Proponowane przez PiS zmiany w ordynacji wyborczej budzą obawy o zamach na demokrację, czy wręcz ryzyko sfałszowania wyników wyborów poprzez obsadzanie kluczowych stanowisk w procesie wyborczym swoimi ludźmi. Jednak szczególne zagrożenie stanowią nie te najbardziej kontrowersyjne zmiany, ponieważ postawiły one społeczeństwo w stan czujności, przez co władza ma świadomość, że wielu będzie jej patrzeć na ręce. Najbardziej niebezpieczne są te propozycje, które pod pozorem zgodności z prawem pozostając w cieniu, usypiają naszą czujność. Takim rozwiązaniem, którego znaczenie nie jest wystarczająco podkreślane, są zmiany granic okręgów wyborczych. W mediach pojawiały się one głównie w kontekście manipulacji liczbą mandatów, aby wyeliminować niesprzyjające PiS JOWy, ponieważ to niepotrzebna konkurencja z kandydatami niezależnymi i lokalnymi, często z niemałym poparciem. Równocześnie władzy zależy na pozbyciu się zbyt dużych okręgów, aby wykluczyć mniejsze partie z życia politycznego. Bowiem już obecnie wybory samorządowe pokazują, że nawet pięciomandatowe okręgi rzadko dają szansę uzyskania choćby jednego mandatu formacjom poniżej 15% poparcia. Przeniesienie takiego mechanizmu na całość procesu wyborczego znacznie ułatwiłoby rządzenie. Dzięki takim zmianom silny pakiet 40%, czy w wariancie pesymistycznym 30%, poparcia Zjednoczonej Prawicy dałby duże korzyści rządzącym względem rozproszonej konkurencji. Jednak ze zmianami okręgów wiąże się jeszcze jedno, kluczowe zagrożenie, które w połączeniu z powyższymi zabiegami może dać PiS szanse na zdobycie wrogich mu miast, a w dalszej perspektywie powalczyć o większość konstytucyjną nawet przy wynikach poparcia z ostatnich wyborów parlamentarnych. Przykład bezkarnego stosowania takich zagrań dały tutaj Węgry, które także manipulowały przy procedurach wyborczych, co zaowocowało umocnieniem politycznej pozycji Viktora Orbana w kolejnych wyborach parlamentarnych nieproporcjonalnie do uzyskanego poparcia społecznego.
Jedną z metod cichego niszczenia demokracji jest bowiem tzw. Gerrymandering, czyli wyznaczanie granic okręgów wyborach w taki sposób, aby zmarginalizować wyborców opozycyjnych i zmaksymalizować przełożenie na mandaty głosów własnego elektoratu. Przykład graficzny tego procesu zamieszczamy poniżej.
To się teraz dzieje w Sejmie… #WolneWybory #ordynacja pic.twitter.com/iJAT1m9Dpx
— Dobrawa (@dobrawaa) November 28, 2017
Jak widać, racjonalne granice okręgów wyborczych są kluczowym elementem procesu demokratycznego, ponieważ w przeciwnym razie większość może wyeliminować z życia publicznego reprezentantów znacznej części społeczeństwa, albo mniejszość może narzucić swoją wolę większości. Przy obecnych mechanizmach ordynacji łatwo będzie w wielu miejscach kraju PiS oszacować optymalne granice okręgów, aby nie “marnować” siły wyborczej, bowiem wyniki wyborów z ostatniej dekady pozwalają dość dobrze przewidywać preferencje wyborcze Polaków. Geografia już raz stała się narzędziem politycznej wojny w naszym kraju. Z idei gerrymanderingu wynikała bowiem ustawa PiS o powiększeniu Warszawy do rozmiarów absurdalnej aglomeracji. Wówczas chodziło o dodanie do puli wyborców wystarczającej grupy żelaznego elektoratu PiS, aby upadek opozycyjnych rządów w stolicy był nieunikniony. Teraz PiS zastosował inteligentny wybieg zmieniając zasady wyliczania liczby mandatów w wyborach, co sprawia, że bez oskarżeń o ustawianie wyników władza może spokojnie zacząć liczyć i wyznacz okręgi tak, aby zgarnąć pełną pulę. O tym, jak kreatywni potrafią być w tym procesie politycy, udowadniają najbardziej Stany Zjednoczone, gdzie ten problem jest znany od bardzo dawna. Niektóre z okręgów wyborczych za oceanem mają bowiem tak absurdalne kształty, że ciężko mówić, aby reprezentowały one jakąkolwiek spójną społeczność.
Na powyższych przykładach widać, że procesu manipulacji granicami okręgów wyborczych nie można lekceważyć. Choćby w Polskich miastach poparcie dla poszczególnych formacji ma często charakter wyspowy. Wielkie przedmieścia domków jednorodzinnych i nowej zabudowy mają silne nastawienie pro-opozycyjne, rozciągając się pasem niczym obwarzanek wokół centrów miast. Równocześnie zespoły zaniedbanej zabudowy kamienicowej z dużym odsetkiem mienia komunalnego bardzo często są silnym zapleczem politycznym partii rządzącej. Znajomość tych zjawisk daje władzy olbrzymie pole manewru – właśnie dlatego wyznaczenie okręgów wyborczych w wyborach samorządowych zostało odebrane władzom lokalnym.
Okazuje się jednak, że plany rządu mogą napotkać sporą przeszkodę. Jak alarmowało PKW, zmiany na ostatnią chwilę okręgów wyborczych mogą zagrozić sprawności przeprowadzania wyborów, a zwłaszcza systemowi elektronicznemu, który w ostatnich wyborach samorządowych sprawiał wielkie problemy. Powtórzenie takiego blamażu przez formację, która otwarcie mówiła o fałszowaniu wyborów, mogłoby mieć dla władzy nieobliczalne konsekwencje. Z tego powodu otwarte jest pytanie, czy zwycięży chciwość i władza pójdzie na całość, czy może PiS nie obejmie zmianami wyborów samorządowych, a skoncentruje się na parlamentarnych? Niezależnie od odpowiedzi na na powyższe pytanie jedno jest pewne, weszliśmy w etap, kiedy o wyniku wyborów mogą zacząć decydować inne czynniki niż wola wyborców, a to może stanowić pierwszy krok do całkowitej erozji obecnego porządku prawnego w Polsce.
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU