Prawo i Sprawiedliwość szykowało się do skoku na ostatnią niezależną od niego dużą instytucję publiczną – Najwyższą Izbę Kontroli. Politycy obozu władzy liczyli bowiem, że uda się zdyskredytować obecnego prezesa Krzysztofa Kwiatkowskiego, a następnie prawomocnie go skazać, co otworzyłoby drogę do przedterminowego zwolnienia przez niego stanowiska. Służyć temu miały materiały z afery podsłuchowej, o której już dziś dzięki doniesieniom “Gazety Wyborczej” wiemy, że została zorganizowana na polecenie partii rządzącej. Na drodze działań władzy stanęły jednak wolne sądy przekreślając nadzieje Nowogrodzkiej na szybkie rozstrzygnięcie sprawy.
Prokuratura twierdziła bowiem, że Kwiatkowski miał instruować kandydata na szefa delegatury łódzkiej, jak powinien odpowiadać na pytania w konkursie oraz miał gwarantować ludziom ówczesnego posła PSL Jana Burego funkcję wiceprezesa NIK. Dowodem były fragmenty nagranej rozmowy oskarżonych. Problem jednak w tym, że szybko pojawiły się poważne zarzuty, że prokuratura manipuluje materiałem dowodowym. Krzysztof Kwiatkowski twierdził, że prokuratura potraktowała cytaty z jego rozmów wybiórczo. Cała rozmowa miała bowiem mieć charakter całkowicie zgodny z prawem, a tylko wyrywając pojedyncze zdania z kontekstu można było stworzyć forsowane przez prokuraturę wrażenie. Zdaniem prezesa w rozmowie z kandydatem w Łodzi nie zdradzał szczegółowych pytań, lecz ograniczył się do informacji ogólnie dostępnych w regulaminie. Równie ogólnikowa miała być rozmowa z Burym.
Sąd przychylił się do tych zastrzeżeń wobec pracy podległych Ziobrze służb i zobowiązał prokuraturę do przekazania całości podsłuchanych rozmów.
Taka postawa prokuratorów wskazuje wyraźnie, że mają oni coś do ukrycia, dlaczego bowiem w innych warunkach chcieliby ukrywać całość materiału dowodowego?
Decyzja sądu komplikuje plany PiS, ponieważ na wyrok będziemy jeszcze musieli długo czekać, a z dużym prawdopodobieństwem rządzący mogą nie uzyskać skazania.
Uderza to w cały plan szybkiej podmiany prezesa NIK na Antoniego Macierewicza, co było wariantem podobno zaakceptowanym już przez Jarosława Kaczyńskiego. W takich warunkach wiele wskazuje na to, że rząd będzie musiał poczekać do zakończenia ustawowej kadencji Krzysztofa Kwiatkowskiego, czyli sierpnia 2019 roku z próbą przejęcia Najwyższej Izby Kontroli. W przeciwnym razie władza musiałaby uciec się do radykalnych metod, zmiany ustawy lub próby postawienia prezesa przed Trybunałem Stanu.
Ta wydawałoby się niewielka różnica czasu ma jednak duże znaczenie dla rządu, ponieważ raporty NIK regularnie obniżają kompromitujące zaniedbania administracji i stanowionego prawa, co na każdym kroku tylko pokazuje, że dobra zmiana w wielu obszarach jest tylko pustą fasadą, pod którą kryje się szereg nieprawidłowości.
Źródło: rp.pl
fot. KPRM/flickr
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU