Kiedy w 2015 roku Antoni Macierewicz objął tekę ministra obrony narodowej (pierwotnie przeznaczoną wg pani Szydło dla Jarosława Gowina) prawicowe media rozpływały się w peanach na cześć nowego ministra: to najlepszy minister od 1939 roku! Strateg stulecia! Geniusz wojskowości! Szybko jednak okazało się, że to Sun Tzu Podkarpacia, Bonaparte powiatu grójeckiego i Czyngis – Chan Wąbrzeźna (i okolic). Nawet prostackie opluwanie poprzedników z koalicji PO-PSL i prężenie muskułów nie mogło ukryć spektakularnych wpadek ministra, a tych było wiele. Począwszy od Wacka Berczyńskiego (szefa skompromitowanej podkomisji ds. Smoleńska), który anulował przetarg na Caracale, a potem uciekł za wielką wodę, przez Mistrale za dolara, zakup Black Hawk’ów, niejasne powiązania z GRU, Misiewicza w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, Jannigerach w MON, autobusach z Sanoka, odwołanych przetargach, na tysiącu dronów-samobójców skończywszy. Kiedy w wyniku tych i wielu innych kompromitacji z polskiej armii zaczęli odchodzić najwybitniejsi szkoleni na całym świecie dowódcy (ok. 30 generałów i 260 pułkowników) było już za późno.
Czarę goryczy przelał konflikt z prezydentem, którego Macierewicz chciał ubezwłasnowolnić i całkowicie odrzeć z konstytucyjnych kompetencji, jakie przysługują głowie państwa (prezydent jest zwierzchnikiem sił zbrojnych). Kamieniem milowym tego konfliktu było zabranie przez SKW podległe Macierewiczowi dostępu do dokumentów tajnych gen. Kraszewskiemu – bliskiemu współpracownikowi prezydenta z podległego mu BBN. Później ten konflikt przerodził się w otwartą wojnę na złośliwe pisma wymieniane przez obie instytucje zakończone spektakularną odmową przez Pałac Prezydencki podpisania wniosków o awans na stopień generała dla 14 pułkowników wskazanych przez Macierewicza.
Nic dziwnego, że w obozie „dobrej zmiany” zaczął z szybkością wody spuszczanej w klozecie kiełkować pomysł pozbycia się Macierewicza z rządu przy najbliższej rekonstrukcji. Do ministra dotarła smutna prawda, że jego czas w rządzie Beaty Szydło dobiega końca, więc jego aktywność (tak jak i pozostałych zagrożonych ministrów) wzrosła o 16.457% z jedną drobną różnicą: na użytek swoich toruńskich wyznawców zaczął budować legendę zniszczonego przez Moskwę i sprzedawczyków z Polski największego bohatera, który stąpał po ziemi. Tej ziemi. W wywiadzie dla prawicowego dziennika poinformował o spisku zawiązanym przez Jaruzelskiego i Gorbaczowa w postaci tajnego „Złotego Funduszu”, który został powołany w latach 80-tych w wojsku polskim, aby promować wyselekcjonowaną grupę oficerów, którzy w wolnej Polsce będą sabotować i niszczyć Siły Zbrojne RP pod jego rządami. Jak ci oficerowie pod rządami Macierewicza sabotowali armię? Według Macierewicza… odchodząc z niej (gdybym to ja był takim agentem, to zrobiłbym wszystko, żeby zostać w tej armii i pod pozorem dobrej współpracy z MON niszczyłbym do cna jej struktury, ale co ja tam wiem). W tym samym wywiadzie Macierewicz posunął się do ostateczności i zasugerował, że w tej operacji nieżyjącego już Jaruzelskiego udział wzięli wszyscy prezydenci wolnej Polski z Lechem Kaczyńskim włącznie (to on dał gwiazdki generalskie sporej części oficerów, którzy odeszli za czasów Macierewicza, w tym znienawidzonemu gen. Różańskiemu). Nota bene 13 spośród 14 wyżej wymienionych kandydatów na generałów zablokowanych przez Dudę ma epizod w komunistycznych organizacjach w tym w PZPR, ale znaczna część mianowanych przez Macierewicza attaché wojskowych przy polskich ambasadach za granicą ma chlubną przeszłość w znienawidzonym przez niego WSI.
Jednak pan minister znów zabrał głos i po raz kolejny stwierdził, że „na pewno doprowadzi do końca zadanie wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej”. Jeśli to prawda, to w mojej skromnej ocenie zrobi to nie jako minister obrony narodowej, ale jako były minister. Dobrze poinformowani prawicowi dziennikarze piszą z kolei, że Macierewicz w kuluarowych rozmowach jest przekonany, że straci stanowisko i twierdzi, że Jarosław Kaczyński chcąc go usunąć zwyczajnie „zwariował” (przyganiał kocioł garnkowi). Okazuje się, że termin przydatności Macierewicza do spożycia na eksponowanych stanowiskach państwowych, to 2 lata max (minister w rządzie Olszewskiego 7 miesięcy, wiceminister w rządzie Kaczyńskiego 3 miesiące, likwidator WSI 1 rok, szef SKW 1 rok). Tyle wystarczy, żeby zniszczyć każdą instytucję, która została mu powierzona.
Źródło: Onet
fot.Grand Warszawa/ Shutterstock
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU