Dwa dni temu “Gazeta Wyborcza” ujawniła, że prokuratura wysłała do badania we Włoszech fotele, których nie było w tupolewie. Jest ciąg dalszy tej sprawy.
Dwa dni temu “Gazeta Wyborcza” ujawniła dokument z 27 listopada 2019 r. Prokurator Krzysztof Schwartz zwrócił się do Laboratorium Nauk Sądowych Korpusu Karabinierów w Rzymie z pytaniem o ślady materiałów wybuchowych na próbkach foteli. Gazeta przeanalizowała pismo, a tam kilkukrotnie pada stwierdzenie o “fotelach zapasowych”. Tych foteli nie było na pokładzie prezydenckiego tupolewa, co potwierdza we wspomnianym piśmie prokurator Schwartz. Jest ciąg dalszy tej sprawy.
Części wraku prezydenckiego tupolewa, fotele zapasowe oraz próbki ziemi i odzieży, które prokuratura rozsyła dziś do badań za granicą, przez dwa lata leżały w magazynie wraz z materiałami wybuchowymi i narkotykami. I utraciły wartości dowodowe, co potwierdza ekspert, który badał katastrofę – informuje dziennik.
Chodzi o magazyn dowodów rzeczowych Zakładu Chemii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji (CLKP). Od 2012 do 2014 r. dowody były przechowywane w osobnym pomieszczeniu przeznaczonym tylko dla nich. W grudniu 2014 r. dowody zostały przeniesione do piwnic, do magazynu ogólnego dowodów rzeczowych.
– Zwracałem uwagę, że taki sposób składowania grozi kontaminacją [zanieczyszczeniem] tego materiału. Ale polecenie przełożonych było jasne – mówi “Wyborczej” dr inż. Wojciech Pawłowski. Według eksperta znalezione w Rzymie na fotelach samolotu ślady materiałów wybuchowych nie pochodzą z mundurów i sprzętu żołnierzy, których transportowano tupolewem na zagraniczne misje, lecz właśnie z substancji, które znajdowały się w tym magazynie.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU