Stany Zjednoczone od dawna postrzegane są jako wzór do naśladowania, zarówno w kwestii standardów demokratycznych, poziomu życia, innowacyjności gospodarki, czy osiągnięć naukowych. Przynajmniej w teorii.
Polska od lat chciała dogonić USA, a wygląda na to, że stało się odwrotnie, przynajmniej w kwestiach nastrojów społecznych względem najważniejszych polityków.
Społeczeństwo w USA jest podzielone jak nigdy dotąd, zaś linię demarkacyjną wyznacza stosunek do prezydenta Donalda Trumpa. Było to szczególnie widoczne w trakcie niedawnej kampanii wyborczej, jak i bezpośrednio po ogłoszeniu wyników głosowania. W dniu inauguracji 45. prezydenta, przez USA przetoczyła się fala protestów przeciwników nowej głowy państwa. Niektórzy obserwatorzy twierdzą, że protestujących było znacznie więcej niż zwolenników obecnych na inauguracji.
Trump budzi tak wielkie emocje, że nie ma praktycznie osób, dla których byłby on obojętny. Ludzie są albo za, albo przeciw. Przypomina to sytuację na naszym krajowym podwórku, na którym stosunek do PiS wyznacza linię podziału społeczeństwa praktycznie na pół.
Casus Trumpa świetnie pokazuje także problem z mediami, które od dawna zamiast pokazywać rzeczywistość, zajmują się jej kreowaniem. Jak inaczej wytłumaczyć, że lewicowe media twierdzą, że 40 % amerykańskiego społeczeństwa chce impeachmentu nowego prezydenta, podczas gdy portale przychylne Trumpowi twierdzą, że jego approval rating (poziom zaufania) na początku kadencji jest wyższy od tego, z którym startował jego poprzednik, Barack Obama.
Przecież te opcje wzajemnie się wykluczają. Ktoś musi mieć rację, a ktoś musi się mylić. Albo Amerykanie uważają Trumpa za potwora i chcą natychmiastowego usunięcia go z urzędu, albo uważają, że będzie świetnym przywódcą i dążą go dużym zaufaniem. Innej możliwości po prostu nie ma.
Początek kadencji nie był dla Trumpa ani łatwy, ani udany. Inauguracyjny tydzień prezydentury to, między innymi, podpisanie dekretów o budowie muru na granicy z Meksykiem, czy zakaz wjazdów dla obywateli części krajów muzułmańskich na terytorium USA. (Czytaj: Czy Trump zamieni amerykański sen w koszmar?). Dostało się także Polakom, którym nowa administracja postanowiła utrudnić otrzymanie wizy.
Jak to mówią Amerykanie: “nie ma dymu bez ognia”. Sytuacja jest tak napięta, że bukmacherzy zaczęli przyjmować zakłady na to, czy prezydentura Trumpa faktycznie skończy się impeachmentem i czy wytrwa on chociaż do końca 1. roku kadencji. Obecnie kurs na odwołanie Trumpa z urzędy wynosi 11/10. Oznacza to, że stawiając 10 dolarów, możemy wygrać ich 21, co daje nam 11 dolarów profitu. Tendencja kursowa nie jest dla urzędującego prezydenta sprzyjająca. Zdaniem bukmacherów z dnia na dzień rośnie prawdopodobieństwo, że Trump zostanie z urzędu usunięty.
Nie świadczy to oczywiście o tym, że Amerykanie rzeczywiście chcą impeachmentu Trumpa z urzędu, ale o tym, że taka możliwość istnieje, zaś jej prawdopodobieństwo z dnia na dzień rośnie, a także, a może przede wszystkim o tym, jak bardzo podzielone jest społeczeństwo za oceanem.
Bez względu na to jak potoczą się dalsze polityczne losy republikańskiego prezydenta, jedno jest pewne – z Trumpem u sterów władzy opinia publiczna w USA nie będzie się nudzić…
fot. flickr/ Gage Skidmore
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU