W środę Jarosław Kaczyński pojawił się w Sochaczewie. Tam spotkał się ze swoimi zwolennikami. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przez jego przyjazdem… ćwiczono, jak go przywitać.
Nauka przywitania prezesa
Jeśli uważacie, że słynna scena z “Misia” z piosenką do “prezesa klubu” to fantazja reżysera, nie znacie życia! Mało tego, Bareja wyprzedził swój czas! A właściwie okazał się gościem bez wyobraźni.
W Sochaczewie, jeszcze przed przyjazdem Kaczyńskiego, Sylwester Kaczmarek, przewodniczący tamtejszego Komitetu Terenowego PiS, mówił bowiem do zgromadzonych: – Takie spotkania muszą mieć swój rytm. Musimy przetestować okrzyk (…). Jak (prezes PiS – red.) wejdzie, to wszyscy razem: Jarosław! Jarosław!
Po kilku sekundach zebrane osoby zaczęły skandować imię lidera Zjednoczonej Prawicy. Niestety okazało się, że to nie takie proste. Kaczmarek wyraźnie nie był zadowolony z efektu. – Coś słabo no. Obiadu nie jedli? – zrecenzował stan aplauzu. Wytłumaczył zgromadzonym – niewykluczone, że faktycznie głodnym – że ma być “czad”.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU