Znajdujący się na fali wznoszącej były minister zdrowia Bartosz Arłukowicz z Platformy Obywatelskiej ostatnimi czasy jest coraz lepiej zauważalny poprzez swoje celne i merytoryczne wystąpienia dotyczące dyskusji na tematy związane z jego fachem – medycyną. Celnie punktuje wypowiedzi polityków rządzącej partii, obnażając ich absurdalność, często związaną czy to z niewiedzą, czy celową ignorancją. Dziś na Twitterze przedstawił szerszej społeczności sylwetkę poznańskiej radnej Prawa i Sprawiedliwości, Ewy Jemielity. Ta, w dyskusji na temat miejskiego planu dofinansowania zabiegów zapłodnienia pozaustrojowego in vitro, uciekła się do jakże merytorycznego argumentu, że metoda ta jest zabiegiem „weterynaryjnym”, „quasi leczeniem”.
Polityk PiS uczestniczyła w czwartkowej dyskusji na antenie regionalnej Wielkopolskiej Telewizji Kablowej z prof. Leszkiem Pawelczykiem, który za rządów PO-PSL z ramienia resortu zdrowia wdrożył rządowy program in vitro w Wielkopolsce, a od połowy lipca poprowadzić ma program finansowania z budżetu Poznania. Do starcia obu gości programu „Otwarta Antena” doszło po stwierdzeniu Jemielity:
In vitro to quasi leczenie, bo niestety nie możemy mówić, że jest to leczenie niepłodności, tylko po prostu stosowanie metody reprodukcyjnej, dawniej nazywanej po prostu metodą weterynaryjną.
Ta, po wyraźnym zdumieniu profesora brnęła tylko w znane PiS „animalne” porównania – vide Kaczyński i jego „element”. „Nie ma co ukrywać”, powiedziała, „pierwsza była owieczka Dolly”. Nota bene – sklonowana. Rzecz jasna, ma to mało wspólnego z dyskutowaną metodą leczenia niepłodności.
Jedną wypowiedzią radna Ewa Jemielity przekazała, w jakim poważaniu ma swoich wyborców, wykazując się elementarną niewiedzą uważając, że metody stosowane wobec zwierząt różnią się od tych zarezerwowanych dla ludzi.
Znany argument przeciwników zapłodnienia pozaustrojowego głoszący, że metoda „w szkle” nie jest leczeniem, gdyż nie eliminuje przyczyny problemów z zapłodnieniem jest łatwo, wręcz w viralowy sposób rozpowszechniany. Nie dziwi to, gdy weźmiemy pod uwagę, że żyjemy w kraju, w którym większość osób samemu „zna się” na medycynie, zresztą nie tylko na niej. Gdzie choćby terapia moczem, uzdrowiciele, czy samo pojęcie „przewiania się”, bądź wszechstronnych właściwościach witaminy C obecne są w polskiej świadomości. Korzysta na tym dynamicznie rozwijający się rynek suplementów diety. I nie przemówią wobec tego typów argumenty odwołujące się do badań, samego opisu metody in vitro czy oparcia na autorytetach. Gdyby przyjąć zasadność argumentu, że in vitro nie jest leczeniem, to musielibyśmy zgodzić się, że termin leczenie, w myśl ludowej definicji, ogranicza się w istocie do antybiotykoterapii i części zabiegów chirurgicznych.
Profesor Pawelczyk jest z zawodu ginekologiem, radna Jemielity to filolog angielski. Z jej strony internetowej (http://ewajemielity.pl/o-mnie) można dowiedzieć się, że „jest […] pełnomocnikiem zarządu Fundacji Wspierania Rozwoju Transplantologii”, co widocznie prawicowej polityk nie nasuwa moralnych rozterek. Całą dietę radnej przekazuje ponoć na rzecz ubogich. Z drugiej strony odmawia prawa do rodzicielstwa osobom, których nie stać na metodę in vitro. Co się dzieje, że głosy autorytetów odbijają się od ściany, a ciemne poglądy padają na podatny grunt? Nie tylko ta sytuacja, ale również moje prywatne obserwacje przybliżają mnie do poparcia przewidywania, że wiek XXI będzie czasem dalekim od racjonalizmu. Do kiedy?
W tej sytuacji pozostaje nam pogratulować „niezłomnej” postawy rządzących miastem Poznania za wdrożony program dofinansowania in vitro.
fot. flickr
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU