We wrześniu 2016 roku, po wyborach i po kadrowej czystce w kopalni Turów miała miejsce katastrofa, która do dzisiaj jest zamiatana pod dywan. Skutkiem szukania oszczędności, złego zarządzania zwałowiskiem oraz błędnych decyzji, było osunięcie się odpadów powydobywczych – Takiej katastrofy na świecie nikt nie zanotował, żeby 500 milionów metrów sześciennych nadkładu z popiołem obsunęło się – mówi jeden z ekspertów.
W wyniku katastrofy zniszczonych zostało ponad 200 urządzeń górniczych, w tym taśmociągi. Polska Grupa Energetyczna ocenia dziś koszty osuwiska na 165 milionów złotych, jednak największe straty kopalni są nadal skutecznie ukrywane – Poważnym kosztem, który jest namacalny, jest zasypanie złoża. Oceniane było na około 30 do 50 milionów metrów sześciennych. To są koszty między 3 a 5 miliardów, można bardzo szybko liczyć. To są straty, jakie poniesiono w wyniku zasypania tego węgla – tłumaczy specjalista.
Jak zauważa “Superwizjer”, wydarzenia sprzed pięciu lat, wiążą się z polsko-czeskimi rozmowami. Czeska strona w ramach negocjacji, chce doprowadzić do wejścia na teren kopalni niezależnych obserwatorów, a strona polska boi się tego jak ognia. To mogłoby doprowadzić do wnikliwego zbadania przyczyn katastrofy oraz ujawnienia błędów, jakie zostały popełnione.
Pomimo ogromnych strat kopalni sprawa katastrofy, przynajmniej oficjalnie, nigdy nie zainteresowała prokuratury. Działania prokuratury w sprawie niegospodarności i korupcji w gminie Bogatynia również wydają się zastanawiające. Według oświadczeń Prokuratury Krajowej do sprawy zatrzymano kilkadziesiąt osób, ale mimo upływu ponad trzech lat od pierwszych zatrzymań nadal nie sformułowano aktu oskarżenia.
Źródło: TVN24.pl
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU