– Na Makoszowach biliśmy chodnik przyścianowy i okazało się nagle, że wbiliśmy się w stary pokład, w jakiś nieczynny chodnik, z którego momentalnie zaczęła wypływać duża ilość metanu. Wszystko stanęło, a czujniki pokazywały ponad 40% stężenia (dopuszczalne to 2%, trójkąt wybuchowości to 5-15%). Od razu przystąpiliśmy do ewakuacji z przodka i powiadomienia odpowiednich służb, jednak dozór niższy i wyższy stwierdził, że musimy uruchomić napięcie, żeby załączyć wentylację i spróbować zatamować dziurę. Biały (nadzór górniczy, biały kask) wydał polecenie przodowemu, żeby ściągnął czujniki i założył worki na nie. Na całe szczęście przodowy swoje w życiu przeżył i widział, więc na to polecenie powiedział białemu, że może mu zaraz co najwyżej mordę obić i że on zabiera swoich ludzi i idzie na chodnik wentylacyjny (główny przekop), gdzie poczekamy na ratowników. I tak też zrobił. Zabrał nas wszystkich. Oczywiście doszło do ostrej wymiany zdań między nimi, ale przodowy powiedział, że odpowiada za nasze życie, a na białego doniesie do BHP. Pamiętam, że miał w ręku kilof, zarówno on, jak i kilka osób z przodka. Po tym, jak biały zobaczył, że załoga go nie posłucha, a zaraz może dostać po pysku, to zrezygnował ze swoich pomysłów i czekał z nami na ratowników – dodaje.
Nie ma dowodów na fałszowanie czujników w kopalniach, w których doszło do tragedii
Pniówek jest kopalnią o najwyższym (czwartym) stopniu metanowości, a zatem przekroczenia metanu (które były) nie były niczym nadzwyczajnym. Sytuacja wymaga dokładnych analiz. W kopalni Zofiówka załoga miała w kontrolowany sposób użyć pod ziemią ładunków wybuchowych, aby rozprężyć stale pracujący, zaciskający się górotwór i w efekcie zapobiegać podziemnym wstrząsom. Z relacji górników wynika, że mniejsze i słabsze wstrząsy miały miejsce przez trzy dni przed wypadkiem.
“Każdy każdego zastrasza w kopalniach JSW”
– Każdy każdego zastrasza na kopalniach JSW. Teraz jeszcze te wybory do zarządu i rady nadzorczej. Kierownicy oddziałów byli rozliczani z podpisów pracowników pod listami poparcia do rady i zarządu, tak, jakby nie mieli co robić – relacjonuje pracownik z kopalni należących do Jastrzębskiej Spółki Węglowej proszący o anonimowość. – Brakuje ludzi. Dozór obsługuje przenośniki. Dziwi mnie, co ten sztygar robił w połowie chodnika na Zofiówce. Moim zdaniem mógł właśnie obsługiwać przenośnik (dozór nie powinien obsługiwać maszyn). Ciśnienie na wydobycie i metry jest ogromne. Oni są teraz gotowi sprzedać wszystko. Nawet muły (węgiel najgorszej jakości) ze zwałów. Tylko że za to odpowie kierownik oddziału i jego dozór, może ktoś z wentylacji. Jestem pewien, że dostawali odpowiednie telefony, jak wybijał prąd po przekroczeniu stężeń. Dziwi mnie bardzo duża liczba ludzi w rejonie – 42 i to na nocce – dodaje. Na nocnych zmianach powinny być bowiem wykonywane prace konserwacyjne i remontowe, a nie wydobywcze.
Źródło: Wprost.pl
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU