Polityka i Społeczeństwo

To nie naród odzyskuje kontrolę nad sądownictwem

To nie naród odzyskuje kontrolę nad sądownictwem
fot. flickr/KPRM

Nie jest tajemnicą, że polski wymiar sprawiedliwości potrzebuje nowego otwarcia. Według czerwcowych badań CBOS aż 51% Polaków negatywnie ocenia ogólne funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, pozytywnie jedynie 36%. Najgorzej wyglądają jednak wyniki badania dotyczące przekonania o naciskach, które wywierane są na sędziów podczas orzekania – w ich brak wierzy jedynie 4% ankietowanych.

I właśnie bazując na tych badaniach opinii publicznej, PiS dziś może w sposób niemalże bezkarny, bez dużego niezadowolenia społecznego dewastować i tak słabo funkcjonujący trójpodział władzy. Bo w obronie sędziów szerokie masy na ulice nie wyjdą, bo protesty w tej sprawie nie obalą rządu. Na każdego wygranego w sądach zawsze przypada jeden przegrany, który wyjdzie z gmachu instytucji trzeciej władzy niezadowolony i przekonany o konieczności pilnych zmian. Do takich ludzi narracja, jaką posługuje się partia rządząca trafia idealnie – oddajemy sądownictwo narodowi, wprowadzamy elementy demokratycznej kontroli do działań bezkarnej kasty sędziów.

Problem jednak leży w tym, że taki cel, oddanie sądownictwa narodowi, może i byłby szczytny, gdyby Prawo i Sprawiedliwość rzeczywiście reprezentowało suwerena. Gdyby Prawo i Sprawiedliwość podejmując decyzje kierowało się dobrem narodu i ideą praworządności. Wiemy jednak, że przeprowadzając przez Sejm ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa czy ustawę o ustroju sądów powszechnych kieruje się tylko i wyłącznie prywatnym interesem partii rządzącej. O tym, że wszelkie zapowiedzi o poszanowaniu wartości demokratycznych, obiektywnych przesłankach determinujących wybory kadrowe czy o niezależności organów przy wykonywaniu swoich zadań to fałsz, pokazują ostatnie 2 lata rządów.

Wszędzie, gdzie PiS pod tymi hasłami wprowadził kadrowe i ustrojowe zmiany, czyli w służbie cywilnej, prokuraturze, w Trybunale Konstytucyjnym, policji, wojsku, skarbówce czy administracji zespolonej okazało się, że liczy się przede wszystkim partyjny interes. Zamiatanie spraw pod dywan, ochrona własnych tyłków i zaprzeczanie oczywistym faktom to dziś chleb powszedni.

Podczas sejmowej debaty nad obiema ustawami padło wiele mocnych słów, głównie ze strony opozycji, która zarzucała władzy wprowadzanie systemu autorytarnego, skrajnej partiokracji i bezprecedensowe wzmocnienie władzy jednego człowieka, ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro. Władzy, której przecież nic nie będzie mogło ograniczyć,  gdy wszystkie sądy w kraju będą bezpośrednio podległe jemu właśnie. Zbigniew Ziobro, który w przypadku sprawy lekarzy, których obwinia za śmierć swojego ojca pokazał, że nie cofnie się absolutnie przed niczym w wykorzystywaniu piastowanego stanowiska do prywatnej wendetty. Ministra, który już w poprzedniej kadencji powinien stanąć przed Trybunałem Stanu i wylądować na długie lata w więzieniu za skrajne nadużywanie przekazanej mu władzy. Ciekaw jestem, czy prezes PiS, Jarosław Kaczyński do końca zdaje sobie sprawę, jak bardzo wzmocnił pozycję Ziobry, który lada moment będzie najpotężniejszym człowiekiem w kraju.

Oglądając wczorajszą debatę w Sejmie doszedłem także do wniosku, że PiS musi nie dopuszczać do siebie myśli, że władzę w kraju kiedykolwiek odda. Że za dwa lata funkcję prokuratura generalnego i ministra sprawiedliwości, z tak olbrzymią władzą pełnić będzie np. poseł Budka czy poseł Brejza z PO, posłanka Gasiuk – Pihowicz z .N czy ktokolwiek inny, niezwiązany dziś z obozem partii rządzącej. Nie po to przejmują dziś sądownictwo, by PRL-em bis, europejską Koreą Północną zarządzał inny dyktator.

Gdyby PiS dopuszczał do siebie myśl, że odda władzę w demokratyczny sposób i te uprawnienia trafią do ich dzisiejszych przeciwników politycznych, nigdy by się na taką ustawę nie zdecydował. Nie wiedząc, że odpowiedzialność za łamanie Konstytucji musi na nich spaść. Pewnie dlatego, ledwie po zakończeniu procedowania projektów dotyczących KRS i sądów powszechnych, późnym wieczorem na stronach sejmowych pojawił się poselski projekt zmiany ustawy o Sądzie Najwyższym. Projekt hańbiący, skrajnie niekonstytucyjny i uderzający bezpośrednio w najwyższą władzę sądowniczą w Polsce. Wymiana sędziów SN na tych, których wskaże Zbigniew Ziobro, może mieć tylko jeden cel – po raz kolejny wykorzystujący naiwność Polaków.

To nie będzie walka z kastą sędziowską czy oddanie najwyższej władzy sądowniczej obywatelom. Będzie to ordynarny skok na kontrolę ważności wyborów parlamentarnych w 2019 roku, których wynik tak bardzo PiS potrzebuje kontrolować. Tylko wyniki wyborów, w których PiS wygra z konstytucyjną większością, będą uznane za ważne, każde inne zostaną unieważnione. Taka droga jest o wiele prostsza niż grzebanie przy ordynacji wyborczej, co Polacy z pewnością by odnotowali. Zresztą, to też już przestanie mieć znaczenie, jak przepisy dotyczące liczenia głosów uchwali sobie Prawo i Sprawiedliwość. Gdy walec PiS zakończy miażdżenie demokracji w Polsce, nie będzie w kraju instytucji, która będzie mogła skontrolować ich legalność.

fot. flickr/KPRM

Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

blok 1

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Michał Kuczyński

Michał Kuczyński - Absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego. Z zamiłowania bloger i autor tekstów o charakterze publicystycznym. Interesuje się polityką i ekonomią. Prywatnie miłośnik piłki nożnej, muzyki rockowej i dobrego kina. Niegdyś zapalony wiolonczelista.
Zapraszam na mojego Twittera - @KuczynskiM

Media Tygodnia
Ładowanie