1 lutego 2020 – to data, która pojawi się w każdym podręczniku do historii. To pierwszy dzień, w którym Wielka Brytania nie będzie już członkiem Unii Europejskiej. Rozważając wszystkie konsekwencje polityczne i społeczne tego ruchu, warto też zastanowić się, co oznacza on dla piłki nożnej.
Do Brexitu przyzwyczajaliśmy się od czerwca 2016 roku, gdy wyniki przeprowadzonego w Wielkiej Brytanii referendum zaszokowało całą Europę. Kiedy politycy negocjowali zasady wyjścia Zjednoczonego Królestwa z Unii, Europejczycy zastanawiali się, jak wypłynie ono na ich codzienne życie. Otwarcie granic i rynku pracy dla obywateli krajów członkowskich było przecież prawdziwą rewolucją i znalazł zastosowanie także w futbolu. Zasadę swobodnego przepływu pracowników wewnątrz Unii znamy dobrze z naszego ekstraklasowego podwórka. Jeszcze w poprzednim sezonie obowiązywał przepis ograniczający ilość grających w meczu obcokrajowców do dwóch na drużynę. Oczywiście „obcokrajowców” w rozumieniu unijnym, a więc byli nimi Brazylijczycy i Serbowie, ale można było wystawić jedenastkę Słowaków, Czechów czy Portugalczyków.
Wkrótce nie tylko Słowacy i Polacy, lecz także Szwedzi, Hiszpanie i Francuzi będą dla Brytyjczyków obcokrajowcami. I prawdopodobnie Premier League nie będzie już dla nich tak bardzo gościnna. W barwach Manchesteru City w ostatnim meczu derbowym zagrało tylko dwóch Anglików. W derbach Londynu między Chelsea a Arsenalem trzeba było wytężyć wzrok, by w wyjściowych składach Anglików dostrzec – było ich też dwóch.
Teraz te czasy miną, a wrócą poprzednie, gdy transfer na Wyspy wcale nie był prostą sprawą. Aby grać w angielskim klubie niezbędne było pozwolenie na pracę. Zależało ono m.in. od występów w reprezentacji (np. Polak ze słabszego kraju musiałby zagrać mniej więcej w połowie meczów reprezentacji w ostatnich 2 latach. Hiszpanowi wystarczyłoby 30 procent meczów). Według szacunków „Daily Telegraph” wśród piłkarzy zakontraktowanych od 1992 roku nawet połowa mogłaby nie dostać pozwolenia na transfer, gdyby nie mieli unijnego paszportu. Problem z transferem mógłby mieć np. Riyad Maher, ale prócz algierskiego, posiada francuskie obywatelstwo.
Zwolennicy Brexitu zauważają, że będzie on korzystny dla reprezentacji, gdyż angielskie kluby będą musiały inwestować w brytyjskich zawodników. Także młodzież. Opuszczenie Unii oznacza, że niemożliwe będzie sprowadzanie do swoich akademii zagranicznych graczy poniżej 18 roku życia. W epoce po Brexicie na Wyspy nie trafiłby więc np. Cesc Fabregas czy Wojciech Szczęsny. Letnie okienko transferowe będzie ostatnim, w którym kluby będą mogły poczynić podobne inwestycje.
Dziwić może, że wciąż nie ustalono konkretnych przepisów, według których będą funkcjonować angielskie kluby po wyjściu z Unii. Prawdopodobnie nastąpi ograniczenie liczby obcokrajowców w kadrze zespołu i podniesienie do 12 wymaganej liczby wychowanków. Inny pomysł zakłada, że im więcej klub ma wychowanków, tym większą grupę obcokrajowców będzie mógł zatrudnić. Decyzje zapadną w najbliższym czasie. Na pewno kluby dostaną czas, by dostosować się do nowych realiów. Dla większości zmiana proporcji w szatniach wymaga rewolucji kadrowej. Pozostaje też pytanie, czy Brexit nie zahamuje finansowego rozwoju Premier League. Obecnie to obcokrajowcy wygrywają rywalizację o skład z Anglikami. Czy więc ich brak nie sprawi, że Premier League zaoferuje gorszy produkt?
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU