Polityka i Społeczeństwo

Za pieniądze Polaków Kaczyński buduje równoległe państwo i społeczeństwo. Wywiad z Bogdanem Klichem

Jaki jest właściwie problem z przegłosowaną przez Sejm i Senat ustawą PiS tworzącą nowy Instytut Stosunków Polsko-Węgierskich im. Wacława Felczaka? Patron bez zarzutu – w czasie II wojny światowej organizował siatkę kurierów z okupowanej Polski na Węgry. Stosunki polsko-węgierskie też warto rozwijać, niezależnie od tego, kto akurat rządzi w Warszawie czy Budapeszcie. Jednak PO głosowało przeciwko ustawie, a pan podczas dyskusji w Senacie nazwał nową instytucję „fikcją”.

Istnieją już placówki odpowiedzialne za współpracę polsko-węgierską: Instytut Polski w Budapeszcie i Instytut Węgierski w Warszawie. Instytut Polski w Budapeszcie działa bardzo dobrze, sam byłem świadkiem wielu inicjatyw, które przyciągnęły ogromną węgierską publiczność. Sieć analogicznych placówek działa od wielu lat także w innych stolicach, dobrze pracując na rzecz promocji Polski. Zastanowiło mnie, dlaczego akurat współpraca polsko-węgierska ma być instytucjonalnie zdublowana?

Dyrektora nowego instytutu ma powoływać premier, a Instytut Polski w Budapeszcie jest zależny od MSZ. PiS może tam zatrudnić swoich ludzi, jak to robi wszędzie, po co mu kolejny urząd?

Jeśli powołanie nowej instytucji to wyraz nieufności tej władzy wobec obecnego kierownictwa Instytutu Polskiego w Budapeszcie, musiałaby przedstawić jakieś argumenty. Ponieważ jednak determinacja PiS-u była wielka, to my, chcąc żeby ta nowa instytucja nie stała się jednak fikcją, poparliśmy wniosek Tarnowa, aby ją umieścić w tym mieście. Żeby wykorzystać aktywa istniejącego tam już muzeum generała Józefa Bema. Jednak PiS koniecznie chce mieć kolejną instytucję w stolicy. W czasie dyskusji w Senacie pytałem, czy rząd planuje powołanie analogicznych równoległych struktur do współpracy z Estonią, Łotwą Litwą, Ukrainą, Niemcami, USA, Izraelem…

Może to była niepotrzebna podpowiedź?

Chciałem pokazać absurd tej sytuacji. Myślę, że są dwa powody takiej decyzji – pierwszy doraźnie polityczny, a drugi o wiele poważniejszy, związany z planami przebudowy polskiego społeczeństwa i wymiany elit, o czym otwarcie mówi Jarosław Kaczyński. Jeśli chodzi o doraźną politykę PiS-u, polski rząd jest dziś zakładnikiem Węgier, Kaczyński ma nadzieję, że Orban będzie go wspierał w konflikcie z Brukselą. Zatem PiS postanowiło się mu zrewanżować nadzwyczajnym gestem. Trochę tak jak prezydent Andrzej Duda, który obiecał postawienie w Krakowie nad Wisłą pomnika upamiętniającego Turków. To niepokojący wybór sojuszników. Orban zniszczył na Węgrzech rządy prawa, a w Turcji mamy do czynienia z masowym ograniczaniem swobód obywatelskich.

Ile będzie kosztować ta deklaracja przyjaźni Kaczyńskiego z Orbanem?

W ustawie zapisano 6 milionów złotych rocznie. Z gwarancją finansowania na tym poziomie nowego instytutu co najmniej przez dziesięć lat. To daje 60 milionów na początek. Pensja dyrektora instytutu ma wynosić 10 tysięcy złotych miesięcznie.

Już wiemy, że za pomocą premii i nagród można to zwiększać prawie dowolnie.

To są szacunki wstępne, którymi później można manipulować. Liczy się fakt powołania nowej instytucji i stworzenia kolejnych synekur dla ludzi z partii rządzącej. I to jest drugi powód tworzenia przez PiS takich instytucji. Powołanie Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej nie dziwi na tle masowego namnażania się miejsc pracy dla działaczy PiS. Chodzi o budowanie nowej elity za publiczne pieniądze.

Przez ostatnie dwa lata powstały dziesiątki podobnych instytucji. W tym Polska Fundacja Narodowa, która dostała pół miliarda złotych – od ministerstw, ze spółek skarbu państwa. Na tym tle 60 milionów dla instytutu, przeciwko powołaniu którego pan protestował, to grosze.

Nie zgodzę się, że 60 milionów z pieniędzy polskich podatników to grosze, ale faktycznie – mamy w ciągu ostatnich dwóch lat do czynienia z trzema równoległymi procesami, każdy równie niepokojący. Pierwszy to przejmowanie kontroli przez rząd nad tym, co było publiczne, ale pod bezpośrednią kontrolą rządu nigdy wcześniej nie było. Począwszy od mediów publicznych, które stały się dzisiaj państwowe, a w gruncie rzeczy partyjne, skończywszy na stworzeniu kompletnie absurdalnej instytucji, jaką jest Narodowy Instytut Wolności. To Orwellowska nazwa dla instytucji, w której urzędnicy państwowi będą decydować o przydzielaniu publicznych pieniędzy dla różnego typu organizacji społecznych. W zamierzeniu PiS-u prowadzi do stworzenia kontrolowanych finansowo przez rząd organizacji pozarządowych.

Jarosław Kaczyński zawsze zapowiadał zniszczenie społeczeństwa obywatelskiego w Polsce, począwszy od WOŚP, skończywszy na organizacjach kobiecych. Społeczeństwo obywatelskie zawsze było dla Kaczyńskiego zbyt „liberalne”, „było częścią Układu”.

Na początek mamy całkowitą zmianę mechanizmu współpracy między NGO-osami i państwem. Duża część organizacji pozarządowych korzystała z pieniędzy publicznych, a także ze środków unijnych czy z funduszy norweskich. Jednak te pieniądze zawsze były dystrybuowane według precyzyjnych procedur i z użyciem opinii ekspertów zewnętrznych zarówno wobec państwa, jak też wobec zainteresowanych organizacji. W Narodowym Instytucie Wolności decyzje będą podejmować urzędnicy tam pracujący.

PiS, dzięki Narodowemu Instytutowi Wolności, chciał także odciąć nielubiane przez władzę organizacje pozarządowe od pieniędzy z zagranicy. Tak jak to się próbuje robić na Węgrzech i w Rosji.

Norwegowie się nie zgodzili, zaprotestowała także Bruksela. Jednak polskie środki publiczne – dotacje z budżetów poszczególnych resortów oraz z Totalizatora Sportowego – w myśl nowej ustawy będą przyznawane wyłącznie przez urzędników z Narodowego Instytutu Wolności.

Ale to jest tylko pierwszy mechanizm transferujący publiczne pieniądze na partyjne potrzeby PiS. Drugi mechanizm to odtwarzanie się PRL-owskiej nomenklatury. Mówię to z całą odpowiedzialnością za słowo – to jest zastosowanie na początku XXI wieku wzorców sprzed 1989 roku. PiS nie tylko obsadziło swoimi ludźmi te ściśle polityczne stanowiska w państwie, które faktycznie należą się partii wygrywającej wybory. Ale poprzez likwidację służby cywilnej nowa władza oddała swoim działaczom ogromny obszar stanowisk, które powinny być obsadzone przez odpowiednio przygotowanych urzędników państwowych – kompetentnych, apolitycznych, zapewniających ciągłość funkcjonowania państwa. Po zniszczeniu służby cywilnej wszędzie tam wchodzą równym marszowym krokiem działacze PiS, często tacy, którzy nie mają żadnych kompetencji. Ja pamiętam dramatyczne pytanie, które postawił mi przed dwoma laty w Kijowie, w kuluarach regionalnej konferencji bezpieczeństwa, Arsenij Jaceniuk, ówczesny premier Ukrainy. „Powiedz mi Bogdan, jak to jest, że Unia Europejska, która od Ukraińców oczekuje wprowadzenia niezależnej apolitycznej służby cywilnej, jako warunku naszej integracji z UE, jednocześnie godzi się na to, żeby w należącej już do Unii Polsce w ciągu jednego tygodnia PiS zlikwidowało waszą służbę cywilną”. I moje podobne doświadczenie z zeszłego tygodnia, kiedy byłem w Maroku jako wysłannik Rady Europy. Tam, w kraju arabskim, muzułmańskim, wprowadzono właśnie rozdział stanowiska ministra sprawiedliwości od prokuratora generalnego. Żeby zmniejszyć możliwości nacisku władzy na wymiar sprawiedliwości. Oni są dumni z tworzenia instytucjonalnych zabezpieczeń, które u nas PiS z takim samozadowoleniem właśnie zniszczyło.

To wynika z doktryny bardzo jasno przedstawionej przez Jarosława Kaczyńskiego – po pierwsze, my mamy być „suwerenni” wobec Unii Europejskiej, także wobec jej wartości i norm instytucjonalnych. Po drugie, Ukraina stara się zbliżyć do Unii, a my jesteśmy już w środku, więc nam wszystko wolno.

Nie wszystko, co widać po konfliktach rządu PiS z instytucjami unijnymi – z Komisją, Parlamentem, ale także z instytucjami Rady Europy – np. z Komisją Wenecką. Za każdy z tych konfliktów Polska płaci bardzo wymierną cenę. A wracając do ustrojowego pomysłu Kaczyńskiego – mamy transferowanie pieniędzy publicznych do instytucji tworzonych lub kontrolowanych przez PiS, mamy powrót nomenklatury, co otwiera dla działaczy PiS tysiące nowych stanowisk, ale jest też jeszcze trzeci mechanizm wyciskania tej budżetowej cytryny przez rządzącą partię. Ja to nazywam „dezinstytucjonalizacją” procesu decyzyjnego. Zdjęciem z rządzących wszelkich ograniczeń przy podejmowaniu setek decyzji dotyczących inwestycji publicznych, wydatków publicznych, współpracy pomiędzy państwem i sektorem prywatnym. To jest zdemolowanie kryteriów i procedur przetargów na zamówienia publiczne. A w wielu przypadkach w ogóle rezygnacja z przetargów. Znowu daje to ogromne pole do arbitralnego przesuwania środków publicznych, tym razem do biznesów prowadzonych przez ludzi powiązanych z PiS-em.

Od roku 1989 były problemy z ustawionymi przetargami.

I każdy z nich był skandalem. Jednak skoro mieliśmy procedury, można było pokazać, kiedy są łamane. Tymczasem PiS wszędzie gdzie tylko się da rezygnuje z przetargów, z kryteriów, z ograniczeń prawa. Widać że to jest systemowe. W tym sensie ta władza oddala nas od zachodniej cywilizacji, która jest oparta na procedurach.

Kaczyński nie tylko uwłaszcza w ten sposób własną partię, ale – mówiąc jego własnymi słowami – walczy z „impossybilizmem”. Jego zdaniem to właśnie „zachodnie procedury” i ograniczenia prawne blokowały w Polsce wolę polityczną, opóźniały decyzje, osłabiały rząd.

Pozbawiona prawnych ograniczeń władza jednej partii nigdy niczego nie odblokowała, wszystkie ustroje zbudowane na takiej zasadzie prowadziły do katastrofy – do zmarnowania bogactwa narodów, do zniszczenia państw. Sami pamiętamy to z PRL-u. Dziś nie jest inaczej – mamy kolejkę do gabinetu na Nowogrodzkiej, żeby Prezes zdecydował, namaścił, zatwierdził. Mamy kolejne czystki i chaos personalny w urzędach i spółkach skarbu państwa. Tam gdzie nie ma instytucji i procedur zaczyna się chaos, którego ofiarą zawsze będzie obywatel.

Jednak z tego chaosu Kaczyński chce wyprowadzić nowe społeczeństwo i nowe społeczne elity.

Faktycznie, Kaczyński mówi otwarcie, że trzeba wymienić polskie elity i uważa, że można to robić dowolnymi środkami. Znając swoich ludzi i ich apetyty zdecydował się osiągnąć ten cel poprzez państwo i środki publiczne. Niezależne instytucje  w tym przeszkadzają, procedury i prawo są hamulcami. A to, ile się przy okazji zmarnuje publicznych pieniędzy, nie ma znaczenia.

Rozmawiał Cezary Michalski

Bogdan Klich, polityk, wykładowca akademicki, senator RP. W PRL działał w opozycji demokratycznej, m.in. w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów oraz Ruchu Wolność i Pokój. Po roku 1989 był działaczem Unii Demokratycznej i Unii Wolności, a od 2001 roku Platformy Obywatelskiej. W latach 1999-2000 pełnił funkcję wiceministra obrony odpowiedzialnego za kontakty Polski z NATO w rządzie Jerzego Buzka. W latach 2004-2007 był posłem PO w Parlamencie Europejskim. W latach 2007-2011 był szefem MON w rządzie Donalda Tuska.

fot. flickr/MFA

POLUB NAS NA FACEBOOKU

[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]

Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

blok 1

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Cezary Michalski

Eseista, prozaik i publicysta. W swojej twórczości związany m.in. z Newsweekiem i Krytyką Polityczną.

Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu.

Był redaktorem pism "brulion" i "Debata", jego teksty ukazywały się w "Arcanach", "Frondzie" i "Tygodniku Literackim" (również pod pseudonimem "Marek Tabor").

Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, "Życiem" i "Tygodnikiem Solidarność". W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury.

Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. W latach 2006–2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety Dziennik Polska-Europa-Świat, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma.

Media Tygodnia
Ładowanie