Joachim Brudziński zszokował media kandydaturami na szefa Krajowego Biura Wyborczego. Już podczas prac nad zmianami w ordynacji wyborczej wytykano, że rząd pragnie przejąć ręczne sterowanie nad procesem wyborczym, jednak dziś mamy ostateczny dowód na złe intencje ustawodawcy. Szef MSWiA do administracyjnej, technicznej i finansowej obsługi wyborów wyznaczył bowiem ludzi związanych bezpośrednio z partią rządzącą, których można nazwać bez mała nowymi Misiewiczami.
O funkcję będzie ubiegał się Paweł Szrot, z czasów kampanii wyborczej szef sztabu prezydenta Andrzeja Dudy. Wcześniej dyrektor sekretariatu posła Przemysława Gosiewskiego oraz asystent posła Krzysztofa Jurgiela, późniejszego ministra rolnictwa w rządzie Beaty Szydło. Obecnie pracuje w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
W taki sposób PiS zamierza, cytując jego retorykę z czasów prac nad zmianami w ordynacji wyborczej – „odpolitycznić” i uczynić wybory bardziej przejrzystymi.
Jakby tego było mało, drugim kandydatem jest Mirosław Sanek, kolejny partyjny działacz. Zaczynał jako asystent europosła Ryszarda Legutko, aby następnie piąć się dzięki partyjnym plecom w MEN, najpierw jako szef gabinetu politycznego Anny Zalewskiej, a potem jako dyrektor generalny w resorcie. W końcu został nawet wiceszefem Głównego Inspektoratu Ochrony Danych Osobowych.
Na tle konkurentów mniej imponujący polityczny dorobek ma Magdalena Pietrzak, urzędniczka z wieloletnim stażem, która pracuje w starostwie łowickim, a zyskała rozgłos swoim sporem ze starostą z ramienia PSL.
Decyzja Joachima Brudzińskiego jest nie tylko szokująca dla mediów, ale także PKW, która została poddana politycznemu szantażowi. Wojciech Hermeliński nie ukrywał, że był świadomy, że intencją rządu jest wprowadzenie w przebiegu wyborów w miejsce sędziowskiego – sytemu partyjno-rządowego, jednak nie spodziewał się, że kandydaci będą tak mocno związani z władzą wykonawcza.
Szef PKW ma teraz trudne zadanie, ponieważ zgodnie z reformą ma obowiązek wybrać szefa Krajowego Biura Wyborczego z zaproponowanych kandydatów. Zabieg ten służy propagandzie rządu, ponieważ oficjalnie to nie partia wybiera szefa KBW, a podmiot niezależny, jednak wystawiając takie polityczne kandydatury z autonomii PKW uczyniono medialną fikcję. Z punktu widzenia dbałości o niezależność wyborów, Hermeliński powinien odrzucić wszystkie kandydatury jako niespełniające wymogów, tym bardziej że jak przyznał, Komisji nie dostarczono nawet wyczerpujących materiałów na temat kandydatów. Jednak takie posunięcie dałoby pretekst do potężnej politycznej nagonki.
Jest to jednak tylko wstęp do prawdziwego skoku na kontrolę przebiegu wyborów, ponieważ w 2019 roku dobra zmiana dosięgnie samo PKW. Będą wtedy do niej wybrani sędziowie, ale nie według niezależnego, ale już w znacznej części partyjnego klucza.
Niestety w tym całym szaleństwie jest metoda. PiS celowo rozbił czasowo przejęcie Krajowego Biura Wyborczego od PKW. Przejęcie biura już teraz przy zachowaniu starego składu PKW ma uśpić czujność społeczeństwa, któremu się powie, że nic wielkiego się nie stało, ponieważ w zasadzie najważniejszy podmiot – Państwowa Komisja Wyborcza jest nienaruszony. Jadnak działa tutaj reguła konsekwencji. Kiedy przyjdzie do wymiany PKW, to wszyscy będą już przyzwyczajeni do manipulacji przy wyborach, a na dodatek będzie dowód wyborów samorządowych 2018 jako tych, gdzie opozycja straszyła, a nic się nie stało. Daje to duże pole do już wówczas bezkarnej zmiany personelu nadzorującego przebieg wyborów. Warto mieć na uwadze, że same wybory jest bardzo trudno sfałszować. Przy delegatach komitetów w komisjach i mężach zaufania nie to jest głównym zagrożeniem. Opozycja może pozwolić sobie bowiem nawet na zebranie wyników głosowania całkowicie niezależnie od PKW i patrzeć tym samym władzy na ręce. Rządowi zależy jednak na kontroli rozliczeń wyborów, gdzie powszechnie wiadomo, że politycy często próbują omijać limity finansowania, albo prowadzą dokumentację nieudolnie, co już obecnie pozbawiło Nowoczesną i Razem subwencji. Kontrola nad PKW nie tylko chroni swoich przed konsekwencjami nieprawidłowego wydatkowania środków, ale na dodatek kontroluje pieniądze opozycji, a to jest niesamowicie uprzywilejowana pozycja dla dalszej walki politycznej.
Źródło: wyborcza.pl
Fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU