Sport

Depresja w sporcie. Okrutna choroba, która nie oszczędza nikogo

Najgorsze jest chyba to, że nie można tego pokazać. Przy grypie słychać kaszel, złamaną rękę umieszcza się w gipsie. I inni to widzą, rozumieją i akceptują. Z depresją jest inaczej, dlatego wciąż wielu ludzi nie utożsamia jej z ciężką chorobą, a za lekarstwo poleca „rozchmurzenie się”. I dlatego tak mało chorych o tym mówi. Także w sporcie. Bo jak tu przyznać się do depresji, gdy liczy na ciebie drużyna? Gdy oglądają cię dziesiątki tysięcy ludzi?

Temat depresji w sporcie zaczął być szerzej poruszany po tragicznej, samobójczej śmierci Roberta Enke. Enke miał wówczas 32 lata, był podstawowym bramkarzem Hannoveru, szykował się do wyjazdu na mundial do RPA. Miał żonę, Teresę, wychowywał adoptowaną córeczkę, Leilę. Trzy lata wcześniej zmarło ich pierwsze dziecko, Lara. Jednak nieproszony gość, depresja, pojawił się w życiu Enke znacznie wcześniej. Przez lata go wyniszczała, prowadziła do stanu, w którym nie miał siły wstać z łóżka i udawał kontuzje, byleby nie trenować i nie grać. To było ponad jego siły.

I to właśnie depresja była przyczyną śmierci bramkarza. To ona popchnęła go do samobójstwa. Enke ukrywał chorobę przed światem, o jego demonach wiedzieli nieliczni. Dlaczego? W zasadzie trudno się dziwić. Jak zareagowaliby kibice, gdyby dowiedzieli się, że ich bramkarz ma problemy psychiczne? Co zrobiłby zarząd klubu? Czy takiemu zawodnikowi ktoś zaproponowałby kontrakt? W sporcie depresja była tematem tabu. Teraz przyznaje się do niej znacznie więcej osób. W Polsce najgłośniejszy był przypadek Justyny Kowalczyk. Mistrzyni olimpijska jest dla kibiców synonimem sukcesu. Jak się okazało, przez lata zmuszała się, by podczas startów czy przed kamerami nie dać nic po sobie poznać. Tę maskę zdejmowała w samotności.

„Gdybyś przez pół godziny siedziała w mojej głowie, zrozumiałabyś, czemu ogarnia mnie obłęd” – powiedział kiedyś Robert Enke żonie. To nie był wyrzut, raczej chyba prośba o zrozumienie. Zdrowa osoba nie zrozumie, co dzieje się w głowie chorego. Tłumaczy to sobie w oparciu o swoje doświadczenia. Każdy czuł smutek, spowodowany różnymi sytuacjami. Nie każdy czuł permanentny smutek wywołany przez chorobę. Dlatego w najgorszym przypadku pojawia się trywializacja zagrożenia. „Ogarnij się”. „Jak możesz być smutny, masz dobrą pracę”. Znana jest opowieść o Gianluigim Buffonie. Jeden z najwybitniejszych bramkarzy w historii futbolu leczył się z depresji. Podczas terapii psycholog powiedział mu, że przecież wielu ludzi chciałoby mieć takie życie, jak Buffon. „Może i tak, ale ja nie chcę swojego” – odparł piłkarz. Najważniejsze więc, by nie racjonalizować, nie tłumaczyć, a po prostu wspierać. Bo ta choroba nie wybiera – jak w średniowiecznym danse macabre może trafić bogatego i biednego, idola tłumów i osobę nieznaną.

Oczywiście wspierać chorego można dopiero wtedy, gdy przyzna się do depresji. Z tym wciąż jest problem. Sportowcy nie chcą pokazywać słabości, nie chcą być uważani za dziwnych, czują też, że w przypadku niepowodzenia zespołu to oni staną się kozłami ofiarnymi. Na szczęście problem nie jest już ignorowany. Coraz większa liczba klubów włącza do sztabów psychologów. Sami sportowcy współpracują z psychologami indywidualnie. Na pewno jeszcze trochę czasu minie, zanim depresja będzie traktowana przez ogół społeczeństwa, jak inne ciężkie choroby, np. rak, ale ta świadomość jest coraz większa. Pomagają w tym wyznania sławnych osób, autorytetów, także popularncyh sportowców, takich jak Lindsey Vonn, Buffon czy koszykarz Kevin Love. Przypomina o tym też obchodzony 23 lutego Światowy Dzień Walki z Depresją. Według raportów WHO to jedna z najgroźniejszych obecnie chorób. W 2030 roku może być najczęściej występującą na świecie.

Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

blok 1

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Dominik Kwaśnik

Z wykształcenia – polonista i filmoznawca, absolwent stołecznego UKSW. Miłośnik dobrej książki, dobrego filmu i dobrego meczu. Pasjonat historii i podróży, uwielbia odkrywać i poznawać nowe miejsca – zarówno w swojej Warszawie, jak i poza nią.

Media Tygodnia
Ładowanie