Jeśli myślisz, że tylko pracownicy Telewizji Polskiej mają do wypełnienia polityczną misję – jesteś w błędzie. Jeśli myślisz, że spośród prywatnych telewizji tylko Polsat troszczy się o swoje interesy – nie jest to prawda. Telewizja TVN też ma swoje interesy i też realizuje je z żelazną konsekwencją.
Rzecz jasna, są to interesy zupełnie inne niż te reprezentowane przez TVP i Telewizję Polsat, ale nie jest tak, że oni tam są ostoją obiektywizmu i jedynie relacjonują rzeczywistość, a nie podejmują prób kreowania jej.
Polityką interesuję się od najmłodszych lat, a na poważnie obserwuję i analizuję polską scenę polityczną od lipca 2007 roku. Niedawno okazało się, że nie pamiętam imienia byłej koleżanki, ale pamiętam, że daliśmy sobie spokój w dniu wybuchu afery gruntowej. Ponad 13 lat pasji politycznej oznacza, że już niewiele mnie dziwi, a jeszcze mniej zaskakuje. Ostatnio mam wrażenie, że przeżywam swego rodzaju powrót do przeszłości, ponieważ dziennikarze pracujący w Telewizji TVN wrócili do swojej ulubionej zabawy polegającej na lansowaniu polityków, którzy w ich subiektywnym mniemaniu mogą zaszkodzić Platformie Obywatelskiej, a najlepiej, żeby ją unicestwili.
Ten powrót do przeszłości to powrót do sytuacji z jesieni 2015 roku. Wtedy to lider Nowoczesnej Ryszard Petru oraz posłowie tej partii niemal zamieszkali w okazałym gmachu TVN przy stołecznej ulicy Wiertniczej. Pracownicy tej stacji niemal spijali z ust posłów Nowoczesnej wszystko, co mówili ci politycy i nawet nie starali się ukryć osobistej fascynacji tymi ludźmi. Politycy Prawa i Sprawiedliwości nie kryli zaś zachwytu, że telewizja, którą uważają za skrajnie nieprzychylną dla siebie inwestuje tak wiele czasu i wkłada tak wiele wysiłku w zwalczanie PO, czyli najgroźniejszego konkurenta PiS. O ile Ryszard Petru był wspaniały, genialny i cudowny, o tyle Grzegorz Schetyna był do niczego, beznadziejny, a w ogóle to partię dostał w prezencie. W takich warunkach bardzo ciężko w ogóle utrzymać formację polityczną w całości, o wygraniu wyborów właściwie można zapomnieć. Następnym pupilem TVN był Mateusz Kijowski.
Dzisiaj nikt już nie pamięta ani o Petru, ani o Kijowskim, ale trzeba przyznać, że Telewizja TVN skutecznie wykreowała niechęć do Platformy Obywatelskiej, ponieważ nie wygrała ani wyborów do Parlamentu Europejskiego, ani do Sejmu – historyczne tryumfy w tych elekcjach odniósł Jarosław Kaczyński, a w dużej mierze siłą rozpędu również Andrzej Duda. Czy w gmachu przy Wiertniczej pojawiła się refleksja? A jakże – dziś miejsce Petru i Kijowskiego zajął Hołownia i jest to niemal kalka retoryki znanej mi z lat 2015-2019.
Żeby było jasne, nie twierdzę, że Szymon Hołownia okaże się politykiem tak nędznym jak Ryszard Petru albo tak trefnym jak Mateusz Kijowski – możliwe jest przecież, że wyciągnie wnioski z błędów poprzedników i utrzyma się na politycznej powierzchni dłużej niż przez dwa sezony. Zwracam tylko uwagę, że dziś nie ma żadnych podstaw do twierdzenia, że druga kadencja rządów PiS będzie ostatnią i jesienią 2023 roku Jarosław Kaczyński zajmie w Sejmie ławy opozycji, a tym bardziej nie ma powodu, aby na zbawcę kreować Hołownię, a na straty spisywać Borysa Budkę, bo to akurat on jest dziś liderem PO. Wszyscy potrzebujemy umiaru, chłodnej analizy rzeczywistości i spokoju w chwili podejmowania jakichkolwiek istotnych decyzji. Ostatnie czego potrzebuje dziś opozycja to skakanie sobie nawzajem do gardeł.
Do wyborów parlamentarnych pozostało trzy lata. Jeszcze wszystko można ułożyć tak, że jesienią 2023 roku nastroje po stronie opozycji będą zgoła odmienne od tych sprzed roku. Nawet jeśli jeszcze nie wiemy jak tego dokonać, to przynajmniej wyciągnijmy wnioski z błędów poprzednich lat.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU