Były funkcjonariusz uważa, że sygnałów dźwiękowych nie włączano, ponieważ ludzie mogliby mówić o “wożącej i panoszącej się władzy”. – Za każdym razem, gdy jeździłem do domu pani premier, nie włączaliśmy syren. Jechaliśmy po cichu, żeby nie wzbudzać sensacji – wspomina.
Wiecie, co macie mówić
Zeznania funkcjonariuszy są utajnione. Nieoficjalnie widomo, że każdy z nich zeznał to samo, czyli że rządowe limuzyny miały włączone wszystkie sygnały ostrzegawcze. Piotr Piątek opisuje, co się wydarzyło przed wizytą u prokuratora. – Każdy z nas był osobno przesłuchiwany, ale wcześniej wiedzieliśmy, co mamy zeznawać – mówi “Wyborczej”. Jak podkreśla, zadawał sobie sprawę z tego, że jeżeli chce nadal pracować musi zeznać to co inni. Opowiada, co mu powiedział dowódca zmiany.
– On zarządził, jak mamy jechać i jak mamy mówić… To nie było mówione wprost. Raczej “Piotrek, wiesz jak było”, “wiesz, jak będzie dobrze dla nas”, “wiesz, jak mówić” – mówi gazecie.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU