Kolejny już dzień trwa dyplomatyczna burza wokół wydarzeń minionego weekendu. Podczas obchodów 73. rocznicy wyzwolenia Auschwitz ambasador Izraela, Anna Azari zaapelowała o zmianę w przyjętej przez Sejm nowelizacji wprowadzającej m.in. kary za “polskie obozy śmierci”. Azari podkreśliła, że “Izrael traktuje ją jak możliwość kary za świadectwo ocalałych z Zagłady“. Za słowami ambasador posypały się komentarze polityków w samym Izraelu, aż w końcu pojawia się reakcja samego premiera, który ocenił: „Nowe prawo jest absurdalne. Nie można zmieniać historii i negować holocaustu”.
W polskiej przestrzeni publicznej wylała rzeka hejtu i antysemityzmu, którego choć w Polsce podobno nie ma, to konieczne było wyłączenie opcji komentowania pod artykułami na największych portalach informacyjnych, by obrzydliwych komentarzy nie było po stokroć więcej. Zaczęło się też poszukiwanie winnych zaistniałej sytuacji przy jednoczesnym zapewnianiu opinii publicznej w kraju, że rząd PiS nie cofnie się ani o krok, i ani przecinka nie zmieni w kontrowersyjnej nowelizacji. Na jaw wyszły choćby takie kwiatki, że w ramach konsultacji międzyresortowych ze strony MSZ zostały wysłane ostrzeżenia, że ustawa może mieć negatywne skutki, jednak totalnie je zignorowano. Po raz kolejny uznano, że prawdę historyczną najłatwiej jest egzekwować przy pomocy nakazów i zakazów – jak widać w pisowskim Ministerstwie Sprawiedliwości nie wzięli pod uwagę tego, że historia pokazuje każdorazową klęskę takowej metody.
Problem sformułowania “polish death camps” polega przede wszystkim na tym, że nie jest ono sformułowaniem polskim a z rozumieniem języka angielskiego, zarówno u polskich polityków, jak i większości obywateli nie jest niestety zbyt dobrze. Wbrew temu, co mówią zwolennicy nowelizacji ustawy o IPN, to sformułowanie nie jest wcale zakłamywaniem historii. Istota tkwi w suwerenności języka angielskiego i narodów, dla których ten język jest językiem ojczystym. To oni używają języka, w którym przymiotnik “polish” w tej samej mierze oznacza “polskie – oznaczając polską odpowiedzialność za obozy”, oraz “znajdujące się na terenie Polski”. Paradoksalnie, jestem przekonany, że u zdecydowanej większości odbiorców na świecie, którzy mają choćby mgliste pojęcie o obozach koncentracyjnych i historii drugiej wojny światowej, na widok sformułowania “polish death camps” zinterpretują je właściwie, a więc kierując się ich geograficznym położeniem. Z kolei w Polsce, kierując się zakamuflowanym, wyciszanym, ale wciąż obecnym antysemityzmem, zdecydowana większość zinterpretuje to sformułowanie, jako oskarżające Polaków o Holocaust. Najwyraźniej łatwiej jest wierzyć w to, że w żydowsko – niemiecki spisek (!), mający na celu obwinianie Polski za obozy koncentracyjne zamieszani są dziennikarze najważniejszych mediów świata oraz były prezydent USA Barack Obama, niż przyznać, że się mylimy co do ich intencji.
Aby skutecznie walczyć o zminimalizowanie odsetka anglojęzycznych odbiorców sformułowania “polish death camps”, którzy zinterpretują je niezgodnie z prawdą historyczną, należy prowadzić akcje edukacyjne, promocyjne, które uświadomią opinii międzynarodowej jak bardzo obarczanie Polski, która była ofiarą Hitlera, za przemysł śmierci zorganizowany przez jego wyznawców. Przecież właśnie po to powstała Polska Fundacja Narodowa, finansowana z publicznych pieniędzy gigantycznymi środkami. Zaskakujące jest to, jak mało się mówi o tym, że obecny kryzys to w głównej mierze wina zaniedbań tej instytucji, która nie zrobiła absolutnie nic, by ustawa autorstwa Patryka Jakiego nie była potrzebna. Zwrócił dziś na to uwagę rzecznik prezydenta Andrzeja Dudy, Krzysztof Łapiński w porannej rozmowie z Robertem Mazurkiem w RMF FM
– Nie jestem we władzach tej fundacji ani nie mam żadnego wpływu na działanie, ale pytanie, które padał zapytał, jest pytaniem zasadnym (…) Powinniśmy oczekiwać, że fundacja [Polska Fundacja Narodowa], która została stworzona w tym celu i która ma duże środki będzie już działać. Nie będzie zapowiadać, tylko będzie prowadziła działania – powiedział.
Kłamstwo o polskich obozach koncentracyjnych pojawia się od wielu lat i żaden z rządów przez ostatnie 30 lat sobie z tym nie poradził. To zaniedbania długofalowe. Musimy stworzyć długofalową strategię jak walczyć z tym kłamstwem i to nie tylko przez jedną fundację, ale na poziomie instytutów kultury, placówek, itd. – dodał, zwracając uwagę, że to na działania edukacyjne należy położyć największy nacisk.
Ze strony samej fundacji pojawił się jedynie wpis jej prezesa Macieja Świrskiego, który woli przekonywać, że przeciwko Polsce rozpoczęto zorganizowaną na masową skalę akcję dyfamacyjną. Śmiem przypuszczać, że budżet PFN nie przewiduje kampanii informacyjnych w sferze walki o dobre imię Polski i edukowanie społeczeństw za granicą, że “polish death camps” powinno być właściwie interpretowane. Środki finansowe PFN czekają na realizację kolejnych kampanii pisowskich, bo przecież już za kilka miesięcy wybory samorządowe. A sprawę znaczenia feralnego sformułowania niech załatwi ustawą parlament i nauczy w końcu anglików/amerykanów właściwego stosowania ich ojczystego języka.
Źródło: 300polityka.pl
fot. www.rmf24.pl
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU