Skąd taki pomysł? – Chodzi o to, by wiedzieć, gdzie np. tworzą się skupiska ludzi, czy przestrzegane są rządowe restrykcje. Część operatorów już dostarcza nam takie dane, ale nie wszyscy. Taka regulacja ich zdyscyplinuje. Dane pewnie nie będą generowane w czasie rzeczywistym, ale np. z dwudniowym opóźnieniem. Ale już samo to pozwoli chociażby lepiej rozplanować działania policji i straży miejskich. Dane będą zagregowane i odpowiednio zanonimizowane, dlatego nie ma tu obaw o jakąkolwiek inwigilację – twierdzi osoba z rządu.

Z kolei premier na wniosek ministra cyfryzacji będzie mógł kazać operatorowi telekomunikacyjnemu, by ten przekazywał mu “inne dane” o lokalizacji urządzeń końcowych, które mogą pomóc z walce z epidemią. Jak dodano “szczegółowy zakres danych, sposób i tryb ich przekazywania mogą zostać określone w umowie pomiędzy ministrem właściwym do spraw informatyzacji a operatorem”. Zgoda użytkownika końcowego, czyli każdego z nas, na przetwarzanie i udostępnianie danych lokalizacyjnych nie będzie jednak wymagana!

ProteGO

To nadal nie koniec “bigbrotherowych” wieści. Ministerstwo Cyfryzacji w mijającym obecnie tygodniu poinformowało, że pracuje nad aplikacją ProteGO. Aplikacja ma ostrzegać swoich użytkowników, czy mogli mieć kontakt z osobą zarażoną koronawirusem.

Brzmi jak motyw z kiepskiego filmu o mrocznej przyszłości? Tak! Jak jednak “apka” ma działać? – Przykładowo wybrana osoba anonimowo informuje o zmianie swojego stanu zdrowia, zaznaczając to w aplikacji. Wtedy dane te trafią na specjalny serwer, a ten przekaże tę informację na urządzenia napotkanych przez chorego w ciągu ostatnich 14 dni (dlatego konieczny jest włączony moduł Bluetooth) – tłumaczy dziennik.pl.

Ponoć ProteGO nie pozwala na śledzenie użytkowników…

Big Brother patrzy

Tego typu systemy i rozwiązania prawne zaczynają przypominać te, które od dawna stosuje się w Chinach. O ile tamtejszy system pomógł w pokonaniu epidemii, należy pamiętać, że mocno ogranicza też prywatność obywateli. Czy PiS zamierza iść w tym kierunku, a Jarosław Kaczyński po Viktorze Orbanie znalazł sobie nowych idoli?