Tak to jakoś zwykle bywa, że powiedzenie o kłamstwach z krótkimi nogami zazwyczaj sprawdza się co do joty.
Ironią jest, że kłamstwo na temat swojej wielkiej roli w obalaniu komunizmu w Polsce, obalił … sam Jarosław Kaczyński w niepublikowanych wcześniej nagraniach rozmów, jakie przeprowadził w 1994 roku polski politolog Tomasz Grabowski przygotowujący doktorat na Uniwersytecie w Berkeley.
Czy wystarczyło połechtać trochę ego jednego z braci, czy to efekt pozostawania od 1993 roku poza parlamentem, to jedno jest pewne – Jarosław Kaczyński otworzył się przed rozmówcą i szczerze opowiadał o kwestiach, o których dziś szczerze mówić nie wolno. Nie po to PiS przejęło telewizję publiczną oraz zmieniło podstawy programowe, by nadal najbardziej zasłużonym Lechem w polskiej historii był Wałęsa.
Choć obecnie obowiązująca wersja historii stanu wojennego zakłada, iż Jarosław Kaczyński miał zostać internowany, a w 1981 roku był niezwykle groźnym dla władzy działaczem opozycji, z rozmowy z politologiem on sam określa siebie jako osobę znajdującą się na marginesie ówczesnej “Solidarności”. Nasza pozycja była coraz słabsza, gdyby nie stan wojenny, zarząd [regionu „Solidarności”] prawdopodobnie pozbawiłby nas formalnego statusu doradców – mówi Kaczyński [w rzeczywistości osobiście nie był wówczas doradcą związku]. W końcówce moja pozycja polityczna była żadna. Dlatego postanowił zająć się pisaniem habilitacji.
Moja sytuacja w ostatnim okresie „Solidarności” to już była w zasadzie sytuacja singla. (…) Byłem taki trochę bez przydziału – przyznaje Kaczyński, zaznaczając że dzięki właśnie temu odłączeniu się od centrum decyzyjnego “Solidarności” zawdzięcza brak internowania.
Obecny prezes PiS w 1994 roku, zupełnie inaczej niż dziś jest to przedstawiane w mediach publicznych, widział środowisko Antoniego Macierewicza. Nie było ono trzonem, a odseparowaną grupką pozbawioną większego znaczenia.
Sam Kaczyński opisuje też zakończoną totalną klęską próbę wejścia do grona kierownictwa “Solidarności”.
W 1982 r. [po wprowadzeniu stanu wojennego] próbowaliśmy przebić się do kierownictwa „Solidarności” z Dornem, bo mieliśmy taką optymistyczną wizję, że w jakimś sensie na naszym stanęło i może teraz my staniemy się tymi głównymi mózgami. To zakończyło się kompletną plajtą, zresztą tak jak i inne próby przebijania się do decydujących grup.
Za wszelką cenę zapisać się w historii
Jeden fragment rozmowy pokazuje coś, czego zdecydowanie o prezesie PiS nie wiedzieliśmy. Otóż już w 1994 roku ujawnił swoje dążenie do zapisania się na kartach polskiej historii, co biorąc pod uwagę jego charakter (sam podkreślał, że był politycznym odludkiem, wspólnie z bratem) powinno zastanawiać. W rozmowie o kształtowaniu rządu Tadeusza Morawieckiego tak mówił o swojej roli.
Był rzeczywiście kłopot z tym, czego miałbym być ministrem, ale oni tam, zdaje się, uważali, że ja dążę do tego, żeby zostać wicepremierem, bo tak prasa pisała, co było zupełną nieprawdą. Nie przychodziło mi to do głowy. (…) Natomiast z pewnych względów – nie ukrywam – ambicjonalnych wydawało mi się, że być w pierwszym rządzie niekomunistycznym to jest w jakimś sensie zapisać się w historii. I rzeczywiście na tym mi zależało. Z tym że po jakichś siedmiu-ośmiu dniach zorientowałem się, że na to nie ma żadnych szans, i wtedy po cichu postanowiłem zostać naczelnym redaktorem tego tygodnika [„Tygodnika Solidarność”]. Ale nie wiedziałem, czy Wałęsa się na to zgodzi. Wiedziałem, że będzie konflikt z Mazowieckim, tak że troszeczkę jeszcze z tym odczekiwałem.
Więcej w Gazecie Wyborczej
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU