Sejm wczoraj nie dał rady uchylić prezydenckiego rozporządzenia o stanie wyjątkowym. Tymczasem mieszkańcy Podlasia zaczynają zadawać pytania.
Sejm wczoraj nie dał rady uchylić prezydenckiego rozporządzenia o stanie wyjątkowym. Cała sprawa została przedstawiona przez obóz władzy jako wielkie zagrożenie czyhające na Polskę kilka kilometrów za wschodnią granicą. Na sali plenarnej nie był obecny prezydent Andrzej Duda, co pozwala domniemywać, że partia władzy prowadzi rozgrywkę wewnątrzpolityczną. Tak fundamentalne rozporządzenie zostało potraktowane przez głowę państwa jak włamanie do garażu na Grochowie, a nie jak sprawa wagi państwowej.
Jak pisze TOK FM, od momentu wprowadzenia stany wyjątkowego doszło do 457 prób nielegalnego przekroczenia granicy. Tych danych nie da się zweryfikować.
Jestem 3-4 km od granicy, ale nie wiem, co tam się dzieje. Straż Graniczna przytacza liczby, które są przez nas kompletnie nieweryfikowalne i były już falsyfikowane. Ale jeśli nawet byłyby prawdziwe, to świadczą o tym, że nie jest lepiej, tylko gorzej. A stan wyjątkowy został wprowadzony, by opanować sytuację na granicy. Więc pojawia się pytanie: po co w ogóle ten stan wyjątkowy jest – mówi reporter TOK FM.
Jak dodaje, to pytanie z rozgoryczeniem powtarzają mieszkańcy Podlasia w szczególności z miejscowości turystycznych. Po wprowadzeniu stanu wyjątkowego miasteczka i wsie nagle się wyludniły, a ludzie zostali zarobkowania na turystach – Poza codziennymi szykanami, jak nieustanne kontrole i rewizje prowadzone przez funkcjonariuszy, najbardziej dotkliwą dla mieszkańców kwestią jest turystyka i odszkodowania (za utracone dochody) – relacjonuje. Rząd zapewnia, że każdy otrzyma rekompensaty, ale mieszkańcy podchodzą do tych zapowiedzi z dużą rezerwą.
Źródło: TOK FM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU