Rząd zapowiadał od lat walkę z umowami cywilnoprawnymi, czyli w przekazie propagandowym tzw. śmieciówkami. Apogeum tej walki jest nowy Kodeks Pracy, który ma zlikwidować taką formę zatrudnienia. W teorii rządzących bowiem każdemu należy się etat, niezależnie od okoliczności i woli samych pracowników. Państwo wie bowiem lepiej, co jest dla ludzi najlepsze.
Okazuje się jednak, że kiedy politycy tak chętnie mówią o prawach pracowniczych, to Ci sami ludzie, już jako publiczni pracodawcy, nie czują się zobligowani do przestrzegania głoszonych przez siebie standardów. Czołowym hipokrytą jest Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej z Elżbietą Rafalską na czele. Informacje z biura posła Tomasza Jaskóły przekazane money.pl wskazują bowiem jednoznacznie, że tzw. umowy śmieciowe są w resorcie na porządku dziennym. W 2015 roku zawarł on 807 “śmieciówek”, rok później – 877, a od stycznia do sierpnia 2017 roku – 461. Trzy lata temu ministerstwo wydało na to 3,4 mln zł, dwa lata temu – 2,4 mln zł, a przez pół poprzedniego roku – 865 tys. zł.
Z odpowiedzi na interpelację posła Tomasza Jaskóły wiemy, że omawiane umowy dotyczą osób odpowiedzialnych m.in. za ocenę merytoryczną wniosków o przyznanie dofinansowania w ramach Programu Operacyjnego Wiedza Edukacja Rozwój, ocenę sprawozdań z realizacji zadań dofinansowywanych w ramach Rządowego Programu Aktywności Społecznej Osób Starszych, oraz Programu Funduszu Inicjatyw Obywatelskich.
Jest to wyrazisty przykład politycznej hipokryzji. Resort sam udowodnił, że nazywanie umów cywilnoprawnych śmieciowymi jest niczym więcej niż cyniczną grą propagandową. Elżbieta Rafalska w podległej sobie instytucji nie widzi problemu z taką formą zatrudnienia, czyli najwyraźniej zakłada, że dla wielu pracowników jest ona naturalna i nie mają oni nic przeciwko takim umowom. Jest to dobitny dowód na fikcję “ochrony państwa”, którą zasłaniają się politycy PiS. Tak podnoszone przez rząd sprawy emerytur, świadczeń chorobowych i rent wypadają bowiem blado w stosunku do obciążeń wynagrodzeń, jakie pracownik musi ponieść za ich uzyskanie. Końcowym celem tej udawanej troski jest bowiem chęć zasypania dziury w budżecie, ponieważ rząd wciąż uwiera, że poza zasięgiem ZUS znajdują się umowy o dzieło i umowy zlecenia powyżej poziomu płacy minimalnej. Powstaje zatem dualizm, umowy cywilnoprawne poza administracją rządową są złe, bo oznaczają straty fiskusa, jednak w samym rządzie są już jak najbardziej w porządku, ponieważ pozwalają zaoszczędzić.
Kiedy politycy uskuteczniają kolejny festiwal hipokryzji, w tym samym czasie cierpi gospodarka. Musi być ona bowiem elastyczna, a etat jest najmniej elastycznym rozwiązaniem z możliwych. Co warte podkreślenia, nowy Kodeks Pracy miał likwidować zaszłości PRL, podczas gdy sztywna praca etatowa niezależnie od okoliczności jest za taki relikt przez większość ekonomistów uważana. Proponowane zmiany nie oznaczają nawet końca walki z nieuczciwymi praktykami ze strony niektórych pracodawców, ponieważ już widać że nowe prawo będzie miało luki. Tym samym Polacy zostali przez propagandę rządu ponownie nabici w przysłowiową butelkę.
Źródło: money.pl
Fot. P. Tracz / KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU