Oświadczenie wicepremiera rządu, Ministra Rozwoju i Finansów, Mateusza Morawieckiego wywołało bardzo gorące komentarze po obu stronach sceny politycznej. Podzieliło też opinie ekspertów ekonomicznych tak z mediów sprzyjających rządowi, jak i tych rządowi nieprzychylnych. Jedni są przekonani o wykryciu wielkiej afery i konieczności ponownego przeliczenia PKB, ogłaszanego za rządów koalicji PO-PSL, inni z kolei uważają, że Mateusz Morawiecki po raz kolejny popisał się brakiem elementarnej wiedzy z dziedziny, którą zarządza. O sprawie fikcyjnych faktur dotyczących nierzeczywistej wewnątrzwspólnotowej dostawy towarów pisałem w listopadzie, a teraz wydaje mi się, że warto artykuł uzupełnić o dodatkowe wyjaśnienia.
Krytycy tezy ministra Morawieckiego podkreślają, że w swojej diagnozie popełnia on podstawowy błąd, wynikający z nieznajomości mechanizmu karuzeli podatkowej, w której oprócz fikcyjnego eksportu, mającego generować nienależny zwrot podatku VAT, występuje też fikcyjny import. Prowadziłoby to do tego, że zagregowane wartości fikcyjnego eksportu mogłyby się w dużej mierze bilansować z fikcyjnym importem, co z kolei miałoby sprawić, że wpływ karuzeli podatkowych na wyliczenia PKB nie byłby znaczny. Trudno się nie zgodzić z tymi twierdzeniami, jednak jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach, a teoria nie zawsze idzie w parze z praktyką.
Najpopularniejszy sposób wyliczania Produktu Krajowego Brutto opiera się na spostrzeżeniu, że PKB jest w przybliżeniu równy finalnym wydatkom wszystkich nabywców wartości dodanej, wytworzonej na terenie kraju. Zatem od strony popytowej:
PKB = konsumpcja + inwestycje + wydatki rządowe + eksport – import + zmiana stanu zapasów.
Dane do wyliczeń PKB, zarówno te o eksporcie jak i imporcie, to dane rzeczywiste, pochodzące ze składanych przez przedsiębiorców deklaracji INTRASTAT oraz zgłoszeń celnych. I w tym właśnie miejscu teoria rozjeżdża się z praktyką, o czym obawiam się nie do końca zdaje sobie sprawę ani minister Morawiecki, ani autor artykułu, na który powołują się jego krytycy, czyli Rafał Hirsch. W oszustwach związanych z transakcjami wewnątrzwspólnotowymi, w których występuje tzw. znikający podatnik, role podmiotów biorących udział w oszustwie są ściśle określone, podobnie jak zadania jakie mają do wykonania.
W przypadku podmiotu, który deklaruje eksport z 0% stawką VAT oraz zwrot nadpłaconego podatku na rachunek bankowy, dopilnowuje się KAŻDEJ drobnostki, tak by w toku czynności sprawdzających nie dało się szybko wykryć oszustwa, tak znikający podatnik, dokonujący importu, ma za zadanie maksymalnie utrudnić wykrycie. Ostatni podmiot w łańcuchu jest na świeczniku, pierwszy ma za zadanie zniknąć, nie pozostawiając po sobie śladów. Z tych też powodów, eksporter (lub będąc precyzyjnym, wewnątrzwspólnotowy dostawca towarów) wypełnia wszystkie obowiązki, w tym składaną dla celów statystycznych deklarację INTRASTAT, wykazując eksport, a importer (wewnątrzwspólnotowy nabywca towarów) tych samych deklaracji nie składa. Gdyby złożył, a nie złożył deklaracji VAT lub nie wykazał WNT w tej samej wysokości co na deklaracji INTRASTAT, zostałby szybciej wykryty, a przecież warunkiem powodzenia oszustwa jest właśnie maksymalne opóźnienie wykrycia. Jeśli zatem import nie zostanie wykazany, nie będzie mógł być odjęty od pozostałych składników PKB, tym samym, zawyżenie fikcyjnymi danymi z eksportu nie zostanie wyeliminowane.
Do ustalenia pozostaje oczywiście skala rzeczywistego zawyżenia odczytu PKB oraz jej rzeczywisty wpływ, jednak problem pozostaje. Nie mogę się jednak zgodzić z ministrem Morawieckim, że rozwiązaniem powinno być podważenie wiarygodności Głównego Urzędu Statystycznego, bowiem niosłoby to dużo bardziej wymierne skutki, niż przedstawienie słabych odczytów aktualnego PKB w lepszym świetle. Zatem ministrze Morawiecki, do boju.
fot. Shutterstock
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU