Choć oczy fanów tenisa zwrócone są teraz przede wszystkim na Australię, gdzie ruszyła walka o zdobycie pierwszego w tym sezonie Wielkiego Szlema, to warto zerknąć też na zawody ATP Challenger Tour w Rennes. Dlaczego? To właśnie tam na kort powrócił po długiej nieobecności Jerzy Janowicz, przed laty uważany za nadzieję polskiego tenisa.
Szczyt formy Janowicza przypadł na rok 2013. To wtedy osiągnął największy sukces w grze indywidualnej: awansował do półfinału Wimbledonu. 23-letniego wówczas łodzianina klasyfikowano na 14. miejscu w rankingu ATP. Janowicz był też liderem grającej w pucharze Davisa reprezentacji – wydawało się, że Polska będzie miała dwoje czołowych tenisistów globu na lata: Agnieszkę Radwańską w żeńskim i właśnie Janowicza w męskim tenisie.
Cóż, nie można było się bardziej pomylić. Problemy zdrowotne nie pozwoliły Polakowi na rozkręcenie kariery i przez lata słabszej gry świat zdążył zapomnieć o potężnych serwisach olbrzyma (ponad 2 metry wzrostu) z Łodzi. Przy spadku formy coraz częściej wypominano mu kontrowersyjne zachowania – kłótnie z sędziami (słynne „How many times”) czy dziennikarzami („trenujemy gdzieś po szopach”). Ostatnie spotkanie Janowicz rozegrał w 2017 roku, a skończyło się ono kreczem Polaka – znów odezwała się kontuzja kolana. Niezbędna okazała się operacja.
Od tamtej pory o Janowiczu można było mówić raczej w kontekście gier komputerowych – zawodnik dzielił się w social mediach godzinami streamingów z potyczek w Counter Strike’a czy FIFA – i związku oraz ślubu z byłą tenisistką Martą Domachowską. Para doczekała się dziecka, a Janowicz przyznawał w wywiadach, że ojcostwo pozwoliło mu spojrzeć na życie z innej perspektywy.
Na szczęście więc tenisista nie porzucił rakiety na rzecz pada i wrócił na kort. Pierwszy krok to challenger w Rennes, gdzie w pierwszej rundzie jego przeciwnikiem był młody Czech Tomas Machac, który w czasach największych triumfów Janowicza miał 13 lat. Mecz był zacięty, trzysetowy, blisko trzygodzinny, a do rozstrzygnięcia pierwszych dwóch partii potrzebne były tie-breaki. Ostatecznie Polak wygrał 7:6(3), 6:7(4), 6:4 i w drugiej rundzie zmierzy się z Francuzem Constantem Lestienne. O tym, czy drugi krok prowadzący do powrotu do dawnej formy również będzie udany, przekonamy się w środę.
Polacy w Australian Open: zwycięstwo, porażka, oczekiwanie
Tymczasem w Australii z dobrej strony zaprezentował się Hubert Hurkacz. Polak był bliski odpadnięcia z turnieju, przegrywał 0:2, ale odwrócił losy meczu. Pokonał Austriaka Dennisa Novaka 6:7(4), 1:6, 6:2, 6:3, 6:4 i awansował do drugiej rundy, gdzie czeka już reprezentant gospodarzy, John Millman. Z Australian Open pożegnała się niestety Magda Linette (porażka 6:1, 3:6, 4:6 z Arntxą Rus). Mecz Igi Świątek z Węgierką Timeą Babos został przełożony na środę.
Zdjęcie: Bryan Pollard/Shutterstock
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU