Reakcje rządu w czasie strajku nauczycieli przypominały te z zeszłorocznego protestu lekarzy-rezydentów, gdzie hasła zmian w systemie skomentowano słonymi słowami “niech jadą”. Tak jak jednak dziś rząd nie przejmuje się tym, że z polskiej szkoły odchodzą najlepsi i najzdolniejsi, tak i w przeszłości polityków mało obchodziła przyszłość funkcjonowania państwa. Widać to najlepiej właśnie w ochronie zdrowia, gdzie zduszenie protestu medyków i następnie niedotrzymanie danego lekarzom słowa doprowadziły do dramatycznych konsekwencji. W szpitalu powiatowym w Złotoryi oddziały pediatryczny, neonatologiczny i położniczy musiały zostać bowiem właśnie zamknięte. Wszystko z powodu odejścia z pracy zaledwie jednego lekarza. W efekcie omawiane jednostki przestały przyjmować pacjentów, kierując ich do innych placówek. Sytuacja ta jednak nie jest niefortunnym zbiegiem okoliczności, ale efektem konkretnych działań polityków, które widzieliśmy w ostatnich latach.
Polska od lat plasuje się w ogonie Europy, jeśli chodzi o liczbę lekarzy na 1000 mieszkańców. Według raportu “Health at a Glance 2018” byliśmy pod tym kątem ostatnim krajem w Unii Europejskiej z wynikiem 2,4 medyków na 1000 mieszkańców. Tymczasem za zachodnią granicą są to już 4,2 osoby. Jakby tego było mało 30% z praktykujących lekarzy przekroczyło już wiek emerytalny. Powyższa wiedza jest powszechnie znana, ale nikt nie chciał się nad nią do tej pory pochylić, co doprowadziło w zeszłym roku do akcji wypowiadania klauz o nienormowanym czasie pracy opt-out, które pozwala lekarzom pracować bez ograniczeń czasowych. Ta forma protestu przez realizowanie swoich praw ustawowych miała na celu przekonać rząd do zwiększenia finansowania systemu ochrony zdrowia i przeprowadzania reform, które podwyższą jakość opieki nad pacjentem. Do tego ostatniego potrzeba zaś większej indywidualnej uwagi dla każdego chorego, a obecnie jest to coraz trudniejsze z każdym rokiem.
Rząd poza falą hejtu nie zareagował jednak na protest medyków, nie spełniając najważniejszego z postulatów, 6,8% PKB nakładów finansowych na zdrowie, redukując je do 6%. Jakby jednak tego było mało, po zawarciu porozumienia z protestującymi, rząd szybko zaczął wycofywać się zarówno ze słowa danego lekarzom, jeśli chodzi o poprawę warunków pracy, jak i finansowa systemu, gdzie sztuczką księgową zabrano pacjentom 7 mld zł. W tym roku nakłady na zdrowie miały wynieść bowiem 4,86 proc. PKB, podczas gdy próg ten da się spełnić tylko pod warunkiem… że odniesiemy go do PKB za rok 2017. Powstała 7,2 miliardowa dziura jest zaś warta więcej, niż wydajemy na całą pozaszpitalną opiekę specjalistyczną (4,66 mld zł).
W efekcie wspomnianych decyzji rządu w systemie desperacko brakuje pieniędzy na często choćby podstawowe potrzeby. Brak często elementarnego i wydawałoby się niedrogiego sprzętu jest bolączka większości oddziałów w Polsce, a warunki pracy zniechęcają absolwentów uczelni medycznych do pozostania w kraju. Tymczasem zwłaszcza na szczeblu powiatowym lekarzy brakuje najbardziej i oddziały funkcjonujące już dziś na krawędzi, tak jak do tej pory w szpitalu w Złotoryi, można liczyć w dziesiątkach, jeśli nie w setkach. Są one tykającą bombą, która w każdej chwili może w kolejnym miejscu wybuchnąć, z czasem pogrążając polski system ochrony zdrowia. Pytaniem otwartym pozostaje, czy zaczniemy działać, czy wolimy czekać aż koszty naprawy sytuacji osiągną olbrzymie i to nie zawsze odwracalne rozmiary?
Źródło: money.pl
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU