– Podejrzewam, ze PiS zrobi wszystko, aby nie powstała. Kaczyński przecież wie, jak wielką kompromitację mogłaby przynieść obozowi rządzącemu. Okazałoby się, że Zjednoczona Prawica nie tylko rozbija UE na korzyść Kremla i wprowadza putinowskie metody w Polsce, ale została też narzucona naszemu społeczeństwu przez Moskwę – z Tomaszem Piątkiem, autorem i dziennikarzem Resetu Obywatelskiego o aferze podsłuchowej rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Niedawno w Newsweeku ukazał się tekst autorstwa redaktora Grzegorza Rzeczkowskiego, w którym przytaczane są zeznania Marcina W. Wspólnik Falenty zeznał, że nagrania z 2014 roku zostały sprzedane Rosjanom. Co mógł dostać w zamian Falenta i jego otoczenie?
Tomasz Piątek: Wspólnik Falenty w swoich zeznaniach używa słowa „prezent”. Najpierw mówi, że nagrania te zostały przez Falentę przekazane Rosjanom w podarunku. Dopiero potem mówi, że jednak je sprzedano. O ile wiemy, po przekazaniu nagrań Rosjanom sytuacja finansowa Falenty się poprawiła. Jednak nie zlikwidowało to jego długów wobec Rosjan. Wciąż je ma, co jest dla Rosjan bardzo wygodne. Mogą skutecznie naciskać na Falentę. Trzeba o tym pamiętać, gdy analizujemy działania i słowa Falenty.
Marek Falenta najwyraźniej liczył na to, że Moskwa uczyni z niego kogoś ważnego w polskiej polityce. W rozmowach z kelnerami-menedżerami podsłuchowych restauracji zdradzał niekiedy, co myśli. Wierzył, że nielegalne nagrania zaprowadzą go na szczyty władzy… Tak jednak się nie stało. Falenta nie dostał żadnej nagrody ani od Rosjan ani od PiS-u, tylko trafił za kratki. To kolejny przykład na to, że współpraca z Rosją i PiS-em kończy się źle. Mimo, że prokuratura Ziobry nie chciała wsadzić Falenty do więzienia, on tam się w końcu znalazł. Szybko z niego wyszedł, jednak nie sądzę, żeby bardzo go to pocieszyło. Po wyjściu wysyłał listy do rządzących. Groził Zjednoczonej Prawicy, że ujawni kulisy afery. Trudno powiedzieć z jakim wynikiem. Grożenie na razie się skończyło. Może więc dostał jakąś nagrodę pocieszenia…
Na co w Pana ocenie liczył Falenta?
Źródła mówią, że wspominał o posadzie w nowym rządzie. Najprawdopodobniej jednak liczył przede wszystkim na rządowe wsparcie dla swoich biznesów. Być może chciał uzyskać wpływ na polską gospodarkę, zostać oligarchą na wzór rosyjski…
Afera podsłuchowa to wielowarstwowa prowokacja. W jaki sposób Marek Falenta mógł nawiązać współpracę z Rosjanami lub nawet z Nowogrodzką w 2014 roku, zwłaszcza że wielu polityków Zjednoczonej Prawicy od dawna ma powiązania z Rosją lub rosyjskimi służbami?
W pewnym momencie Marek Falenta zaczyna robić interesy na rosyjskim węglu. Niektóre źródła mówią, że Falenta został zarekomendowany Rosjanom przez polsko-rosyjskiego miliardera Roberta Szustkowskiego. Menedżerzy stworzonej przez Szustkowskiego deweloperskiej grupy Radius założyli podsłuchową restaurację Sowa & Przyjaciele. Jednak należy też dodać, że Falenta był bliskim znajomym kolejnego miliardera, Tomasza Misiaka. Misiak wprowadził Falentę na warszawskie salony biznesowe i zapoznał z kelnerami z restauracji Sowa & Przyjaciele. A miliarder Misiak – cóż za zbieg okoliczności – też miał swoje interesy w Rosji. Jego firma Work Service działała we wszystkich 5000 sklepów putinowskiego oligarchy Michaiła Fridmana. Wspólnicy Misiaka mieli powiązania m.in. z Kiriłłem Dmitriewem. To kremlowski dygnitarz, który odpowiada za ściąganie zagranicznych pieniędzy do Rosji.
Zatem łączników, którzy mogli zapoznać Falentę z Rosjanami, jest co najmniej kilku. Kilku łączników, którzy byli zamieszani w aferę taśmową jeszcze przed pojawieniem się Marka Falenty… Tym bardziej, że podsłuchiwanie trwało już w 2010 r., w restauracji Lemongrass, założonej przez byłego menedżera polskiej filii rosyjskiego koncernu paliwowego Łukoil. Lemongrass znajdował się niedaleko ambasady Stanów Zjednoczonych. Rosjanie liczyli, że uda im się podsłuchać rozmowy Amerykanów przy lunchu, ale amerykańskie służby wykryły zagrożenie. Niestety, do Lemongrass zaczęli przychodzić polscy politycy. Gdy Amerykanie ostrzegli nasze władze, że w Lemongrassie są podsłuchy, restaurację zamknięto i pozacierano ślady. Pomagał w tym niejaki Oleg Jeremiejew – Rosjanin z Kaliningradu, absolwent uczelni putinowskich służb specjalnych FSB. Wtedy kelnerzy z Lemongrassu założyli nową restaurację, Sowa & Przyjaciele. Zrobili to przy pomocy menedżerów Grupy Radius założonej przez wspomnianego wcześniej polsko-rosyjskiego miliardera Roberta Szustkowskiego.
Zatem Rosjanie uczestniczyli w tej operacji od początku. To oznacza, że Falenta, który pojawił się w niej później, nie był liderem ani mózgiem afery. Był frontmanem. Był kimś, kto wziął na siebie sławę i niesławę związaną ze skandalem. Oczywiście to nie do końca zmniejsza jego winę. Zrobił wszystko, żeby nielegalne nagrania ujrzały światło dzienne.
Powiedział Pan jakie Falenta miał oczekiwania względem Rosjan, ale na co liczył idąc na Nowogrodzką?
Trudno wejść w jego głowę. Trudno też wyważyć, co w jego planach mogło stanowić nagrodę od Rosjan, a co nagrodę od PiS. Tym bardziej, że nie wiemy dokładnie, co Falencie obiecali Rosjanie. Da się wyobrazić taki układ, w Rosjanie dawaliby Markowi Falencie węgiel, a PiS – wpływy polityczne, dzięki którym Falenta mógłby zwalczać konkurencyjne źródła energii. Strach pomyśleć, jakie to mogłoby przynieść konsekwencje, zwłaszcza przy obecnym kryzysie energetycznym.
Na szczęście do tego nie doszło. Falenta nie dostał żadnej nagrody tego rodzaju, bo nie był wystarczająco ważny. Nie był inicjatorem operacji, nawet nie głównym wykonawcą. Raczej podwykonawcą, który zdobył karty przetargowe wobec PiS. Zna bardzo kompromitujące fakty, które może ujawnić. Jednak wartość kartom przetargowym Falenty odbiera to, że jest osobą mało wiarygodną. Cokolwiek powie, wiele osób nie uwierzy w żadne jego słowo. Nawet wtedy, gdy wreszcie powie prawdę.
W poprzednich rozmowach wiele razy wspominał Pan o Robercie Szustkowskim i jego powiązań z mafią sołncewską. Jaką rolę w innych operacjach Rosji w Polsce odegrał Szustkowski?
Robert Szustkowski to niezwykła postać. W latach 80. studiował i uprawiał sport, jeździł po świecie. Na granicy ZSRR został złapany na próbie przemytu. Komunistyczna Służba Bezpieczeństwa zabrała mu wtedy paszport. Jednak Wojskowa Służba Wewnętrzna (odpowiednik SB w armii) zainterweniowała na korzyść Szustkowskiego. Zwrócono mu paszport i odtąd znów jeździł po całym świecie, z Singapurem włącznie. Przemycał zachodnie komputery do Związku Sowieckiego, gdzie odbierali je ludzie związani z tamtejszymi służbami. Podczas tych rosyjskich podróży Szustkowski poznał Andreja Skocza i Lwa Kwietnoja. To dwaj Rosjanie, również związani z kremlowskimi służbami, którzy robili wówczas wielki majątek i stali się filarami tzw. mafii sołncewskiej – wielkiej postsowieckiej organizacji przestępczej. Mafia sołncewska kontrolowała m.in. MontażSpecBank. Kto w 1995 r. został szefem polskiego oddziału MontażSpecBanku? Robert Szustkowski. Przy pomocy rosyjskiego banku miał odbudować wpływy gospodarczo-polityczne Kremla w Polsce. Zostało to potwierdzone przez Grzegorza Rzeczkowskiego, który dotarł do dokumentów polskiego oddziału MontażSpecBanku. Dokumenty przez dłuższy czas ukrywano przed dziennikarzami. Nieznane opinii publicznej, spoczywały w archiwach Narodowego Banku Polskiego. Trochę to potrwało, zanim Adam Glapiński, szef NBP, pozwolił Rzeczkowskiemu zajrzeć do akt. Skąd taka skrytość? Być może stąd, że Adam Glapiński w 2009 r. dostał pałac pod Warszawą od jednej ze spółek związanych z Szustkowskim. Pałac, w którym wcześniej mieszkał sam Szustkowski… Również ten skandal opisał Rzeczkowski.
Powiedział Pan, że Szustkowski miał odbudować rosyjskie wpływy w Polsce. Czy to mu się udało?
MontażSpecBank wycofał się z Polski. Po różnych doświadczeniach uznał, że Polacy są zbyt antyrosyjscy, zbyt boją się rosyjskich pieniędzy… Nie oznacza to jednak, że Szustkowski zapomniał o Polsce. Mimo, że krążył między Rosją, Anglią, Szwajcarią i Afryką, wciąż tworzył sieci wpływu w naszym kraju. Założył deweloperską Grupę Radius. Prezesem jej spółek był Jacek Kotas, słynny „rosyjski łącznik”, który w 2007 r. został wiceministrem obrony w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Kotas prowadził też fundację Narodowe Centrum Studiów Strategicznych. Gdy Antoni Macierewicz objął Ministerstwo Obrony Narodowej w 2015 r., zaczął brać do MON ekspertów tej fundacji. Ekspertów jawnie antynatowskich, jak Grzegorz Kwaśniak, i jawnie proputinowskich, jak płk Krzysztof Gaj. Powierzył im tworzenie Wojsk Obrony Terytorialnej… Trzeba też pamiętać, że menedżerzy Grupy Radius, stworzonej przez Szustkowskiego, założyli podsłuchową restaurację Sowa & Przyjaciele. Nielegalne nagrania z tego lokalu pomogły PiS przejąć władzę.
Donald Tusk wezwał polityków Zjednoczonej Prawicy do stworzenia komisji śledczej w sprawie afery podsłuchowej. Czy w Pana ocenie taka komisja powstanie?
Podejrzewam, ze PiS zrobi wszystko, aby nie powstała. Kaczyński przecież wie, jak wielką kompromitację mogłaby przynieść obozowi rządzącemu. Okazałoby się, że Zjednoczona Prawica nie tylko rozbija UE na korzyść Kremla i wprowadza putinowskie metody w Polsce, ale została też narzucona naszemu społeczeństwu przez Moskwę. Dlatego proponuje się utworzenie „komisji weryfikacyjnej” zamiast komisji śledczej. Komisja śledcza dysponowałaby konkretnymi uprawnieniami, pozwalającymi skutecznie dociekać prawdy. Nie wiemy natomiast, jakie kompetencje miałaby „komisja weryfikacyjna”. Wypada się obawiać, że mogłaby bardzo niewiele.
Prokurator Generalny, Zbigniew Ziobro po publikacji Newsweeka opublikował kolejne zeznania Marcina W., które dotyczą syna Donalda Tuska, a według których miał przyjąć łapówkę w wysokości 600 000 euro. Jak Pan to skomentuje?
Najpierw rzucają absurdalne oskarżenia na Tuska ustami Marcina W. Potem sami przyznają, że W. jest w tej sprawie niewiarygodny. Jednak w wielu innych sprawach uznają go za wiarygodnego! Zjednoczona Prawica się miota, bo wie, że artykuł Grzegorza Rzeczkowskiego przedstawia fakty, których nie da się łatwo zakrzyczeć. Mimo, że wersja, którą przedstawia Marcin W., jest względnie łagodna dla PiS-u. Z zeznań świadka wynikałoby bowiem, że Rosjanie pojawili się w aferze dość późno, a Falenta nie był inspirowany przez Moskwę, tylko sam oferował jej taśmy. To akurat mało prawdopodobne, skoro od samego początku swych węglowych biznesów Falenta był zależny do Rosjan. Miał liczne powody finansowe i ambicjonalne, by z nimi współpracować na różnych polach. Co więcej, między aferą taśmową a Rosją występują inne liczne powiązania, które wcześniej opisałem. Przypomnę, że już pierwsza podsłuchowa restauracja Lemongrass została założona przez ludzi związanych z Rosją. Nagrywano tam rozmowy gości, zanim Falenta zaczął brać udział w aferze.
Grzegorz Rzeczkowski publikując swój artykuł podkreślił inną ważną okoliczność. Otóż prokuratura Zbigniewa Ziobry zajmując się tą sprawą nie bada możliwości popełnienia zbrodni szpiegostwa i zdrady państwa. Tymczasem z zeznań Marcina W. wynika, że postępowanie powinno być prowadzone właśnie w tym kierunku. Zamiast tego Ziobro zaserwował nam opowieść o łapówce dla Tuska w „torbie z Biedronki”. Opowieść, którą koledzy Ziobry zaraz potem publicznie zdementowali… Przy pomocy torby z Biedronki próbowano rozpętać nagonkę na Tuska. Szybko to jednak ucięto, gdyż okazało się, że opowieść kupuje tylko żelazny elektorat PiS. Reszta odbiorców uznała, że władza jest pod ścianą i zrobi wszystko, żeby ukryć swój udział w aferze. Potwierdzają to również badania opinii publicznej.
Jaką rolę w aferze podsłuchowej odegrał Tomasz Misiak?
Wrocławski miliarder Tomasz Misiak to kolejna niezwykła postać w tej historii. Jeszcze na uczelni zapoznaje się z modelem działania spółdzielni studenckich, który adaptuje do swojej działalności biznesowej. Tworzy system tzw. śmieciówek, imperium pracy tymczasowej. Z czasem rozwija swoją działalność również poza granicami Polski. Poznaje biznesmenów działających w Rosji, którzy stają się jego wspólnikami w firmie Work Service. Firma zapuszcza korzenie w Federacji Rosyjskiej. Działa we wszystkich 5000 sklepów kremlowskiego oligarchy Michaiła Fridmana. Najwyraźniej wspólnicy Misiaka wiedzieli, z kim gadać w Moskwie, żeby zarobić. Przed laty współpracowali z Kiriłłem Dmitriewem, który później został dygnitarzem na Kremlu. Pan Dmitriew odpowiada przed Putinem za ściąganie inwestycji z zagranicy do Rosji.
Rzecz jasna, również w Polsce Misiak radził sobie dobrze. Niejednego umiał oczarować. W 2005 r. trafił do Senatu z listy PO, a w 2008 kierował senacką komisją do spraw gospodarki. Jednak w 2009 r. musiał odejść z PO, gdyż podejrzewano go o korupcję.
Senator Misiak miał swoje interesy w Rosji. Jak Pan sądzi, czy po wyrzuceniu go z PO mógł zwrócić się do Rosjan i zaplanować razem z nimi całą operację, zwłaszcza że zapoznał Morawieckiego z Falentą?
Trudno wykluczyć taką hipotezę, gdyż Misiak żywił olbrzymią urazę do Donalda Tuska. W 2011 r. walczył z PO w wyborach parlamentarnych jako kandydat niezależny, ale bez powodzenia. To pokazuje, że Misiak po odejściu z PO zwalczał tę partię.
Nie do końca wiadomo, dlaczego Tomasz Misiak – człowiek superbogaty, bardzo zdolny, wpływowy i ujmujący – zainteresował się Markiem Falentą. Na pierwszy rzut oka Falenta niewiele miał do zaoferowania komuś takiemu jak Misiak. Mimo to Misiak nawiązał współpracę z Falentą i zaczął go lansować na warszawskich salonach. To niezbyt zrozumiałe.
Następnie Misiak poznał Falentę z menedżerami i kelnerami restauracji Sowa & Przyjaciele. Oni powiedzieli Falencie, że potajemnie nagrywają najważniejszych polityków ówczesnego obozu rządzącego. Marek Falenta bierze od nich nagrania i zanosi na Nowogrodzką, do siedziby Jarosława Kaczyńskiego. Ma dojście: w jednej ze spółek Falenty pracuje mecenas Grzegorz Kuczyński, który reprezentuje Kaczyńskiego i innych polityków PiS-u.
W artykule na Resecie Obywatelskim napisał Pan, że Falenta i jego wspólnik byli narzędziami w rękach Rosjan. Jak Pan sądzi, czy mogli być jednak narzędziami w rękach Misiaka, żeby ten mógł zemścić się na PO i Donaldzie Tusku?
Jedno drugiego nie wyklucza. Tomasz Misiak mógł chcieć nie tylko zemsty, lecz także korzyści. Zawsze przyjemnie jest ustrzelić dwa ptaki za jednym strzałem. Rosjanie mogli robić nadzieję, że się odwdzięczą… Jak wspominałem, wiele wskazuje, że Misiak miał z nimi kontakty bardziej zaawansowane niż Falenta.
Dlaczego służby polskie nie miały Misiaka na oku, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę jego powiązania z Rosją?
To dziwne. Tym bardziej, że miały na oku Roberta Szustkowskiego i niektóre jego działania niweczyły.
Natomiast w przypadku Tomasza Misiaka takiego zainteresowania najwyraźniej zabrakło. Niedawno Misiak został zatrzymany przez prokuraturę, która mu zarzuca malwersacje finansowe. Co ciekawe, prawnikiem Misiaka jest adwokat, który wiele razy bronił prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobro. To sugeruje, że władza chce coś uzyskać od Misiaka stosując równocześnie kij (zatrzymanie) i marchewkę (adwokata, który ma dostęp do władzy i może prowadzić z nią poufne negocjacje). Może Ziobro chce wymusić na Misiaku, aby ten skłamał, że w aferze taśmowej nie uczestniczyli Rosjanie? A może władza chce, żeby Misiak opowiedział nam więcej historii podobnych do tej o torbie z Biedronki obciążając bezzasadnie liderów opozycji?
Jedno z nagrań z 2014 roku przedstawia rozmowę z Mateuszem Morawieckim. Dlaczego w Pana ocenie osoba, która być może wiedziała o operacji dała się nagrać w restauracji Sowa i Przyjaciele?
Premier Morawiecki to dobry znajomy Misiaka. Tomasz Misiak wiele mu mówił. Niemniej nie ostrzegł go o tym, że będzie podsłuchiwany w restauracji. Dopiero po fakcie powiedział Morawieckiemu, że go nagrano. Wiemy to z zeznań, które Morawiecki złożył w ABW.
Rosjanie przecenili polskie państwo. Czy w Pana ocenie polska opinia publiczna odrobiła lekcję z afery podsłuchowej?
Polskie społeczeństwo w dużej mierze odrobiło lekcję. Miliony Polek i Polaków wiedzą już, że Rosja pomaga PiS-owi.
Jaką rolę w całym przedsięwzięciu mogło odegrać ówczesna partia opozycyjna, Prawo i Sprawiedliwość. Czy w Pana ocenie skorzystało tylko z wojny buldogów w PO, czy wręcz przeciwnie i odegrało jakąś rolę w aferze podsłuchowej?
PiS uczestniczyło w tej prowokacji świadomie. Gdy Falenta przyszedł na Nowogrodzką, to kierownictwo partii kazało sprawdzić Falentę i nagrania. Zrobili to wrocławscy funkcjonariusze CBA związani z PiS. Nie mogli przegapić, że Falenta bierze węgiel na kredyt z Rosji. Trudno też przypuścić, żeby nie wiedzieli, kim jest Tomasz Misiak – znany w całej Polsce, a jeszcze bardziej we Wrocławiu. Musieliby być także bardzo rozkojarzeni, żeby przegapić rosyjskie powiązania założycieli restauracji podsłuchowych. Kierownictwo PiS wiedziało, od kogo tak naprawdę pochodzą nagrania. Mimo to przyjęło zatruty prezent.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU