PiS od początku swoich rządów prowadzi wojnę przeciwko wielkim sieciom handlowym. W myśl ideologicznej linii partii rządzącej duże sklepy są własnością zagraniczną, szkodząc polskim małym i średnim przedsiębiorcom z branży handlowej. Linie te wzmocniono mitem, że super i hipermarkety oferują gorszą jakość produktów, a swoje niższe ceny zawdzięczają nieuczciwej konkurencji z pozycji niemal monopolisty. Sprawiało to, że niezwykle kuszące stały się wszelkie formy uderzania w wielkie sieci, ponieważ społecznie w elektoracie PiS zwyczajnie się to podobało. Stąd mamy zakaz handlu w niedziele, próby zakazu produkcji marek własnych przez wielkie sieci handlowe (o czym mówił premier, a z czego potem wycofał się KPRM) i teraz głośny podatek handlowy. Zastrzeżenia Komisji Europejskiej został odrzucone przez Sąd Unii Europejskiej, a PiS zyskał zielone światło do wprowadzenia podatku obrotowego. Ten ma wynosić 0,8% przy obrotach pomiędzy 17 a 170 mln zł oraz 1,4% przy obrotach powyżej 170 mln zł. Działania te okazują się jednak nie przynosić oczekiwanych rezultatów, a nawet więcej, są wbrew interesowi konsumentów i pracowników.
Jedna rzecz, że zakaz handlu zamiast pomóc małym sklepom, jeszcze pogorszył ich sytuację, ponieważ klienci zaczęli się decydować na większe zakupy w inne dni tygodnia w dyskontach, przez co obroty w te dni zaczęły spadać. Kluczowe jest jednak co innego. Wielkie sieci są bowiem równocześnie najlepszym pracodawcą w handlu. Małe i mikrosklepy oferują bowiem gorsze warunki wynagrodzenia. Jest to efektem bardzo niskiej wydajności pracy tych podmiotów. Z tego powodu dochodzi do paradoksu, że dyskonty i hipermarkety oferują wyższe stawki, mają niższe ceny dla konsumentów, a często i wyższe zyski. Dobitnie pokazuje to zestawienie przygotowane przez ekonomistów z Forum Obywatelskiego Rozwoju:
domiar podatkowy dla dużych sklepów to szkodliwy pomysł. Większe sklepy mają wyższe inwestycje i większy obrót w przeliczeniu na pracującego. Na wyższej wydajności zyskują pracownicy (wyższe płace), klienci (niższe ceny) i finanse publiczne (wyższe wpływy z PIT, ZUS, NFZ i VAT). pic.twitter.com/0bqvpxXcfF
— Aleksander Łaszek (@A_Laszek) May 20, 2019
Prawda bowiem jest taka, że Polska do zostania krajem europejskich wynagrodzeń musi najpierw zostać krajem europejskiej wydajności. Ta zaś jest najwyższa, kiedy jak najwięcej sprzedaży i towaru przypada na jednego pracownika. Sklepy wielkopowierzchniowe zostały w tym celu skonstruowane, w przeciwieństwie do tradycyjnego handlu, który jest niezmienny tak naprawdę od stuleci. Z tego względu w interesie całej gospodarki jest rozwój właśnie handlu masowego. Wówczas uwolnione zasoby ludzkie mogą zostać zaangażowane w inną działalność zawodową, na czym skorzystamy wszyscy. Krucjata PiS przeciw wielkim sieciom jest zatem wbrew dążeniu do maksymalizacji wzrostu gospodarczego.
fot. flickr/Sejm RP
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU