Prokuratura Krajowa zleciła brytyjskiemu laboratorium Forensic Explosives Laboratory zbadanie próbek pobranych z samolotu Tu-154M, który rozbił się w Smoleńsku. Wyniki są ponoć szokujące. Dlaczego jednak sprawa katastrofy powraca właśnie w tym momencie?
Zdaniem naukowców z laboratorium na próbkach są ślady materiałów wybuchowych. Na większości z 200 fragmentów znajduje się trotyl.
„To informacja skrywana przez śledczych. Dowiedzieliśmy się jednak, że przed kilkoma tygodniami do polskiej prokuratury nadeszło pismo informujące o cząstkowych wynikach badań prowadzonych w Forensic Explosives Laboratory, podległej brytyjskiemu ministerstwu obrony jednostce specjalizującej się w badaniach kryminalistycznych związanych z materiałami wybuchowymi” – czytamy w artykule opublikowanym w tygodniku „Sieci”.
„Jakie znaczenie dla śledztwa i ustalenia przyczyn katastrofy ma informacja o odnalezieniu za granicą śladów trotylu oraz innych substancji? Kolosalne. Choć na stawianie ostatecznych hipotez wciąż jest za wcześnie. Przed laty w tej sprawie kuszono się o definitywne rozstrzygnięcia, mimo że materiał dowodowy mocno je podważał. Dlatego warto się wstrzymać z jednoznacznymi opiniami do momentu przeprowadzenia wszystkich analiz. Podkreślają, że gdy spłyną wszystkie wyniki, prokuratorzy zajmą się ich interpretacją. Być może tylko w tym celu powołają kolejnych specjalistów z zagranicy. To standardowa praktyka” – stwierdza się w artykule.
Fakty czy mity?
Choć w tym roku minie już 9 lat od katastrofy w Smoleńsku, sprawa nadal budzi kontrowersje. O rzekomych materiałach wybuchowych na elementach Tu-154M można było przeczytać po raz pierwszy 30 października 2012 roku w „Rzeczpospolitej”, w tekście Cezarego Gmyza pt. „Trotyl na wraku tupolewa”.
Sama Prokuratura Wojskowa zaprzeczała takim sensacjom, które brzmiały jak tania teoria spiskowa. Przyznano jednak, że na wraku samolotu wykryto tzw. substancje wysokoenergetyczne. Nie była jednak znana ich szczegółowa charakterystyka. Zdaniem ekspertów mogły być to pestycydy.
Wypadek czy zamach?
Gdy 10 kwietnia 2010 roku samolot Tu-154M z polską delegacją na pokładzie rozbił się pod Smoleńskiem, nikt chyba do końca nie mógł przewidzieć, że wydarzenie to obrośnie tak negatywną legendą. W wyniku katastrofy zginęło 96 osób, w tym prezydent RP Lech Kaczyński wraz z małżonką oraz wielu wysokich rangą urzędników państwowych. Ta ogromna tragedia wzbudziła wielkie poruszenie, ale także – tak jak niedawna, tragiczna śmierć Pawła Adamowicza – była powodem do nawoływania do ogólnopolskiego pojednania i zażegnania sporów politycznych.
Niestety, jak dziś wiemy, do pogodzenia PiS z PO nie doszło. Wręcz przeciwnie – spór polityczny jeszcze się zaostrzył. Wokół Smoleńska narosła zaś cała mitologia. Czy był to zamach? Wynik spisku Donalda Tuska z Władimirem Putinem? Sprawę do kuriozum doprowadził wręcz Antoni Macierewicz, który – tym razem ze strony opozycji – także został okrzyknięty „ruskim agentem”.
Dlaczego sprawa powraca teraz? Nie trudno połączyć to z kampanią do europarlamentu. Czy więc PiS – widząc, że słabnie w sondażach – postawił sięgnąć po kolejne koło ratunkowe? Nowe programy socjalne nie do końca zadziałały na elektorat, więc wyciągnijmy Smoleńsk – pomyśleli chyba sztabowcy. Zapomnieli o jednym. To PiS rządzi Polską od ponad trzech lat i – mimo obietnic wyborczych z 2015 r. – nadal sprawa katastrofy nie została wyjaśniona. Czy nowe sensacje nie zadziałają więc ponownie, jak źle wycelowany pistolet i Jarosław Kaczyński nie oberwie odłamkiem?
Źródło: TVP Info
fot. Shutterstock/praszkiewicz
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU