Polityka i Społeczeństwo

Skandal w CBA! Agent ostrzegł działacza PiS o podsłuchu na jego telefonie, sprawie ukręcono łeb

Bulwersujące wizyty Mariusza Kamińskiego w Trybunale Konstytucyjnym
fot. flickr/ KPRM

Dziennikarz śledczy Radia Zet Mariusz Gierszewski dotarł do listu napisanego przez dyrektora lubelskiej delegatury CBA Tomasza G. do Jarosława Kaczyńskiego. W swoim liście ujawnił, że 10 grudnia 2015 roku powiadomił szefa CBA Ernesta Bejdę o uzasadnionym podejrzeniu, że jeden z funkcjonariuszy ostrzegł osobę, wobec której prowadzono tajną operację. Pomimo zebrania mocnych dowodów wobec funkcjonariusza nie wszczęto postępowania dyscyplinarnego, a tylko wyjaśniające, które miało zadziwiający przebieg. Na list wysłany do prezesa nie dostał odpowiedzi, a sprawa wygląda na tę podobną do afery starachowickiej za rządów SLD w 2003 roku.

Funkcjonariusz, który ujawnił tajną operację dostał 2,5 tysiąca podwyżki i premii, którą Ernest Bejda przyznał mu z innej puli niż ta, którą przekazano na nagrody w lubelskiej prokuraturze. Sam dyrektor Tomasz G. został zwolniony 11 stycznia 2016 roku. Radio Zet pisze, że kilka tygodni później osoba rozpracowywana przez CBA, została prezesem jednej ze spółek Skarbu Państwa – “Niewykluczone, że najważniejszy warunek takiego powołania, to wieloletnia znajomość z prominentną lubelską panią poseł” – cytuje Radio Zet fragment listu.

Jak wynika z dziennikarskiego śledztwa prowadzonego przez Radio Zet, podejrzany o przeciek funkcjonariusz prawdopodobnie dowiedział o tajnej operacji CBA wobec współpracownika jednej z posłanek Prawa i Sprawiedliwości i ostrzegł go o tym, że jest podsłuchiwany. Stacja ustaliła, że funkcjonariusz który dopuścił się przecieku o operacji dowiedział się z materiałów operacyjnych, na czytaniu których został nakryty w kancelarii tajnej. Działania które były prowadzone w związku z przeciekiem wykazały, że funkcjonariusz spotkał się później ze współpracownikiem posłanki PiS, który był objęty tajną operacją CBA  i ostrzegł go o podsłuchach. Po ujawnieniu tego faktu śledztwo CBA utkwiło w martwym punkcie. W liście do prezesa PiS dyrektor delegatury w Lublinie przyznaje, że został przesłuchany przez dyrektora Biura Kontroli Spraw Wewnętrznych, który przyznał, że nie ma wątpliwości co do popełnienia przez funkcjonariusza przedmiotowego czynu. Dodał przy tym, że prowadził w przeszłości dwa podobne postępowania, w których dowody były mniej oczywiste, a mimo to skończyły się stwierdzeniem winy.

Były szef CBA Paweł Wojtunik ocenił całą sprawę jako skandal i drugą aferę starachowicką. Z tą różnicą, że wtedy chodziło o ostrzeżenie gangsterów, a tutaj chodzi o ludzi związanych z polityką – “Mogło dojść do zagrożenia życia funkcjonariuszy prowadzących operację” – mówi Radiu Zet Wojtunik. Podobnego zdania jest Marek Biernacki członek komisji do spraw służb specjalnych – “Jeśli ta sprawa nie trafiła do prokuratury, to skandal, zdrada funkcjonariuszy i zdrada systemu państwa. Złamanie tajemnicy postępowań bieżących to poważne przestępstwo” – stwierdza. CBA zapewnia, że postępowanie w lubelskiej delegaturze nie dało podstaw do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego.

Afera starachowicka dotyczyła przecieku tajnych informacji z MSWiA do osób podejrzanych o kontakty przestępcze. Z podsłuchu prowadzonego przez policję wynikało, że poseł SLD Andrzej Jagiełło zadzwonił do radnych SLD w Starachowicach i powołując się na informacje od wiceministra Zbigniewa Sobotki, ostrzegł ich o planowanych aresztowaniach. Aresztowania miały dotyczyć rozpracowywanej grupy przestępczej działającej w Starachowicach oraz działaczy samorządowych podejrzewanych o współpracę z tą grupą. W 2005 roku sąd skazał na kary więzienia od 1,5 roku do 3,5 roku trzech polityków zamieszanych w aferę. Wszystkie kary orzeczono bez warunkowego zawieszenia. Tutaj mechanizm powinien być ten sam, ale jak widać na załączonym obrazku sprawie został ukręcony łeb już na poziomie wewnętrznego śledztwa. Przenikanie się służb ze światem polityki jest czymś naturalnym, ale w tym przypadku poszło to wszystko o jeden most za daleko. W normalnym kraju funkcjonariusz narażający życie kolegów po fachu z hukiem wyleciałby ze służby i spotkał się z ostracyzmem całego środowiska. Za rządów Prawa i Sprawiedliwości ujawnienie tajnej operacji jest nagradzane i premiowane.

Źródło: Radio Zet 

fot. flickr/ KPRM

POLUB NAS NA FACEBOOKU

[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]

Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

blok 1

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Bartosz Wiciński

Najstarsi górale nie pamiętają od kiedy zaprząta sobie głowę polityką. Kronikarze podają datę pokrywającą się z aferą Rywina, ale wciąż trwa o to spór. Od dziecka lubił zapach porannych gazet w domu i tak mu zostało do dzisiaj. Interesuje się geografią i nie smakują mu karpie.

Media Tygodnia
Ładowanie