Jesteśmy świadkami sytuacji, która udowadnia, jak wielką wartość mają wolne sądy w państwie prawa. Jednym z filarów praworządności w życiu publicznym jest przejrzystość, która sprawia, że władzy trudno jest ukryć swoje przewinienia. Gwarantem zaś przejrzystości jest prawo dostępu do informacji publicznej. Rząd PiS w swoich działaniach stara się je coraz mocniej ignorować. Jednak są w Polsce jeszcze instytucje, które mogą powstrzymać rządzących przed taką patologią. Za swoją arogancję przyszło zapłacić minister Annie Zalewskiej. Wojewódzki sąd administracyjny właśnie zmusił szefową Ministerstwa Edukacji Narodowej do cofnięcia swojej skandalicznej decyzji o odmowie opublikowania listy ekspertów zaangażowanych w przygotowanie nowej podstawy programowej dla 8 letnich szkół podstawowych.
Ministerstwo próbowało zataić informacje zasłaniając się tym, że osoby, którym resort zlecił opracowanie fragmentów podstawy, nie miały wpływu na ostateczny kształt rozporządzenia. Resort zapłacił jednak ekspertom 831 tys. zł, przez co swoimi tłumaczeniami urzędnicy się pogrążyli, bo albo doszło do okłamywania opinii publicznej mówiąc o braku wpływu na dokument, albo resort mówił prawdę, co oznacza, że doszło do niegospodarności na poziomie prawie miliona zł.
Dlaczego ten wyrok jest tak ważny?
Kolejne spółki Skarbu Państwa i instytucje publiczne próbują ograniczać obywatelom dostęp do informacji publicznej. Rządzącym zależy na ukryciu osób piastujący kluczowe funkcje i ich odchodów i zlecenia. Pozwala to ludziom dobrej zmiany poza zasięgiem wzroku opinii publicznej konsumować łupy zdobyte na państwowym majątku. Jaki mógłby być bowiem powód decyzji minister Zalewskiej?
Pierwszy mógł być oczywisty: konflikt interesów. Co jeśli w pracach brały udział osoby, które są powiązane z firmami, które na zmianie podstawy programowej pragną zarobić? Oznaczałoby to skandal, jednak przy ilości spraw jaka żyją media, byłaby to sprawa bez prawa do informacji publicznej całkowicie do zatuszowania.
Inną przyczyną mógł być udział w pracach ideologów, osób, które wiadomo, że reprezentują określoną agendę, którą nie jest wcale udoskonalanie kształcenia dzieci i młodzieży. Taka sytuacja także usprawiedliwiałyby próbę utrzymania listy ekspertów w tajemnicy.
Trzecią wreszcie przyczyną może być zatrudnienie w roli ekspertów znajomych pani minister i innych osób beza kompetencji, które jednak skusiły się na zastrzyk gotówki między 500 a 8000 zł.
Uchylając się od przestrzegania prawa o dostępie do informacji publicznej minister Zalewska mogłaby ukryć wszystkie opisane powyżej patologie. Przy upartyjnionych sądach nie byłoby nikogo, kto mógłby resort do czegokolwiek zmusić. W tym przypadku mówimy jednak o zaledwie 800 tysiącach zł. W spółkach Skarbu Państwa i działach zamówień publicznych za kurtyną rządowego milczenia kryją się transakcje na setki milionów przy których Polska Fundacja Narodowa może być tylko czubkiem góry lodowej.
Fundacja Przestrzeń dla Edukacji, która pozwała MEN, dała nam jasny wzór, że o przejrzystość życia publicznego nie tylko należy, ale i warto walczyć, bo wciąż można wygrać nawet z wielką machiną państwa PiS. Jest to także dowód na potrzebę istnienia organizacji pozarządowych, które stoją na straży interesu obywateli, a które właśnie z tego powodu PiS pragnie uzależnić lub zniszczyć. Wyrok ws. listy ekspertów MEN jest bez wątpienia zwycięstwem państwa prawa, jednak żeby nie zostało ono zmarnowane, muszą pójść za nim kolejne działania. Obrońcy społeczeństwa obywatelskiego muszą wykazać się równie wielką determinacją jak rządzący, aby móc tę walkę wygrać.
Źródło: prawo.gazetaprawna.pl
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU