Kolejne niepokojące sygnały płyną do nas z branży budowlanej. Na tym obszarze może dojść do fali upadłości i utraty nawet 85 tys. miejsc pracy. By uratować sytuację rząd mógłby waloryzować zawarte umowy niższym kosztem, niż wyniesie ich zrywanie. Na razie jednak nic na to nie wskazuje.
Co się dzieje? Otóż budowa dróg i kolei przestaje się opłacać, a to z powodu wzrostu kosztów materiałów i robocizny. Konsekwencjami mogą być: likwidacja nawet 85 tys. miejsc pracy i strata 4,2 mld zł unijnego dofinansowania. Nie wspominając o opóźnieniach w inwestycjach. Zapaść w branży budowlanej może stanowić preludium do kryzysu całej gospodarki.
Drożyzna niszczy rynek
Okazuje się, że ceny materiałów budowlanych i robocizny wzrosły pomiędzy 2016 r. a 2019 r. od 20 do nawet 60 proc. i nadal rosną. Z wyliczeń Centrum Analiz Legislacyjnych i Polityki Ekonomicznej (CALPE) przy Federacji Przedsiębiorców Polskich wynika, że “w ciągu ostatnich trzech lat cement podrożał o 44 proc., asfalt o 62 proc., stal zbrojona o 53 proc. Do tego doszły podwyżki cen oleju napędowego o 28 proc., a także wzrost przeciętnego wynagrodzenia w sektorze budowlanym o 20 proc.”
Niestety kwoty zawarte w umowach publicznych są niezmienne. I to rodzi problem.
Straci sektor finansów publicznych – od 23 nawet do 89 proc. wartości zawieranych ponownie umów – wynika z opracowania CALPE. Waloryzacja kosztowałaby od 1,5 mld do 2,7 mld zł. Koszt zrywania umów i rozpisywania ponownych kontraktów może wynieść z kolei 4,7 mld zł, a wliczając straty z powodu upadłości firm – przekroczyłyby 10 mld zł.
Jak na razie rząd nie przejmuje się losem firm i odrzuca możliwość waloryzacji zawartych umów, choć, jak sugerują prawnicy, nie ma ku temu przeszkód.
Konsekwencje
Jakie mogą być konsekwencje tego problemu? Na pewno może to napędzić bezrobocie. Pamiętajmy, że rynek budowlany jest powiązany z innymi branżami i upadłość firm z tego sektora uderzy też np. w hurtownie budowlane. Konsekwencje poznamy zapewne za kilka miesięcy, kiedy będzie już po wyborach. To kolejna sprawa, którą PiS zdaje się zamiatać pod dywan, by tylko nie wyszła przed 13 października. Politycy sprawiają wrażenie, jakby niekwestionowanym priorytetem był sukces wyborczy. A potem „jakoś to będzie”…
Źródło: Bankier.pl
Fot. flickr/KPRM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU