Sport

Pady i joysticki, zamiast tyczek i rakiet. Gry komputerowe już nawet na Olimpiadzie…

W niedzielny wieczór, pstrykając po kanałach natrafiłem na transmisję – podobno sportową, na co zresztą mógł wskazywać kanał – TVP Sport. Od godziny 16, niemal do północy można było śledzić zmagania młodych chłopaków, którzy walczyli o awans do kadry PZPN w e-futbolu.

Zawodnicy, ba – przedstawiciele – takich klubów jak Legia Warszawa, Lech Poznań czy Zagłębie Lubin, z wypiekami na twarzach i joystickami w dłoniach grali w Fifę 2020 – popularną grę komputerową.

Cóż to takiego jest ten cały e-sport? To nic innego jak tzw electoric sport. Według definicji z Wikipedii – forma rywalizacji, w której przedmiotem działań zawodników są gry komputerowe. Rywalizacja między zawodnikami (graczami) odbywa się zarówno w formie rekreacyjnej, jak i na turniejach gier komputerowych (tzw. „pro gaming”).

I trzeba przyznać, że jego popularność rośnie w niesamowitym tempie. Największe e-turnieje przyciągają przed monitory i ekrany miliony ludzi na całym świecie. Oczywiście generują tym samym coraz większe przychody. Wiadomo, kasa musi się zgadzać.

Pamiętam, jak dwa lata temu wiele kontrowersji wzbudził tweet Zbigniewa Bońka, który nazwał ten rodzaj rozrywki “…świadectwem pewnej patologii. Siedzieć godzinami i walić w joystick?” – pytał z wyczuwalnym wzburzeniem prezes PZPN. Być może prezes Boniek zmienił już swoje radykalne podejście do e-sportu (w końcu PZPN ma swoją kadrę w tej dziedzinie), ja jednak uważam, że to nie jest prawdziwy sport. Sorry.

Rozumiem tak zwaną zajawkę. Rozumiem, że ktoś lubi spędzać czas przy grach komputerowych, że chce zagrać mecz swoim ulubionym klubem albo wejść w buty piłkarskiego idola. I rozumiem, że na dojście do perfekcji poświęcił mnóstwo czasu. Może nie nadążam za rozwijającym się technologicznie światem (może to i dobrze?) i zwyczajnie marudzę. Ale po prostu coś, co wiąże się w siedzeniem na tyłku i wpatrywaniu się w migający ekran nigdy nie będzie dla mnie sportem.

Sport to zdrowie – stare, wyświechtane, ale jednak prawdziwe powiedzenie. Sport to zmęczenie fizyczne, pot, ból i rywalizacja z drugim, żywym człowiekiem. To coś namacalnego. Wreszcie – czy to właśnie nie przez tak zwany e-sport nie straciliśmy prawdziwego sportowca, uzdolnionego tenisisty Jerzego Janowicza? Mirosław Żukowski w swoim felietonie z 2016 roku pisał w “Rzeczpospolitej”: Młodzieniec z Łodzi – co widzą wszyscy – żyje w swoim świecie, najważniejsze dla niego wydają się być gry komputerowe, od których nie może się oderwać. Stan podobno jest tak poważny, że wymaga leczenia u specjalisty od uzależnień[…]”.

Ojciec Janowicza tłumaczył go, mówił, że to tylko odskocznia, jednak sam niejednokrotnie trafiałem na Facebooku na wielogodzinne transmisje z grania na komputerze polskiego tenisisty. I czułem raczej zaniepokojenie, niż radość z tego, że chłopak się relaksuje.

Świat sportu się zmienia. Według mnie – niestety na gorsze. Tyczki, młoty, piłki i rakiety u młodych ludzi coraz częściej zastępują pady i joysticki. I niestety, od e-sportu nie uciekniemy. Na tegorocznej olimpiadzie w Tokio także zostanie rozegrany turniej e-sportowy…Co za czasy.

Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

blok 1

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Media Tygodnia
Ładowanie