Artur Sierawski, współorganizator „Światełka dla nauczycieli” o kondycji polskiego nauczyciela, strajku i szkole marzeń – rozmawiał Michał Ruszczyk.
Jak długo Pan pracuje jako nauczyciel? Co Pana skłoniło do podjęcia tej pracy?
Pracuję w szkole już 5 rok. Od razu zaznaczę, iż u mnie w rodzinie nie było nauczycieli. Jestem jedyny. Historia w moim domu była obecna od dziecka, oglądałem programy Wołoszańskiego, dużo się mówiło w domu o historii. Moją pasję do historii rozwinęły: najpierw nauczycielka historii w gimnazjum Pani Edyta, a w Liceum – Pani Kinga. Z jedną i drugą do dziś mam kontakt. To im zawdzięczam to, gdzie teraz jestem. W międzyczasie były też obozy, na które jeździłem jako opiekun-wolontariusz. To mnie utwierdziło w tym, iż chcę pracować z dziećmi i młodzieżą.
Jak wygląda praca nauczyciela w roku szkolnym i w wakacje? Czy rzeczywiście nauczyciel ma dwumiesięczne wakacje, osiemnastogodzinny tydzień pracy i tak dużo czasu wolnego, jak interpretuje to obecna ekipa rządząca?
To, że mamy tyle wolnego jest jednym wielkim mitem. Dziś mam ponad 30 godzin tablicowych, zrobiłem kiedyś eksperyment i policzyłem, ile poświęcam czasu na szkołę. Tylko od poniedziałku do piątku wyszło mi 47 godzin, nie licząc weekendów, w które też sprawdzam sprawdziany, egzaminy itp. Przecież jeszcze po zakończeniu roku mamy rady itp. Tak samo jak w drugiej połowie sierpnia jesteśmy do dyspozycji dyrektora. To czas na przygotowanie roku szkolnego, rady i szkolenia. Czyli jak na dłoni widać, że nie mamy 2 miesięcy wolnego. Przecież za wszelkie rady pedagogiczne, dni otwarte, szkolenia, zebrania czy pikniki w weekendy nikt nam dodatkowo nie płaci. To wszystko jest w ramach naszego pensum! Nie mamy nadgodzin. Tak samo jest z wycieczkami. Gdy jadę np. na trzydniową wycieczkę pracuję 24h na dobę, a mam płacone, jakbym przepracował 3 czy 4 godziny, w zależności od tego ile danego dnia mam godzin w planie lekcji.
Jak Pan ocenia reformę minister Anny Zalewskiej? Większość nauczycieli, rodziców i uczniów określa ją jako „deformę”, ale może Pan znajduje w niej jakieś elementy pozytywne?
Oczywiście, że to była deforma. My jako koalicja „NIE dla chaosu w szkole” od momentu ogłoszenia przez minister Zalewską reformy pokazywaliśmy jej negatywne skutki. Organizowaliśmy i braliśmy udział w demonstracjach, pikietach, braliśmy udział w zbiórce podpisów pod wnioskiem o referendum, które PiS wyrzucił do kosza. Dalej działamy i mówimy, jaka to jest szkodliwa reforma. Byliśmy od początku przeciwni tej nieuzasadnionej i nieprzygotowanej reformie. Nie widzę w niej nic pozytywnego. Do dziś nie znamy argumentów, które by wykazywały słuszność przeprowadzenia reformy. Dziś, my nauczyciele mierzymy się ze skutkami deformy. Przepełnione podstawy programowe, przemęczeni uczniowie spędzający ponad 8 godzin dziennie w szkole. Za chwilę skutki reformy odczuje się też w szkole średniej. Liczne klasy, różne podstawy programowe, niepewne losy młodzieży z podwójnego rocznika. Czy dla wszystkich wystarczy miejsc w szkołach?
A przecież wszystko miało być policzone…
Jak Pan się poczuł, gdy przewodniczący Ryszard Proksa podpisał porozumienie z rządem? Co sądzi Pan o obietnicach wyborczych z „+”, które padły w czasie konwencji PiSu, a wśród których wyraźnie zabrakło programu „szkoła+”?
Pan Proksa zdradził nauczycieli. To była ustawka! To pokazuje, iż w polską szkołę i polskiego nauczyciela nie warto inwestować. PiS chce upokorzyć nas nauczycieli, pokazać gdzie jest nasze miejsce. Odważyliście się podnieść głowę i upomnieć o swoje, to teraz Wam pokażemy. Tak to widzę… Ale my się nie damy!
Czy Pańskim zdaniem przeprowadzenie egzaminów ósmoklasisty, gimnazjalnego i dopuszczenie uczniów do matury nie wyhamowało impetu strajku? Czy po tak „miękkim” potraktowaniu okresu egzaminacyjnego rząd będzie skłonny poważnie potraktować kontynuację strajku we wrześniu?
Być może to zmniejszyło impet strajku, wielu nauczycieli liczyło, że strajk potrwa dwa dni i rząd pójdzie na ustępstwa, tak jednak nie było. Rząd zrobił wszystko, by pokazać nam, iż jesteśmy niepotrzebni, że na egzaminie może nas zastąpić byle zakonnica czy ksiądz, którzy nie znają zasad przeprowadzania egzaminu.
Czy według Pana zawieszenie strajku do września przez przewodniczącego Sławomira Broniarza jest dobrym pomysłem? Czy Pana zdaniem we wrześniu nauczyciele zorganizują się z podobną energią, co na początku kwietnia? Co sądzi Pan o zmianie formy protestu na strajk włoski?
Mam mieszane uczucie. Boję się, iż we wrześniu nie będzie już takiego impetu po nie do końca zrozumiałej przez nauczycieli decyzji ZNP o zawieszeniu strajku oraz po tym, jakie pensje wpłynęły na konto 2 maja. Ale z drugiej strony ten strajk wzmocnił nas nauczycieli, nauczyciele w Polsce zobaczyli, że nie są sami, że mają wsparcie społeczne (tysiące ludzi na światełkach dla nauczycieli). Coraz częściej słyszy się od tych nauczycieli, że chcą działać, że może trzeba założyć nowy własny związek. To jest pozytywne, bo zmienia się myślenie nauczycieli. Chcą walczyć! Być może konsolidacja kilku grup zawodowych we wrześniu doda sił nauczycielom do ponownego strajku.
Jak Pan ocenia „okrągły stół” i debatę, która się odbyła na stadionie narodowym na temat systemu edukacji w Polsce?
Kolejna ustawka. Nie wiadomo kto i z jakiego klucza był dobierany na te rozmowy. Nie wiadomo było wcześniej, jaki będzie program. Jedyne co wiedzieliśmy, to gdzie to się odbędzie. Boję się tylko, że ten „okrągły stół” to pretekst, by dowalić nauczycielom większe pensum, a i być może zakazać prawa do strajku.
Jak Pana zdaniem posprzątać bałagan, który powstał w systemie oświaty po reformie Anny Zalewskiej? W jakim tempie wprowadzać ewentualne zmiany? Czy wystarczy zadekretować zmiany np. od 1 września 2020 r. i wprowadzać je „od ręki”? Czy też raczej przeprowadzić gruntowne konsultacje, a dopiero później stopniowo wprowadzać zmiany, rozłożone w czasie?
Ten bałagan będzie trudno posprzątać. By reforma była dobrze przeprowadzana, potrzeba lat. Tak jak w Finlandii, gdzie przygotowywano się do reformy edukacji latami, a nie tak jak u nas – rok i reforma wchodzi w życie. Polska szkoła potrzebuje spokoju i dobrego ministra edukacji, a nie rewolucji, jaką zafundowała nam pani Zalewska. By wprowadzać tak ważną reformę potrzeba czasu, konsultacji z ekspertami, nauczycielami, rodzicami i uczniami. Prowadzić z tymi grupami dialog i konsultacje, a nie monolog.
Czy Pana zdaniem szkoła powinna uczyć czy wychowywać? A jeśli tylko uczyć, to czy wyłącznie wiedzy encyklopedycznej do opanowania pamięciowego, czy też raczej umiejętności wyszukiwania i posługiwania się wiedzą? A może tylko umiejętności praktycznych, przygotowujących do wejścia na rynek pracy?
Polska szkoła powinna uczyć, ale i wychowywać. Musimy odejść od encyklopedycznego nauczania. Powinniśmy nauczać logicznego myślenia, wyrażania własnych myśli, poglądów i krytycznego myślenia. Powinniśmy uczyć młodych ludzi życia, tak jak to jest w Finlandii.
Jaka byłaby Pana „szkoła marzeń”?
Moja szkoła marzeń to szkoła bez polityki i polityków. Marzy mi się, żeby wyjąć MEN spod wpływów partyjnych i oddać ją w ręce np. Izby Nauczycielskiej. Tak by nauczyciele i eksperci oraz rodzice decydowali o kształcie polskiej edukacji.
Szkoła w wydani fińskim, gdzie stawia się nacisk na indywidualny rozwój ucznia, uczy się go życia, a nauczyciel ma dużą autonomię w tym co robi i ten model połączyłbym z francuskim modelem kształcenia nauczycieli. To we Francji, by zostać nauczycielem, trzeba przejść specjalistyczne nauczycielskie studia, a na koniec zdać egzamin państwowy.
Czyli potrzebujemy na to czasu i mądrych wyborów, zarówno tych życiowych, jak i politycznych. Dziękuję za rozmowę.
Fot. flick/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU