Rząd Zjednoczonej Prawicy zajął się katastrofą ekologiczną na Odrze dopiero, gdy sprawę nagłośniły media. – Odpowiednie służby powinny mnie poinformować wcześniej – skarży się Mateusz Morawiecki.
Opieszałość, z jaką polskie władze zareagowały na kryzys związany z zatruciem wody w Odrze, zakrawa na kpinę. Sprawa nie jest nowa, o martwych rybach wędkarze informowali już pod koniec lipca. Posłanka Zielonych Małgorzata Tracz wysłała interpelację w sprawie zanieczyszczenia dolnośląskiego odcinka rzeki Odry już 3 sierpnia. Przedstawiciele rządu odpalili Twittera dopiero w momencie, gdy katastrofa przyjęła olbrzymie rozmiary i sprawa stała się głośna medialnie.
Mając świadomość, że sygnały o zagrożeniu były, śmieszą słowa Mateusza Morawieckiego, który skarży się, że nie został o sprawie powiadomiony wcześniej.
– Doszło do opieszałości niektórych służb, zbyt wolnych działań na niektórych obszarach. Zarządziłem codzienne raporty od wszystkich służb, od kilku dni to robimy. Z niedociągnięć i opieszałości wyciągnąłem konsekwencje kadrowe. Jeśli będzie trzeba, będą kolejne dymisje – powiedział premier na konferencji prasowej w Gorzowie. W piątek swoje stanowiska stracili szef Wód Polskich Przemysław Daca i szef Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska Michał Mistrzak.
Dziennikarz TVN24 zapytał szefa rządu, kiedy dowiedział się o skażeniu Odry. Odpowiedź Morawieckiego poraża.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU