Od dłuższego czasu pojawiały się spekulacje o transferach na listy Koalicji Obywatelskiej polityków związanych z lewicą. Wczoraj słowo ciałem się stało i Katarzyna Piekarska zrezygnowała z członkostwa w SLD. Obok jej nazwiska pojawił się Jerzy Wenderlich oraz lokalni liderzy tacy jak Ireneusz Nitkiewicz z Bydgoszczy, Henryk Milcarz z województwa świętokrzyskiego oraz Kazimierz Chrzanowski z Małopolski. Platforma zakładała scenariusz z przejęciami w momencie braku porozumienia pomiędzy liderami lewicy o wspólnym starcie i wtedy do gry miał wejść Grzegorz Schetyna, wyciągając z tortu wisienki. Postanowiono jednak nie czekać i wczorajsze popołudnie nadało nową dynamikę po stronie opozycji.
Pierwszy komentarz do zaistniałej sytuacji padł z ust Aleksandra Kwaśniewskiego w Polsat News – “Apeluję do moich przyjaciół i kolegów: nie róbcie tego. Grzegorz Schetyna powinien zaprzestać transferów, a ludzie lewicy powinni twardo trzymać się swoich przekonań. (…) Jestem przeciwny transferom, to psuje polską politykę. Przechodzenie z partii do partii ze względu na koniunkturę jest po prostu demoralizujące. Nie podoba mi się to” – mówił były prezydent. W mediach społecznościowych rzeczniczka SLD przekonywała, że jest jeszcze 23 tysiące członkiń i członków, na których spokojnie można będzie głosować.
Gdy Grzegorz Schetyna powiedział Włodzimierzowi Czarzastemu, że nie ma dla niego miejsca w Koalicji Obywatelskiej, lider SLD grzmiał na konferencji o Schetynie, który abdykował z roli przywódcy opozycji. Szef Sojuszu miał ogromny żal za to, że nie wjedzie na plecach Platformy do Sejmu i musi zabrać się do roboty. Wczorajsze transfery pokazały, że nie ma mowy o żadnej abdykacji. Nie dało się wysłać mocniejszego komunikatu, kto po tej stronie rozdaje karty i kto ma moc przyciągania. Przejście popularnej na Mazowszu Katarzyny Piekarskiej musiało być trzymane w bardzo głębokiej tajemnicy, ponieważ przez ostatni tydzień reprezentowała w mediach koalicję lewicową. Gdyby jej postać była obecna w kuluarowych plotkach, to nikt by jej raczej nie delegował do występowania w telewizji.
Oczywiście, że dla PSL-u te przejęcia będą wyglądały jak wręczenie ambasadorowi noty dyplomatycznej zawierającej formułkę o wypowiedzeniu wojny i zaraz zacznie się opowiadanie o potwierdzeniu diagnoz na temat Platformy skręcającej w lewo. Tylko co powie PSL, jeżeli za kilka dni okaże się, że z ich konserwatywnej zagrody owieczki też są w stanie zasilić listy Koalicji Obywatelskiej? Co powie Kosiniak – Kamysz, jak plotki o Pawle Kowalu się zmaterializują? Ludowcy muszą być bardzo ostrożni w tym, co będą opowiadali w mediach, bo prawda jest taka, że Schetyna jest na nich dużo bardziej cięty niż na SLD. Tego, że mu rozwalili projekt koalicji opozycyjnej na pewno im nie zapomni i to do nich może wrócić za tydzień, może za rok, ale wróci. Ten wyrok jest już podpisany i czeka na dogodny moment, żeby go wprowadzić w życie.
Z SLD jest ten problem, że na ich listach wyborczych mogą się pojawić ludzie, którzy w mniejszym lub większym stopniu byli powiązani z Aferą Rywina. Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że to była jedna z głównych przyczyn braku zaproszenia Sojuszu do koalicji. Schetyna doszedł do wniosku, że bardziej się opłaca wyciągnąć ludzi bez tego rodzaju obciążeń i zostawić listy lewicy na pastwę mediów, a w szczególności Gazety Wyborczej, która była obiektem westchnień we wspomnianej aferze. Ryzyko medialnego ataku na koalicję z SLD było zbyt duże, dlatego wybrano inną ścieżkę.
Źródło: polsatnews
fot. flickr/PO
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU