Od czasu zwycięstwa w wyborach Donald Trump dał światu jasno do zrozumienia, że preferuje politykę żelaznej pięści nad staromodną delikatną sztuką dyplomacji. Zagadnienia bezpieczeństwa i obronności stanowią szczególnie istotne wyzwanie przed jakim staje prezydent Stanów Zjednoczonych, supermocarstwa kształtującego obraz pokoju na świecie. Ostatnie deklaracje nowego gospodarza Białego Domu jasno ukazują jego wizję przyszłości amerykańskiej armii, przy czym jest to wizja wysoce niebezpieczna.
W ostatnich dniach Trump zapowiedział zwiększenie budżetu Pentagonu o 9% czyli o ponad 54 mld dolarów, co jest równowartością wydatków na obronność Wielkiej Brytanii. Jest to podwyżka, która niewiele ustępuje całym militarnym wydatkom Kremla, które wciąż mimo medialnej banki wokół rosyjskiej potęgi nie dosięgły jeszcze 70 mld dolarów.
Tak znaczny wzrost budzi wątpliwości w obecnej sytuacji całkowitej militarnej dominacji Stanów Zjednoczonych na świecie. W 2015 r. USA wydało na obronność 596 mld dolarów, a drugie w rankingu Chiny 215 mld. Jeśli weźmiemy pod uwagę zasoby innych członków NATO, to Ameryka nie ma obecnie z kim przegrać.
Szybki wzrost wydatków Pekinu w ostatnich latach powinien budzić uzasadniony niepokój, jednak zbrojenia są sprawą wysoce delikatną, ponieważ każda akcja jednego rządu wywołuje nieuchronną reakcję jego konkurentów, a nieodpowiedzialne słowa mogą doprowadzić do nieprzewidzianej eskalacji napięcia w polityce międzynarodowej. Machanie szabelką Trumpa, poprzez zapowiedzi wzrostu liczby lotniskowców z 10 do 12, połączone ze zwiększeniem amerykańskiej obecności w kluczowych punktach na świecie, szczególnie na przebiegu szlaków handlowych, nie pozostanie niezauważona. Nie ma zatem wątpliwości, że zarówno Pekin, Moskwa jak i Teheran zareagują analogicznym wzrostem swoich budżetów, doprowadzając, zamiast do spodziewanego wzrostu, do spadku stabilności sytuacji międzynarodowej.
Donald Trump zdaje się widzieć świat w wielkim uproszczeniu, gdzie na każdą sprawę można znaleźć proste rozwiązanie. Zgodnie z tą retoryką Ameryka do pozostania liderem musi mieć jak najwięcej “big guns”, skoro była potężna za Reagana, to musimy zwiększyć stan floty z obecnych 276 okrętów do 355 jak w latach 80-tych. Zapomina się przy tym, że w przeciwieństwie do gospodarczo kulejącego Związku Radzieckiego, zwiększenie wydatków obronnych nie zrobi na współczesnych Chinach najmniejszego wrażenia. Co więcej, większa liczba okrętów nie musi przełożyć się na siłę, ponieważ warunki pola walki są współcześnie inne niż za zimnej wojny.
Deklaracje Trumpa wpisują się w jego miękki populizm pragnący zadowolić amerykańskich pracowników i rodzime firmy wizją rozdmuchanych zamówień. Cała sytuacja jest kuriozalna, ponieważ prezydent niejednokrotnie krytykował program myśliwców F-35 za zawyżone koszty, a o szczegółach swojego programu mówił na pokładzie USS Gerald R. Ford, pierwszego lotniskowca nowej generacji, którego koszty budowy przekroczyły wszelkie zamierzenia, osiągając rekordowe 13 mld dolarów. Trump mówił dużo o tym, że będzie taniej, jednak żadna urzędnicza gwarancja nic nie znaczy przy wdrażaniu nowych technologii. Z tego powodu realne efekty zastrzyku gotówki dla wojska mogą okazać się mniejsze od zakładanych.
Nie jest to jedyna zapowiedź Trumpa w obszarze bezpieczeństwa. O wiele bardziej niepokojące są zapowiedzi uczynienia Ameryki liderem w dziedzinie broni nuklearnej. Co więcej, Trump zapowiedział nieprzedłużanie podpisanego przez Obamę traktatu New START, który zakładał obustronną amerykańsko-rosyjską redukcję arsenału nuklearnego. Absurdalności całej sytuacji dodają informacje dziennikarzy, że Trump zapytany przez Putina o tę umowę musiał wstrzymać rozmowę telefoniczną, aby zapytać swoich doradców o co w niej chodzi. Takie podejście z całą pewnością nasili rywalizację mocarstw na polu nowych środków przenoszenia broni atomowej, wyścigu, który od kilku już lat zaczął nabierać tempa, a teraz może wymknąć się spod kontroli.
Polityka Trumpa w kwestiach bezpieczeństwa coraz bardziej prowadzi do destabilizacji porządku światowego. Co więcej, w swoich założeniach jest coraz bardziej chaotyczna. Zdaje się wydawać, że Biały Dom nie ma wizji, co tak naprawdę powinno być dla Ameryki priorytetem. Najpierw prezydent zrywa Transpacyficzne Partnerstwo o wolnym handlu, umacniające więzi krajów regionu z Ameryką, zapowiada wycofanie USA z roli światowego policjanta, a następnie mówi o zbrojeniach zarówno w broni konwencjonalnej jak i atomowej. Wszystko w sytuacji, kiedy Barack Obama wprowadził już szeroko zakrojony program modernizacji sił jądrowych, a w polityce dalekowschodniej stawiał na wdrożenie nowych technologii, dostosowanych do potrzeb konfliktu w tym regionie, które przydadzą się bardziej niż dodatkowe 70 okrętów Trumpa. Elastyczność i dyplomacja potrafią przynieść znacznie więcej niż czysta przemoc, niestety Donald Trump tej lekcji jeszcze nie odrobił.
fot. JStone/shutterstock
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU