Donald Trump kontynuuje swoją populistyczną kampanię. Nadal atakuje system głosowania korespondencyjnego. Tyle że teraz chyba trochę przesadził…
Albo ja, albo oszust!
– Wygram, albo to będzie oszustwo – twierdzi Trump. Zupełnie jakby przygotowywał się do walki powyborczej, gdy przegra reelekcję.
Mało tego, podczas wizyty w Karolinie Północnej jako prezydent namawiał swoich zwolenników, aby osobiście stawili się 3 listopada w lokalach wyborczych i na miejscu chcieli jeszcze raz zaznaczyć na liście jego nazwisko. W założeniu ma to pomóc zweryfikować, czy procedury nie są dziurawe i nie faworyzują Joe’go Bidena.
– Jeśli system działa tak dobrze, jak się mówi, to jest jasne, że ludzie nie będą mogli oddać głosu po raz drugi. Ale jeśli okaże się, że go nie uwzględniono, to będą mogli zagłosować w lokalu – przekonywał Trump.
Innymi słowy chce przeprowadzić tzw. stress test amerykańskiego systemu wyborczego. Czy jednak ma to jakikolwiek sens? Propagandowy tak, ale pod kątem działania samego systemu? Eksperci nie mają złudzeń.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU