Z okazji szczytu NATO do Brukseli zjechali się przywódcy zachodniego świata, w tym Donald Trump, który spotkał się m.in. z Donaldem Tuskiem. Była to szczególna okazja, aby wyjaśnić sporne kwestie w relacjach transatlantyckich, które narastają od kilku miesięcy. W trudnych realiach jedno wydaje się dzisiaj pewne, mimo kampanijnych ataków obie strony wciąż siebie potrzebują. Mimo licznych spięć, czy nawet otwartej wrogości, spotkanie dwóch Donaldów powinno być lekcją dla premier Szydło, jak powinno uprawiać się politykę zagraniczną.
Donald Tusk i Donald Trump poruszyli szereg wyzwań w relacjach dwustronnych, takich jak terroryzm, wolny handel, stosunek do Rosji i jej zaangażowania na Ukrainie, a także nastawianie Ameryki do przestrzegania porozumienia klimatycznego z Paryża. Obaj politycy zgodzili się ze sobą w zasadzie tylko w kwestii konieczności ścisłej współpracy w zwalczaniu terroryzmu. Mimo, że sam Tusk wyraził wątpliwość, czy Trump prezentuje zbieżny z Unią punkt widzenia na relacje z Moskwą, to jednak obaj politycy zgodzili się co do stanowczego potępienia i przeciwstawiania się zbrojnym działaniom Rosji na Ukrainie. Jednak pozostałe tematy negocjacji okazały się o wiele trudniejsze, dlatego Tusk określił je jako sprawy “otwarte”. Trump bowiem zapowiedział już jakiś czas temu zerwanie przełomowego, pierwszego w historii porozumienia o walce ze zmianami klimatu, które podpisali wszyscy czołowi gracze, w tym nawet Chiny. Bruksela boi się także amerykańskiego protekcjonizmu, który już wyraził się w zamrożeniu prowadzonych od kilku lat rozmów o umowie o wolnym handlu.
Jednak mimo to można powiedzieć, że w Brukseli atmosfera nie była konfliktowa. Przywódcy Unii wyciągnęli bowiem rękę na zgodę do Trumpa. Tusk próbował budować wrażenie jedności zachodu i potrzebę podkreślenia fundamentów relacji transatlantyckich jakimi są wspólne wartości: wolności, praw człowiek czy poszanowania godności ludzkiej.
Powinniśmy zwrócić uwagę na klasę jaką w porównaniu do wczorajszego histerycznego wystąpienia premier Szydło pokazał Donald Tusk. Jasnym jest, że pod uśmiechami obie strony mają sobie wiele do zarzucenia. Jednak mimo to Tusk nie uciekał się do moralnych szantażów, utarczek słownych, czy prób wyprowadzenia z równowagi swojego gościa. Zamiast tego w blasku fleszy usłyszeliśmy same pozytywy, albo mgliste “pracujmy nad tym”, podczas gdy juz za zamkniętymi drzwiami Tusk starał się odwieść Trumpa od niektórych swoich zamiarów. Efekty były jak wiemy bardzo ograniczone, ale kluczem do osiągania w polityce strategicznych celów jest cierpliwość i determinacja w dążeniu do celu. Tusk jest świadom, że USA ma na głowie liczne problemy, dlatego będzie prędzej czy później potrzebować współpracy Brukseli.
Przewodniczący Rady Europejskiej nie dał zatem prezydentowi USA żadnego pretekstu do ataku na wspólnotę, ani nie dał prawicowym mediom za oceanem żadnej pożywki. Trump jest człowiekiem o wielkim ego, stąd nieprowokowanie go było rozsądnym zagraniem, tym bardziej jeśli Trump zacznie anty wspólnotową kampanię, to nie będzie to dla niego łatwe wizerunkowo.
Dla porównania wczoraj w Warszawie premier polskiego rządu zaprezentowała zupełnie odwrotną strategię. Zamiast opanowania i dyplomacji zaoferowano granie na emocjach i szaleńczą szarżę na naszych europejskich sojuszników, którzy bez wątpienia zwrócili uwagę na to wydarzenia. Rzucane w powietrze hasła o szantażu i granie na zamachu terrorystycznym na potrzeby debaty wewnętrznej stawiają polski rząd w roli błazna na salonach europejskiej polityki. Stosowanie języka agresji w polityce międzynarodowej rzadko popłaca, zwłaszcza w państwie o ograniczonym potencjale regionalnego, a co dopiero globalnego oddziaływania. Każde pójście na konfrontację musi być starannie przemyślane i wynikać z opracowanej strategii, a nie być krokiem ad hoc, z tego właśnie powodu w Brukseli widzimy festiwal uśmiechów, mimo że ze nikomu tak naprawdę do śmiechu nie jest.
Może się okazać jednak, że te fałszywe uśmiechy przyniosą zwycięstwo, ponieważ coraz więcej wskazuje na to, że czas gra na korzyść wspólnoty. Klęska polskiego rządu może wyniknąć z założenia, że relacje transatlantyckie będą trwały w kryzysie. W takim układzie Warszawa, jako agent wewnątrz obozu wroga, byłaby dla Trumpa wartościowym sojusznikiem, ale wszystko pokazuje, że w polityce ludzie układają się tylko z silnymi i wiarygodnymi. A Warszawa nie prezentuje żadnego z tych atutów. Donald Trump ma coraz więcej kłopotów na krajowym podwórku, co sprawia, że coraz trudniej będzie mu poświęcać wystarczająco uwagi i zasobów do kolejnej międzynarodowej awantury, co może sprawić, że będzie musiał usiąść na poważnie z Europa do stołu negocjacyjnego, stołu przy którym Polski prawdopodobnie nie będzie
Źródło: TVN24
fot. Shutterstock/flickr
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU