Europie ceny spadały. Teraz inflacja wymknęła się już spod kontroli władz gospodarczych i zbliża się do poziomów dwucyfrowych. Do jej wzrostu przyczyniły się również zwiększony popyt jak i brak odpowiedniej polityki monetarnej ze strony NBP, w tym „drukowanie” pustego pieniądza. Przez to nasza sytuacja gospodarcza w obecnej chwili jest taka, że mamy odbicie gospodarcze, ale jesteśmy w czołówce wśród państw należących do OECD jeżeli chodzi o inflację. Gospodarka jest przegrzana, jest spekulacyjna, a to jest nie do utrzymania w dłuższej perspektywie. A więc, odpowiadając na Pana pytanie: mamy do czynienia z odbiciem gospodarczym, a przed nami stoją poważne problemy i wyzwania.
Inflacja osiągnęła w grudniu już 8,6%. Kiedy, Pana zdaniem, możemy się spodziewać jej wyhamowania?
Inflacja jest jak rozpędzony pociąg, który bardzo trudno zatrzymać. Władze monetarne późno zaczęły podejmować działania poprzez podnoszenie stóp procentowych. Ostudzenie przegrzanej gospodarki to koszty, które trzeba będzie ponieść. Inne państwa dużo wcześniej zaczęły działać, a NBP lekceważył długo inflację i konsekwencje tego poniesiemy wszyscy.
Natomiast, co do Pana pytania: sądzę, że mocno podwyższona inflacja pozostanie z nami do przyszłego roku, ale potem też będzie powyżej celu 2,5%, bo wszystkie działania rządu, o czym mówił zresztą premier, zmierzają do wypłaszczenia wskaźników inflacyjnych. Działania podejmowane przez rząd to są leki przeciwbólowe a nie leczenie przyczyn inflacji. Na końcu koszty życiowe i wydatki gospodarstw domowych będą tak samo drogie, ale to po wyborach. Potrzebne są wspólne działania rządzących i NBP, ale leczenie przyczyn inflacji a nie dolewanie benzyny do ognia.
W Kazachstanie z powodu podniesienia cen gazu wybuchły demonstracje. Jak Pan sądzi, czy w wyniku pogarszającej się sytuacji gospodarczej w Polsce może dojść do podobnych scen?
Jako państwo jesteśmy mocno doświadczeni przez inflację i dobrze znamy to zjawisko z PRL-u oraz z początków transformacji, którą udało się stłumić. Jednak wątpię, czy obecna sytuacja gospodarcza wywoła aż takie protesty, jak te, które były w Kazachstanie. Na pewno coś może poruszyć się w sondażach i to już widać, bo partia rządząca już zaczyna tracić poparcie społeczne. Jednak protestów nie wykluczałbym, bo ceny gazu poszybowały mimo propagandy sukcesu o Polskim Ładzie i zrzucania winy na oponentów politycznych. To samo było w PRL-u, kiedy operacjom cenowym towarzyszyła propaganda medialna.
Odpowiadając na Pana pytanie: raczej nie, ale nie wykluczałbym. Wszystko zależy od tego, jak Polski Ład odbije się na drobnych przedsiębiorcach, którzy mogą protestować, co pokazali przy okazji protestów przeciw lockdownom, ale nie spodziewam się, aż takich protestów jak w Kazachstanie.
Niedawno jeden z posłów PiS-u, Kazimierz Smoliński powiedział, że należy wprowadzić ceny regulowane na żywność. Jak Pan to skomentuje?
To jest powrót do PRL-u, gdzie były ceny ustalane administracyjnie. Victor Orban wprowadził taki model gospodarki na Węgrzech, ale wybory parlamentarne są za niedługo, a więc presja polityczno-społeczna jest większa niż w Polsce. Dyskusja o takich rozwiązaniach nie jest bezpodstawna, bo rządzący naśladują Orbana. W gospodarce rynkowej jest to niemożliwe i wywoła bardzo negatywne skutki, ale Zjednoczona Prawica pokazała, że dla niej wiele rzeczy, które uważamy za niemożliwe do zrealizowania, okazuje się możliwe do realizacji. Na pewno takie rozwiązanie doprowadziłoby do powstania spekulacji, czarnego rynku, który był w Polsce w czasie PRL-u. To może też doprowadzić do bankructw wielu firm. To pokazuje, że rządzący są zdesperowani do tego stopnia, że myślą nawet o utopii w celu stłumienia negatywnych nastojów społecznych.
Od pierwszego stycznia w życie wszedł Polski Ład i od razu zaczął się chaos – obniżone pensje i emerytury, problemy księgowych i doradców podatkowych, przerażenie wśród przedsiębiorców. Dlaczego rząd nie dopracował lepiej przepisów i wszystkim utrudnił życie?
To jest bardzo trudne pytanie, bo rząd wśród marketingu politycznego miał częściowo słuszne cele i założenia. Mianowicie, żeby obniżyć pracownikom na etacie łączne opodatkowanie. Z punktu widzenia ekonomicznego jest to dobre rozwiązanie, z którym większość ekonomistów się zgadzała, gdyż mamy mało rąk do pracy, zlikwidowałoby to szarą strefę i pomogłoby ludziom, którzy zaczynają pracę. To było dobre rozwiązanie, ale zostały do tego wszystkiego dołożone kwestie socjalne, uderzenie finansowe w samorządy, wprowadzenie nowych podziałów społecznych – zabrać bogatym i dać biednym itd. Reasumując: wśród dobrych celów znalazło się za dużo polityki i nachalnej propagandy, która promowała Polski Ład.
Natomiast rząd zrobił to tak szybko, ponieważ być może celem są wcześniejsze wybory i to, żeby jak najmniej grup społecznych zorientowało się, że na Polskim Ładzie de facto traci. Stąd mógł wynikać pośpiech. Ponadto brak konsultacji ze specjalistami, a jeżeli jakieś były, to uwagi nie zostały uwzględnione. Nawet Rządowe Centrum Legislacji mówiło, że nie miało czasu zgłosić swoich zastrzeżeń do tej ustawy. A w Parlamencie ustawa przeszła w tempie błyskawicznym i teraz mamy chaos, gdyż decydował PR, a nie eksperci.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU