Szykuje się jednak stan wyjątkowy? PiS ma tajny plan na jego wprowadzenie

Wobec gwałtownego wzrostu zachorowań na koronawirusa, coraz głośniej zaczyna padać pytanie: czy rząd wprowadzi stan wyjątkowy? Okazuje się, że jest na to plan.

Gdy koronawirus zaatakował świat na wiosnę, rząd nie chciał słyszeć o wprowadzeniu żadnego z zapisanych w Konstytucji stanów nadzwyczajnych. Powód był prosty – zbliżające się wybory prezydenckie. Wprowadzenie stanu wyjątkowego lub stanu klęski żywiołowej oznaczałoby przełożenie wyborów o kilka miesięcy. Głosowanie mogłoby się odbyć dopiero 90 dni po zakończeniu stanu nadzwyczajnego. A PiS nie chciało ryzykować, że pandemia spowoduje spowoduje przez ten czas spadek słupków poparcia dla Andrzeja Dudy.

Teraz sytuacja jest inna. Wybory są już wygrane, ale i koronawirus atakuje mocniej, niż można było się spodziewać, obnażając przy tym nieprzygotowanie państwa. Rząd ucieka przed stanem wyjątkowym, bo nie ma pieniędzy na odszkodowania dla przedsiębiorców, którzy w wyniku tej decyzji ponieśliby straty. Obecnie władza wprowadza ograniczenia, które uderzają w wiele branż, ale nie ma podstawy prawnej, na podstawie której przedsiębiorcy mogliby domagać się rekompensat. W przypadku wprowadzenia np. stanu klęski żywiołowej mogliby powołać się na ustawę o wyrównywaniu strat majątkowych.

Ale zachowań jest coraz więcej, więc rząd może nie mieć wyjścia. Według informacji „Wprost” istnieje nawet plan wskazujący moment, w którym mógłby zostać wprowadzony stan wyjątkowy. Informator tygodnika zdradził, że władza najpewniej sięgnie po to rozwiązanie, gdy będziemy odnotowywać w Polsce 50 tysięcy przypadków zakażenia koronawirusem dziennie.

Znakiem, który wskazuje, że sytuacja epidemiczna jest gorsza, niż się wydaje, jest wg. rozmówcy „Wprost” decyzja o zamknięciu cmentarzy. Została ona podjęta w ostatnim momencie i zaskoczyła wielu polityków Zjednoczonej Prawicy. Wcześniej mówiono, że zamknięcie cmentarzy to ostateczność. I do tej ostateczności najwyraźniej doszło.

Źródło: Wprost