Ostatnie 24 godziny przyniosły polityczne napięcie wokół broni jądrowej, które nieznane było od wielu lat. Wszystko zaczęło się od corocznego spotkania Władimira Putina z dziennikarzami, na którym ogłosił, że Rosja zamierza wzmocnić zdolności bojowe swojego arsenału nuklearnego. Prezydent zapowiedział rozbudowę i modernizację infrastruktury nuklearnej, aby była w stanie spenetrować każdy możliwy system obrony przeciwrakietowej. W związku z tym, że jednym mocarstwem, które prowadzi rozbudowane prace nad systemami antyrakietowymi są Stany Zjednoczone, to na reakcje nie trzeba było długo czekać. Donald Trump w swoim mało dyplomatycznym stylu postanowił odpowiedzieć Putinowi… przez Twittera.
Trump zapowiedział, że Stany Zjednoczone muszą znacznie zwiększyć i rozszerzyć zdolności swojego arsenału nuklearnego do czasu, aż świat wróci do zdrowego rozsądku w kwestii broni jądrowej.
Powyższe deklaracje są groźne, ponieważ od wielu lat w relacjach USA-Rosja dominowały tendencje rozbrojeniowe oraz współpraca w celu powstrzymywania rozprzestrzeniania broni jądrowej. Barack Obama podpisał z Władimirem Putinem w 2010 roku traktat New START, który zakładał znaczne ograniczenie ilości głowic jądrowych przeznaczonych dla międzykontynentalnych pocisków balistycznych i pocisków przenoszonych przez łodzie podwodne (ograniczając ich liczbę w sumie do 1550 sztuk na kraj) do 2018 roku. Trump w kampanii zapowiadał podjęcie działań w zakresie broni masowego rażenia, argumentując, że Ameryka jest na tym polu słaba, przestarzała i to gra na korzyść jej wrogów.
Obecnie świat tkwi w położeniu równowagi w dziedzinie arsenału nuklearnego między Stanami Zjednoczonymi i Rosją. Jest to jedyna płaszczyzna, na której Rosja jest w stanie konkurować z NATO. Z tego właśnie powodu broń masowego rażenia w strategii militarnej Rosji zajmuje miejsce szczególnie ważne w stosunku do innych mocarstw.
Jednak dyplomacja polega trochę na mówieniu jednego, a robieniu czegoś innego. Politycy obu państw unikali antagonizujących wypowiedzi, ale prawda jest taka, że ostatnie lata to okres największych od czasów zimnej wojny inwestycji w broń jądrowa zarówno w Moskwie, jak i Waszyngtonie. Barack Obama tak jak jest autorem programu ograniczania ilości broni jądrowej, tak jest też ojcem szeroko zakrojonego programu modernizacji amerykańskiej infrastruktury atomowej i rozwoju środków przenoszenia broni jądrowej.
Ostra deklaracja Trumpa rodzi międzynarodowe napięcie, ponieważ udzielona poza standardami dyplomacji jest ciężka do jasnej interpretacji. Rodzi to poczucie nieprzewidywalności w polityce USA, co może wywołać równie nieprzewidywalne ruchy ze strony Rosji i Chin.
Jeśli oznacza ona zapowiedź jeszcze większych inwestycji w broń jądrową i wycofanie się z porozumienia New START, może to oznaczać ponowny wyścig zbrojeń atomowych. Jeśli Trump zamierza tylko pogrozić palcem Rosji i np. przesunąć więcej broni jądrowej bliżej Rosji lub Chin, to w odpowiedzi możemy mieć powody do obaw, bo dla Rosji pierwszą naturalną reakcja będzie lokowanie znacznego potencjału nuklearnego w Kaliningradzie. Może to też być tylko gra, mająca na celu wyprowadzenie Rosji z poczucia pewności siebie, w celu ograniczenia jej ambicji nuklearnych w twardych negocjacjach.
Do czasu aż Donald Trump jasno nie określi kierunków swojej polityki zagranicznej, czeka nas czas niepewności i rosnącego napięcia w relacjach międzynarodowych. Trump wdał się już w spór z Chinami o Tajwan, a teraz z Rosją o broń jądrową. Za wcześnie, aby przewidywać dokąd zmierza ta polityczna zmiana, ale jedno jest pewne, że czas spokojnej dyplomacji i unikania gwałtownych ruchów w polityce światowej się skończył.
fot. cnn.com
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU