Start prezydenckiego samolotu odbył się bez kontrolera lotów. Aby tego było mało, kapitan statku powietrznego nie miała aktualnych uprawnień – informuje TVN24.
10 lat po Smoleńsku obóz rządzący drwi z procedur lotniczych. Start prezydenckiego samolotu z Babimostu k. Zielonej Góry odbył się bez kontrolera lotów. Kilka dni temu wyszło na jaw, że incydent został zgłoszony Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (PKBWL) tydzień po terminie, w momencie gdy media zaczęły interesować się sprawą. Według procedur, takie zgłoszenie musi wpłynąć nie później niż po 72 godzinach.
Szok potęgują kolejne doniesienia. Według ustaleń TVN24 pilotem była młoda kapitan, która nie miała aktualnych uprawnień do lądowania. Dech w piersiach zapiera infomacja, że uprawnienia były odnawianie właśnie podczas lotu z głową państwa. W kokpicie towarzyszył jej instruktor, który leciał zamiast pierwszego oficera. Według procedur, jeżeli pilot w ciągu 90 dni nie zaliczy trzech startów i lądowań musi odnawiać uprawnienia na symulatorze lub w trakcie lotu z instruktorem. – W życiu nie widziałem, by kapitan odnawiał uprawnienia z głową państwa na pokładzie – mówi informator TVN24.
Ustalenia stacji potwierdził Andrzej Pussak, wiceszef PKBWL. – Pilot z niepełnymi uprawnieniami albo wznawiający uprawnienia nie powinien lecieć z prezydentem nawet na krótką trasę – podkreśla. Przerwa w lotach była spowodowana pandemią i jak zaznacza jeden z rozmówców, kilka dużych grup pilotów leciało do Amsterdamu, aby na symulatorze odświeżać uprawnienia.
Źródło TVN24.pl
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU