To Mateusz Morawiecki ma być kandydatem Prawa i Sprawiedliwości w kolejnych wyborach prezydenckich – podaje tę sensacyjną, krążącą w partii Jarosława Kaczyńskiego wieść gazeta „Fakt”.
Premier został wykreowany na frontmana walki PiS o samorządy i praktycznie codziennie, od połowy sierpnia jest w trasie, sypiąc jak z rękawa obietnicami wyborczymi. Od tamtego czasu obył aż 28 spotkań z wyborcami. W tym samym czasie, prezydent Duda również jeździ po Polsce, dzieląc te wojaże z obowiązkowymi wizytami zagranicznymi. Według niewymienionego z nazwiska polityka PiS, obecne poczynania Morawieckiego nie stanowią zwykłego zaangażowania w kampanię samorządową, a są raczej powtórzeniem „morderczej trasy” Dudy z roku 2015. Otóż ma być to preludium przyszłej walki Mateusza Morawieckiego o prezydenturę, która miała być mu obiecana przez Jarosława Kaczyńskiego.
W Prawie i Sprawiedliwości podnoszą się głosy sugerujące wycofanie poparcia partii w reelekcji obecnej głowy państwa. „Widać, że Andrzej się miota” – mówi jeden z polityków w otoczeniu Jarosława Kaczyńskiego. Ostatnie wystąpienia prezydenta rzeczywiście przynoszą PiS więcej szkody niż korzyści. Duda traci zimną krew, denerwuje się, jak choćby w Gdyni, kiedy to wygwizdywany grzmiał o konstytucji i zmianach w sądownictwie (w pamięć zapadły obrazki uspokajania go przez żonę), czy prowadząc żenującą pyskówkę na Twitterze w odpowiedzi na reakcję wobec swojego zdjęcia z Trumpem. Ostatnie wpadki Dudy były komentowane nie tylko przez jemu niechętnych, odnosili się do nich często również politycy Prawa i Sprawiedliwości, zwykle przyznając, że prezydentowi „nie wyszło”.
Prezydenturą ma być zmęczona także sama prezydentowa Agata Kornhauser-Duda. Pogłoskom o wycofaniu poparcia dla urzędującego prezydenta niech dodadzą wiarygodności przytaczane słowa jednego z polityków PiS: „Nie powinno być mowy o ponownym kandydowaniu Dudy. Są sprawy, których się nie zapomina”. Dopytywany czy chodzi o kwestię pamiętnych, lipcowych wet wobec ustaw sądowych, które i tak, zgodnie z wolą partii, zostały później pokornie podpisane, dodał: „Nie wszystko, to po pierwsze. A po drugie weta sądownicze pokazały, że nie można mu ufać”.
Przytaczany przez „Fakt” zaskakujący scenariusz wydaje się być prawdopodobny. Możemy się już właściwie mentalnie przygotowywać na próby zdobycia serc wyborców przez kolejnego kłamczuszka, oczywiście „w iście amerykańskim stylu”. Otwarta pozostaje natomiast kwestia schedy po Morawieckim na fotelu Prezesa Rady Ministrów. Z oczywistych względów nie wolno mi tu dywagować na temat zdrowia Jarosława Kaczyńskiego, ale jasne też być powinno, że prezes w żadnym wypadku nie zaryzykuje ponownego osobistego objęcia funkcji premiera, choćby z powodu spodziewanego złego społecznego odbioru takiej decyzji. Od wielu lat spekuluje się, że władzę w PiS obejmie Joachim Brudziński, bądź Mariusz Błaszczak – politycy słynni ze swojej bezpardonowej lojalności wobec Kaczyńskiego.
Jak jednak miałaby być przekazana pałeczka władzy? Próżno spodziewać się, że doszłoby do niej na drodze politycznego namaszczenia, czy podziału władzy. Coraz więcej mówi, że do ostatecznej, brutalnej gry o tron dojdzie o wiele szybciej niż się spodziewamy. A dojdzie do niej prawdopodobnie na naszych oczach, daleko poza zakulisowymi rozgrywkami, bo na władzę na prawicy ostrzy sobie jeszcze zęby Zbigniew Ziobro, a pomóc mu mają rosnący w siłę Jaki i zapewne skrzętnie zbierane w Ministerstwie Sprawiedliwości haki.
Źródło: Fakt
fot. Kancelaria Sejmu/Krzysztof Białoskórski
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU