Jarosław Kaczyński to człowiek niebezpieczny, którego działania są korzystne dla Kremla i skrajnie niekorzystne dla Polski. Celem Kaczyńskiego jest rozbicie UE, upodobnienie naszego państwa do putinowskiej Rosji i oderwanie go od Zachodu – z Tomaszem Piątkiem, dziennikarzem Resetu Obywatelskiego i autorem książki „Kaczyński i jego pajęczyna. Tkanie sieci 1949-1995” o karierze politycznej i powiązaniach prezesa PiS-u rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Wkrótce ukaże się Pana nowa książka „Kaczyński i jego pajęczyna. Tkanie sieci 1949-1995”. Jak scharakteryzowałby Pan bohatera swojej książki?
Tomasz Piątek: Jarosław Kaczyński to człowiek niebezpieczny, którego działania są korzystne dla Kremla i skrajnie niekorzystne dla Polski. Celem Kaczyńskiego jest rozbicie Unii Europejskiej, upodobnienie naszego państwa do putinowskiej Rosji i oderwanie go od Zachodu.
Prezes PiS robi to wszystko w sposób przewrotny, gdyż obok idei i sloganów zaczerpniętych z Moskwy stosuje niekiedy retorykę antyrosyjską. Na pewno jest to człowiek pragmatyczny i pomysłowy. Potrafi tworzyć różne mity na swój temat. Nie tylko takie, które go wybielają. Swoim zwolennikom prezentuje się jako bezinteresowny mąż stanu. Jednak tworzy też własny negatywny wizerunek, które podsuwa przeciwnikom.
Udaje targanego emocjami starszego pana, zagubionego we współczesnym świecie. Wie, że lubimy go wyśmiewać, więc chętnie uwierzymy w taki wizerunek.
Dlaczego Kaczyński chce, żebyśmy go wyśmiewali? Bo wtedy go lekceważymy. Gdy słuchamy jego ostatnich deklaracji, łapiemy się za głowę. Jak można mówić, że spalanie węgla brunatnego nie szkodzi zdrowiu? Przecież smog zabija, smog z węgla brunatnego tym bardziej. Mówimy sobie: „Dziadek odkleja się od rzeczywistości”. Tymczasem „dziadek” nie odkleja się od rzeczywistości, tylko sprawnie odkleja od niej swoich wyborców. Krok za krokiem wprowadza miliony ludzi w skrajnie niebezpieczny stan ducha. To stan, w którym wyborcy PiS posłusznie akceptują tezy nie tylko jawnie absurdalne, ale wręcz zbrodnicze. To pożyteczny stan dla kogoś, kto szykuje pucz, wojnę domową lub inną eksplozję przemocy.
A my się śmiejemy… Widzimy u Kaczyńskiego oznaki osłabienia i bierzemy je za osłabienie umysłowe. Cóż, ja widzę raczej osłabienie fizyczne. Nic zresztą dziwnego. Gdy starszy człowiek po kilkudziesięciu latach wyczerpujących intryg i konfliktów zaczyna jeździć po całej Polsce i wygłaszać przemówienia, ma prawo być osłabiony.
Jednak treść tych przemówień nie jest wynikiem szaleństwa, tylko kalkulacji i doświadczeń. Były członek PiS Marek Zagrobelny, który wciąż monitoruje życie partii, mówi, że wyznawcom Kaczyńskiego bardzo się podobają jego wystąpienia.
Zatem nie łudźmy się. Kaczyński jest bardzo zmęczony, ale nie zwariował. Nie jest też głupi. Lubimy wierzyć, że Jarosław Kaczyński np. nie ma pojęcia o finansach czy też nie zna świata. Tymczasem Kaczyński sporo podróżował po świecie, zaczynając od Związku Sowieckiego, który odwiedził już w latach 60. Nie można mu również odmówić skuteczności politycznej: przecież potrafił wygrać 6 ostatnich kampanii wyborczych z rzędu. Działalność Jarosława Kaczyńskiego jest konsekwentna, przemyślana i oparta na wieloletnich doświadczeniach. To działalność głęboko zakorzeniona w przeszłości, o czym mowa w książce „Kaczyński i jego pajęczyna”. Książka nosi podtytuł: „Tkanie sieci 1949-1995”, gdyż opisuje okres od narodzin Kaczyńskiego do założenia słynnej spółki Srebrna. Ale to nie jest książka tylko o tych latach. To jest książka o dzisiejszej Polsce. W latach 1949-1995 doszło do wydarzeń, które ukształtowały Jarosława Kaczyńskiego i wpływają na to, jak Kaczyński dzisiaj deformuje naszą rzeczywistość. Dlatego książka pokazuje obok siebie przyczyny z przeszłości i dzisiejsze skutki.
Powiedział Pan, że Jarosław Kaczyński jest postrzegany jako starszy Pan, który jest oderwany od rzeczywistości i nie zna się na finansach. Jednak zaprzeczeniem tego wizerunku jest spółka Srebrna, która miała sfinansować budowę tzw. dwóch wież w Warszawie. Kto zasiada w jej zarządzie?
Obok Kaczyńskiego najważniejszą osobą w tej spółce był jej prezes Kazimierz Kujda, który w czerwcu został uznany za konfidenta komunistycznej Służby Bezpieczeństwa przez niezawisły sąd RP. Kujda był współpracownikiem kontrwywiadu PRL. Jednak esbecy zlecali mu działania nie tylko kontrwywiadowcze, lecz także wywiadowcze i inne, jeszcze brzydsze. Szpiegował jedną z austriackich spółek, ale donosił też na Polaków. Między innymi na członków rodziny Tchórzewskich, z której wywodzi się obecny minister energii, Krzysztof Tchórzewski. Obecnie Kazimierz Kujda nie jest prezesem Srebrnej, rolę tę przejęła… jego żona Małgorzata Kujda. Rzecz jasna, poza państwem Kujdami w strukturach Srebrnej odnajdujemy wiele interesujących osób.
Jakich?
Na przykład Małgorzata Romanowska, która od dziesięcioleci zasiada w radzie nadzorczej spółki Srebrna. Pani Romanowska w czasach PRL była utrzymywana przez swojego męża Edwarda Romanowskiego, funkcjonariusza komunistycznej Służby Bezpieczeństwa. Ojciec Romanowskiego, a zarazem teść Romanowskiej, również był esbekiem. Zatem pani Romanowska wżeniła się w esbecką dynastię. W tamtej epoce był to nie tylko wybór miłosny, lecz także polityczny. Małżeństwo z esbekiem zapewniło pani Romanowskiej przywileje nieosiągalne dla zwykłych obywateli PRL. Takie jak wyjazd do Iraku, gdzie został wysłany jej teść-esbek. Posłał go tam generał Milewski, esbecki dygnitarz najwyższej rangi, a zarazem szpieg KGB.
Do 2015 r. w radzie nadzorczej Srebrnej zasiadała też Hanna Ambroż, za czasów PRL specjalistka w centrali handlu zagranicznego Metalexport, głęboko zinfiltrowanej przez służby. W aktach IPN czytamy, że pani Ambroż w latach 80. pojechała do Londynu, gdzie mieszkała u swojego przyjaciela z Metalexportu, Marka Kielczyka. Wojskowy wywiad PRL wytypował pana Kielczyka jako kandydata na konfidenta. Syn Kielczyka, który później robił biznesy z ojcem, został zarejestrowany jako funkcjonariusz SB.
W 2006 roku założona przez Kaczyńskiego spółka Srebrna razem z drugą spółką Rainbows została właścicielem firmy Multibarman. Według Krajowego Rejestru Sądowego ten układ trwa do dziś. Kto zarządza Multibarmanem? Andrzej Gumowski, współwłaściciel Rainbows. Zatem pan Gumowski jest partnerem biznesowym Jarosława Kaczyńskiego, założyciela i faktycznego szefa Srebrnej. Kim jest Gumowski? To obywatel Szwecji o polskich i niemieckich korzeniach. W aktach IPN czytamy, że w latach 80. Gumowski służył jako żołnierz w szwedzkiej armii. Został wtedy zwerbowany przez wywiad wojskowy PRL. Historia Andrzeja Gumowskiego jest bardzo niezwykła. Więcej o całej sprawie – w książce.
Powiedział Pan, że Jarosław Kaczyński tworzy na swój temat mity, które przedstawiają go w oczach swoich oponentów w negatywnym świetle. W jakim celu prezes PiS to robi?
Kaczyński pozuje na człowieka biednego i zacofanego. To się podoba jego zwolennikom, a równocześnie usypia przeciwników. Zwolennicy mają myśleć, że Jarosław Kaczyński to ktoś taki jak oni: pokrzywdzony przez transformację ustrojową, niezamożny, niezadbany, odrzucający nowoczesność. I na pewno bezinteresowny, dbający tylko o dobro kraju, skoro wciąż chodzi w starych, zniszczonych butach! Gdyby wyborcy Zjednoczonej Prawicy mieli świadomość, jakimi kwotami obraca partia, na którą głosują, to na pewno by się rozczarowali. Dlatego Kaczyński odgrywa rolę nieudacznika i pokazuje wszystkim rozlatujące się buty.
A równocześnie ten sam spektakl demobilizuje wyborców opozycji. Oni widząc rozdeptane buty śmieją się z Jarosława Kaczyńskiego. Gdy zaś się śmieją, to tracą czujność.
Przestają widzieć w Kaczyńskim śmiertelnego wroga Polski, Zachodu i wolności, z którym trzeba walczyć ze wszystkich sił. Widzą klauna, który za chwilę potknie się o własne sznurowadła. To demobilizuje.
Polacy od sześciu lat czekają na to potknięcie, a Jarosław Kaczyński bez większych przeszkód rządzi.
Powiedział Pan, że gdyby wyborcy Kaczyńskiego zdawali sobie sprawę z kwot, jakimi obraca, to wówczas by się od niego odwrócili. Są różne media, które przedstawiają afery obecnej władzy, w których tle są konkretne kwoty. Czy w Pana ocenie wyborców Jarosława Kaczyńskiego to nie zraża do jego osoby?
Nie, ponieważ te informacje w dużej mierze do elektoratu PiS nie docierają. Kaczyński na wzór Putina stworzył dla swoich wyznawców wielką pancerną bańkę informacyjną. Nawet jeśli niektórzy usłyszą o brudnych biznesach prezesa, to nie uwierzą. Dlatego, że przed przed oczami mają obraz biednego starszego pana, który z powodu swojego niedostatku jest wyśmiewany. Taki obraz działa mocniej niż słowa, liczby, dokumenty. Wyborcy PiS mówią sobie: „Nawet jeśli on ma jakieś firmy, to się nie dorobił, bo je założył dla naszego dobra, nie dla swojego”. Musieliby bardzo boleśnie doświadczyć biedy, żeby zwątpić w Kaczyńskiego. A i tak partia wciąż będzie im wmawiać, że nędza to „wina Tuska”.
Jakie powiązania ma prezes PiS?
Już w młodości Jarosława Kaczyńskiego obserwujemy kompromitujące koneksje. Kaczyński zrobił karierę dzięki temu, że w czasie studiów trafił pod skrzydła profesora Stanisława Ehrlicha – byłego stalinowca i radykalnego, choć nieortodoksyjnego komunisty. To Ehrlich ukształtował światopogląd Kaczyńskiego. Niektóre z pomysłów Stanisława Ehrlicha na państwo i prawo współbrzmią z tym, co później w Rosji robił Władimir Putin. To może tłumaczyć, dlaczego prezes PiS tak ochoczo wprowadza dzisiaj pomysły Putina w Polsce. Profesor Ehrlich był człowiekiem, który dużo mógł. Pomógł Jarosławowi Kaczyńskiemu uzyskać tytuł magistra, potem doktora prawa. Następnie załatwił Kaczyńskiemu posadę adiunkta w białostockiej filii Uniwersytetu Warszawskiego. W aktach IPN Jarosław Kaczyński uczył tam… funkcjonariuszy SB. Wykładał im teorię państwa i prawa. Rzecz jasna, esbecy w ten sposób nie stawali się bardziej praworządni. Uczyli się prawa, żeby jeszcze skuteczniej niszczyć obywateli przy pomocy prawnych formułek i kruczków.
W jaki sposób profesor Ehrlich mógł to wszystko załatwić swojemu podopiecznemu?
Ehrlich miał wpływy nie tylko na Uniwersytecie Warszawskim. Donosił do SB na ludzi, z którymi się spotykał. W tym na Zbigniewa Brzezińskiego, doradcę prezydenta USA, ojca dzisiejszego amerykańskiego ambasadora w Polsce. Stanisław Ehrlich próbował nawet doradzać esbekom, jak omotać Brzezińskiego i inne osoby.
W drugiej połowie lat 70. Jarosław Kaczyński zaczął współpracę z opozycją, czyli z Komitetem Obrony Robotników. KOR wysyłał Kaczyńskiego do Płocka w latach 1976-1977. Tamtejsi esbecy od razu go zatrzymali, ale zaraz potem wypuścili. Nie zrobili mu żadnej krzywdy i nie wyciągnęli konsekwencji. Zarejestrowali go dopiero dwa lata później w 1979 r. Wpisali go do akt jako „osobę zabezpieczoną”. Mogło to oznaczać konfidenta, którego współpracę z SB ukrywa się w papierach, żeby ją głębiej zakonspirować.
Gdy w 1981 r. komuniści wprowadzają stan wojenny, z Kaczyńskim zaczynają się dziać rzeczy jeszcze dziwniejsze. 17 grudnia 1981 r. Jarosław Kaczyński zostaje przywieziony do MSW. Przesłuchuje go tam kapitan Marian Śpitalniak, wytrawny esbek. Notatka z tej rozmowy, która już w wolnej Polsce została uznana za autentyczną i wiarygodną przez sąd, brzmi w sposób szokujący. Kaczyński deklaruje, że po zniesieniu stanu wojennego chce się spotykać z esbekiem Śpitalniakiem, aby wymieniać z nim informacje! Odmawia podpisania deklaracji lojalności wobec reżimu – ale ustnie zgadza się przestrzegać przepisów stanu wojennego, bezprawnie wprowadzonego przez komunistów.
Dlaczego w Pana ocenie nikt do tej pory tą sprawą się nie zajął?
Funkcjonariusze SB, którzy przeszli do służb specjalnych wolnej Polski, zabezpieczyli przed tym Jarosława Kaczyńskiego. Zrobili mu niezwykły „prezent”.
Jaki?
Stworzyli drugą teczkę Kaczyńskiego. Sfałszowaną – i to sfałszowaną tak źle, że fałszerstwo było ewidentne. Najprawdopodobniej świadomie i celowo dopuścili się zarówno fałszerstwa, jak i partactwa w tym fałszerstwie. Po co? Po to, żeby pomóc Kaczyńskiemu. Fałszywa teczka zawierała materiały obciążające Jarosława Kaczyńskiego, jednak na pierwszy rzut oka niewiarygodne. W fałszywej teczce Kaczyński jeszcze dobitniej niż w prawdziwej zgadza się na współpracę z SB. Tyle, że dokumenty zawierające tę zgodę są w oczywisty sposób spreparowane. Widać to od razu, gdyż leżą obok swoich autentycznych pierwowzorów, które zniekształcono dodając bardziej kompromitujące sformułowania. Każdy, kto przegląda teczkę, widzi, że wzięto autentyczny dokument i przepisano doczepiając tu i ówdzie groteskowo brzmiące, niewiarygodnie zdania. Fałszerz nie zadbał, żeby odróżnić fałszywkę od pierwowzoru.
Co to wszystko dało Kaczyńskiemu? Uwaga opinii publicznej została odwrócona od jego prawdziwej teczki i skierowana na fałszywą. Jarosław Kaczyński zaczął chodzić w chwale męczennika. Uznano go za niewinną ofiarę esbeckich fałszerstw.
Kto dokonał rozmyślnie nieudolnego sfałszowania teczki? Najwięcej tropów prowadzi do płk. Jana Lesiaka, byłego esbeka, który trafił do służb specjalnych wolnej Polski. W 2006 r. Lesiak stanął przed sądem za bezprawne działania wobec partii politycznych. Kluczowy świadek wskazał go jako winnego spreparowania jednej z najważniejszych fałszywek dotyczących Kaczyńskiego. Konfrontując się ze świadkiem Lesiak nie zaprzeczył jego zeznaniom.
Prokuratura prowadziła też oddzielne postępowanie w sprawie sfałszowania teczki Jarosława Kaczyńskiego. Jednak Lesiak uniknął odpowiedzialności dzięki przedawnieniu. Dlaczego? Dlatego, że Kaczyński złożył doniesienie do prokuratury z wieloletnim opóźnieniem.
Jarosław Kaczyński twierdzi, że Lesiak go prześladował. Jednak wszystko wskazuje, że Lesiak przemyślnie i przewrotnie wspierał Kaczyńskiego.
Uderza to, że media nie zauważyły zdumiewającej, ostentacyjnej nieudolności, z jaką dokonano fałszerstwa.
W jaki sposób udało się Panu dotrzeć do prawdziwej teczki?
Jest ona dostępna razem z fałszywą w Instytucie Pamięci Narodowej. Każdy historyk, badacz czy dziennikarz może przyjść i przeczytać prawdziwą, a potem fałszywą.
Dlaczego w Pana ocenie nikt przez lata nie dotarł do tej teczki, zwłaszcza że jest ona w nieudolny sposób sfałszowana?
Obie teczki były czytane przez badaczy i dziennikarzy. Jednak nie robiono z nich użytku. Raz czy dwa pojawiła się wzmianka o tym, że Kaczyński w rozmowie z esbekiem nie brzmiał zbyt bohatersko. Jednak nie nagłaśniano sprawy, nie analizowano całej treści tej rozmowy. Badacze i dziennikarze musieli się obawiać, że każda rewelacja zostanie przyjęta nieufnie. Wcześniej bowiem zostało nagłośnione istnienie podrobionej teczki. Jak również wyrok sądu, który uznał jej zawartość za fałszerstwa. Ludzie dobrze to zapamiętali. Słowa „sfałszowana teczka Kaczyńskiego” wryły się w pamięć. Przyćmiły całkowicie fakt najważniejszy: ten, że obok sfałszowanej teczki istnieje też prawdziwa. Dlatego każda prawdziwa informacja mogła zostać przyjęta z niedowierzaniem: „To pewnie jakaś fałszywka z tej podrobionej teczki!”.
Tą drugą teczką interesowano się jeszcze mniej. Nie zauważyłem, żeby badaczy nurtowało pytanie, dlaczego sfałszowano ją tak po amatorsku. Mimo, że oskarżany o to Jan Lesiak był wytrawnym esbekiem. Czy ktoś uchylił rąbka tajemnicy? Jak się zdaje, w nieco ulotny i pokrętny sposób zrobił to sam… pułkownik Lesiak. W 2006 r. Lesiak udzielił wywiadu postkomunistycznemu tygodnikowi „Przegląd”. Oznajmił, że gdyby kierownictwo SB lub UOP chciało skompromitować Jarosława Kaczyńskiego, to sfałszowałoby lojalkę lepiej. Wymknęło mu się takie zdanie: „Nie stanowiło to żadnego problemu i Kaczyński by się nie wytłumaczył do końca życia”. Przy tym Jan Lesiak zasugerował – aczkolwiek bardzo niekonkretnie – że fałszywa teczka odwraca uwagę od prawdziwej rozmowy Kaczyńskiego z esbekiem Śpitalniakiem! Zaraz potem jednak zaczął się wycofywać i asekurować. „Są to moje spekulacje” – powiedział, by zatrzeć wrażenie, że ma wiedzę z pierwszej ręki o podrobieniu teczki. W rozmowie z „Przeglądem” Lesiak robił bowiem to, czego bał się robić na sali sądowej: próbował zaprzeczać swojemu udziałowi w fałszerstwie. Wywody byłego esbeka w pewnym momencie przyjęły jeszcze bardziej zaskakujące oblicze. Zaczął bronić Jarosława Kaczyńskiego. Sam sobie zaprzeczył twierdząc, jakoby prawdziwa teczka Kaczyńskiego nie zawierała nic ciekawego na temat słabości swego bohatera. Dodał też, że Jarosław Kaczyński wbrew pozorom nie stanowi zagrożenia dla demokracji…
Wszystko to brzmi bardzo dwuznacznie. Tak jakby Lesiak chciał ostrożnie przekazać następujący sygnał swoim kolegom, byłym funkcjonariuszom służb PRL: „Uwaga, towarzysze! Tak naprawdę my wcale nie chcemy zrobić krzywdy Kaczyńskiemu!”…
Jarosław Kaczyński ma określoną wizję państwa. Kto go inspiruje i skąd czerpie pomysły?
Gdy kształtował się jako prawnik i polityk, przede wszystkim inspirował go profesor Ehrlich. Kaczyński do dziś przyznaje, że natchnieniem dla niego były dwie osoby – Stanisław Ehrlich i Józef Piłsudski. Należałoby też spytać, w jakim stopniu wpływali na Jarosława Kaczyńskiego esbeccy opiekunowie. Pierwszym był wspomniany wcześniej Marian Śpitalniak, który później pojechał do Moskwy, by studiować na uczelni sowieckich służb specjalnych KGB. Drugim był Tadeusz Grudniewski z elitarnej jednostki znanej jako Biuro Studiów SB. Jednostka ta współpracowała ściśle z sowieckimi służbami. W latach 80. Grudniewski złożył podanie o zgodę na wyjazd do Moskwy. Też chciał studiować na uczelni KGB.
Odnotujmy następującą zbieżność. Biuro Studiów SB zajmowało się m.in. rozbijaniem opozycji od wewnątrz. Gdy w 1986 r. Biuro Studiów zaczyna zajmować się Kaczyńskim, wtedy on nabiera śmiałości w działaniach prowadzących do… rozbijania opozycji. Staje się bardziej agresywny wobec innych liderów opozycji jak Adam Michnik czy Bronisław Geremek. Zarzuca im, że są prorosyjscy, że są komunistami etc. Są to zarzuty absurdalne, chociaż nieraz obudowane „intelektualnie” brzmiącymi wywodami.
Mniej więcej w tym samym okresie Kaczyński rozpoczyna współpracę z władzami największej podziemnej organizacji NSZZ „Solidarność”. Odbywa się to w szczególny sposób. SB aresztuje wybitnego działacza podziemia Bogdana Borusewicza. Tylko na kilka miesięcy, ale to wystarcza. Powstałą lukę wykorzystuje Lech Kaczyński, który wchodzi do władz „Solidarności”, a swego brata robi ich współpracownikiem. Następnie Lech Kaczyński zbliża się do przewodniczącego „Solidarności” Lecha Wałęsy i rekomenduje mu brata.
Jarosław Kaczyński jako przyboczny Wałęsy kontynuuje rozbijanie „Solidarności”. Robi wszystko, żeby zaostrzyć spory Lecha Wałęsy z warszawskimi intelektualistami i działaczami.
Wreszcie przychodzą przełomowe lata 1989-1990. Kaczyński spotyka się wtedy z głównym wywiadowcą KGB w Polsce, Anatolijem Wasinem. Spotkania te trwają do 1990 roku. Panowie spotykają się w prywatnym mieszkaniu Wasina, piją wódkę i rozmawiają o wielkiej polityce. Odnotujmy, że w tym samym czasie ma miejsce „awans polityczno-społeczny” Kaczyńskiego. Z drugoplanowego działacza Jarosław Kaczyński staje się „głównym rozgrywającym” polskiej polityki. Uchodzi za tego, który pomógł Wałęsie wygrać wybory prezydenckie. Staje się punktem odniesienia dla całej prawicy w Polsce. Buduje swoje imperium polityczno-biznesowe, rusza po nieruchomości przy Nowogródzkiej i Alejach Jerozolimskich w Warszawie. O ile wiemy, wcześniej nie robił podobnych rzeczy, nie miał doświadczenia. A jednak odnosi sukces. Rodzi się pytanie, czy do tego sukcesu przyczyniła się znajomość z Wasinem.
W czasie PRL-u Kaczyński, jak każdy opozycjonista miał swoich „opiekunów” z SB. Co tych funkcjonariuszy łączyło z zbrodniami politycznymi?
Sprawa została obszernie omówiona w książce. Między innymi chodzi o Tadeusza Grudniewskiego z Biura Studiów SB. Wiele wskazuje na to, że Biuro Studiów SB miało bliskie kontakty z promoskiewskimi funkcjonariuszami Departamentu IV MSW, którzy zamordowali księdza Jerzego Popiełuszkę. Gdy księdza zamordowano, władze szybko się zorientowały, że to prowokacja, której współautorem był generał Mirosław Milewski, agent KGB. Fanatyczni zwolennicy Moskwy chcieli wywołać niepokoje w celu obalenia Jaruzelskiego i Kiszczaka, ówczesnych władców PRL. Uważali ich za nie dość komunistycznych! Jednak Tadeusz Grudniewski, opiekun Kaczyńskiego, wziął na siebie szczególne zadanie. Podsuwał śledczym błędne tropy, które miały świadczyć, że to nie promoskiewscy esbecy stoją za zbrodnią, tylko… Zachód.
Czy w tej sprawie odegrał jakąś rolę Jarosław Kaczyński?
Nic o tym nie wiadomo. Aczkolwiek uczciwość każe zaznaczyć, że o wielu sprawach wciąż niewiele wiadomo. Materiał dowodowy jest niekompletny. Spora część teczek, która dotyczyła Kaczyńskiego, została zniszczona. Pozostały zapiski, które mówią jednoznacznie, że Kaczyńskim z ramienia Studiów SB zajmował się Tadeusz Grudniewski. Nie mówią jednak, co dokładnie Grudniewski robił z Kaczyńskim.
Kim dla Kaczyńskiego jest kapitan Marian Śpitalniak?
Kapitan Śpitalniak to esbek, który ściąga Jarosława Kaczyńskiego do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w dniu 17 grudnia 1981 r. Podczas rozmowy ze Śpitalniakiem Kaczyński odmawia podpisania deklaracji lojalności wobec reżimu. Jednak ustnie zgadza się na przestrzeganie przepisów stanu wojennego, wprowadzonego bezprawnie przez komunistów. Robi to wbrew zaleceniom przywódców opozycji. Więcej: Kaczyński godzi się na spotkania z kapitanem Śpitalniakiem po zniesieniu stanu wojennego. Podkreśla, że chce odbywać takie spotkania w… kawiarniach.
Co takie słowa znaczą w tamtej epoce? Były dwie kategorie konfidentów: tajny współpracownik i kontakt operacyjny. Tajny współpracownik spotykał się z esbekiem w specjalnych mieszkaniach, tzw. lokalach kontaktowych. Sam własnoręcznie spisywał swoje raporty. Tymczasem kontakt operacyjny współpracował w sposób bardziej luźny. Spotykał się z esbekiem w przestrzeni publicznej, przeważnie w kawiarniach. Rozmawiał z funkcjonariuszem, a ten później sam sporządzał notatkę z rozmowy.
W odpowiedzi na swoją propozycję Jarosław Kaczyński został potraktowany ulgowo. Założono mu specjalną teczkę, tzw. kwestionariusz ewidencyjny. Taką teczkę zakładano byłym opozycjonistom, którzy się wycofali z działalności i kontrolowano ich tylko wyrywkowo. W przypadku Kaczyńskiego to zdumiewa, gdyż esbek Śpitalniak w tej samej notatce pisze, że podejrzewa go o ciągłe prowadzenie działalności podziemnej. Esbek podejrzewa działalność – a mimo to pisze, że trzeba Kaczyńskiemu założyć kwestionariusz ewidencyjny dla byłych, niedziałających opozycjonistów…
Czy relacje Kaczyńskiego ze Śpitalniakiem były podobne do relacji z Anatolijem Wasinem?
Nie, to było coś innego. Jarosław Kaczyński z Wasinem bratał się przy butelce i snuł geopolityczne wizje. Śpitalniak natomiast przeprowadził z Kaczyńskim jedną długą rozmowę. Następnie przekazał go swojemu podwładnemu, Wojciechowi Kaszkurowi. Funkcjonariusz ten zajął się założeniem kwestionariusza ewidencyjnego Kaczyńskiemu, a potem śledził jego działalność podziemną. Kaszkur nadzorował również Macierewicza i jego współpracowników. Działalność Wojciecha Kaszkura wskazuje, że SB faworyzowała niektórych działaczy opozycji, których odnajdujemy dziś w najbliższym otoczeniu Jarosława Kaczyńskiego. W latach 80. mimo sprzeciwu funkcjonariuszy wywiadu PRL Kaszkur wywalczył zgodę na wyjazd Piotra Naimskiego do USA. Naimski to prawa ręka Macierewicza. Jak również – główny specjalista Kaczyńskiego do spraw bezpieczeństwa energetycznego w ostatnich dziesięcioleciach.
Powiedział Pan, że SB niektórych opozycjonistów „faworyzowało”. Czemu takie działania miały służyć?
Biuro Studiów SB werbowało nie tylko zwykłych szpiegów, takich którzy po cichu pozyskują i przynoszą informacje. Chciało mieć wpływowych agentów, wysoko postawionych w szeregach opozycji i rozbijających ją od środka. Chciało też mieć „udawanych” opozycjonistów. Takich, którzy przyciągaliby do siebie naiwnych przeciwników PRL, aby pchać ich do działań wygodnych dla reżimu.
W książce wspomina Pan o Anatoliju Wasinie. Kim on jest dla Jarosława Kaczyńskiego i czy ma jakiś wpływ na decyzję i pomysły prezesa PiS?
Trudno powiedzieć, co obecnie robi Wasin. Po upadku komunizmu prowadził prywatne firmy razem z członkami swojej rodziny. Nie znalazłem związków między tymi firmami a Polską. Wiadomo natomiast, że Anatolij Wasin za sowieckich czasów ściśle współpracował z innym KGB-istą, Siergiejem Iwanowem. Ten zaś zrobił wielką karierę na dworze Władimir Putina. Protegowanym Iwanowa był Siergiej Jastrzembski, którego Putin wysłał w 2006 r. do braci Kaczyńskich jako swojego wysłannika (o tej sprawie pisałem obszernie w portalu Polityka.pl).
Najistotniejsze jest to, że Jarosław Kaczyński bardzo długo nie przyznawał się do spotkań z Wasinem. Zrobił to dopiero w 2016 r. w książce Porozumienie przeciw monowładzy. Napisał w niej, że po zakończeniu tych spotkań w grudniu 1990 r. zgłosił je Andrzejowi Milczanowskiemu, szefowi Urzędu Ochrony Państwa (UOP odpowiadał również za kontrwywiad). Jednak Milczanowski zaprzecza! Twierdzi, że Kaczyński nigdy nic podobnego mu nie wyznał.
Pierwszą partią Jarosława Kaczyńskiego było Porozumienie Centrum, w której wiceprzewodniczącym był dzisiejszy prezes NBP, prof. Adam Glapiński. Jaką rolę w układzie prezesa PiS odgrywa on dzisiaj?
Glapiński to niezwykła postać, bardzo dokładnie opisana w książce. Przez długie lata zajmował się finansami Kaczyńskiego i jego środowiska. Pozyskiwał sponsorów. Niektórzy z nich byli bardzo niezwykli. Bardzo ciekawa jest też esbecka teczka Adama Glapińskiego. Więcej na ten temat – w książce.
W PiS-ie najważniejszą rolę odgrywa tzw. zakon PC. Kim w pajęczynie Kaczyńskiego są członkowie jego pierwszej partii, Porozumienie Centrum?
Pierwszoplanową rolę bez wątpienia odgrywa Glapiński. Inni dzisiaj stracili nieco na znaczeniu, jak np. Józef Orzeł. Niemniej to najbliższe środowisko Jarosława Kaczyńskiego. W tym środowisku Kaczyński obracał się przez dziesięciolecia. Jego członkom Kaczyński ufa bardziej niż innym współpracownikom. Bez starych towarzyszy z PC Kaczyński nie stworzyłby swego imperium polityczno-biznesowego i nie doszedłby do władzy. Skutki ich działań odczuwamy do dziś.
Do tej pory opisał Pan powiązania poszczególnych polityków Zjednoczonej Prawicy jak: Mateusz Morawiecki, Antoni Macierewicz, Tadeusz Rydzyk czy Andrzej Duda. Trzech z nich mają powiązania z Rosją, a prezydent z Chinami. Gdzie należy szukać powiązań Jarosława Kaczyńskiego?
Powiązania Jarosława Kaczyńskiego to Rosja, SB i byłe służby wojskowe z czasów PRL, które wspierały finansowo środowisko Kaczyńskiego.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU