Ostatnie tragedie w kopalniach Pniówek i Zofiówka mogą nie skończyć tragicznej serii. Górnictwo w naszym kraju toczą poważne problemy.
Górnicy w prywatnych rozmowach mówią o poważnych niedociągnięciach w kopalniach
W chwili pisania niniejszego tekstu, 6 ofiar śmiertelnych w kopalni Pniówek i 20 osób rannych (czworo górników przebywa na oddziale intensywnej terapii). Na dole zostało siedmiu poszkodowanych, ale akcja ratunkowa została przerwana z powodu fatalnych warunków, które powodują zagrożenie dla osób niosących pomoc. Powrót do miejsca tragedii może być możliwy dopiero za kilka miesięcy. W praktyce oznacza to śmierć tych siedmiu osób. W kopalni Zofiówka nie ma kontaktu z dziesięcioma górnikami, a sześciu już odnaleziono – nie żyją. Górnictwo w naszym kraju jest w żałobie.
Dotychczas najbardziej tragiczny był wypadek w kopalni Halemba – w 2006 r. życie straciło tam dwudziestu górników
Przyczyny obu tragedii zbada specjalna komisja Wyższego Urzędu Górniczego. Czy coś do zrobienia będzie miała prokuratura, nie wiadomo, ponieważ w obydwu kopalniach trwa zmowa milczenia. Górnicy mówią o nieprawidłowościach w obydwu zakładach należących do kontrolowanej przez Skarb Państwa Jastrzębskiej Spółki Węglowej, ale boją się mówić o tym otwarcie. – Nie mamy innych ofert pracy, a mamy kredyty do spłacenia – nie owijają w bawełnę. Bez ich otwartości, górnictwo w naszym kraju czekają kolejne dramaty.
Górnicy mówią: “Nikt nie wyciągnął wniosków po Halembie”
– O ile u mnie na Makoszowach skończyło się buntem, bo postawiliśmy się „górze” biorąc w ręce kilofy, tak już kilka lat temu na Silesii czujnik znaleźli w worku foliowym – mówi Michał Piotrowski, który dziś pracuje w kopalni miedzi należącej do państwowego KGHM. Jemu łatwiej mówić o tym, co dzieje się w kopalniach węgla, bo jest już poza tym środowiskiem. – Z workiem było tak, że jechali i gdy kombajn ścianowy zbliżał się do górnej wnęki, to przepływ powietrza zmniejszał się na tyle, że od razu wybijał czujnik z metanem, bo nie było odpowiedniego przewietrzania no i wszystko się zatrzymywało i czekali, aż się przewietrzy i dyspozytor włączy prąd i wznowią fedrunek. I tak dzień w dzień na tej ścianie – dodaje.
Czujnik metanu na podłodze, zawinięty w worek
– Jednego dnia sztygar powiedział do swojej załogi: zobaczycie, że dzisiaj będziemy jechać do góry, to nie wybije napięcia. A oni nie wierzyli w to, co mówi, ale jak kombajn zbliżył się do wnęki górnej, to faktycznie nic nie wybiło i wszyscy byli w szoku. Od razu nawet zadzwonił dyspozytor z pytaniem, czy już metanu nie ma w pokładzie i sztygar potwierdził, że jest już w porządku, a po rozmowie z dyspozytorem przodowy poszedł zobaczyć, co z czujnikiem i zobaczył, że leżał na spągu (kopalniana podłoga) zawinięty w worek i wtedy doszło prawie do rękoczynów, gdyż górnicy mocno się wkur…li – mówi Piotrowski.
Przełożeni górników świadomie narażają ich życie i zdrowie
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU