Sąd Najwyższy został dosłownie zasypany protestami wyborczymi. Wpłynęło ich już blisko 3 tysiące, ale to nie koniec.
Termin składania protestów wyborczych minął w czwartek. Już w piątek było jasne, że w tym roku do Sądu Najwyższego trafi ich rekordowa ilość. W 2015 było ich 58, pięć lat wcześniej – około 400. W tym roku, jak podaje PAP, do Sądu Najwyższego wpłynęło już 2,8 tysiąca protestów wyborczych. I wciąż docierają za pośrednictwem poczty. W tym przypadku o ważności zgłoszenia decyduje data stempla pocztowego, można więc śmiało założyć, że ostateczna liczba protestów przekroczy 3 tysiące.
– A poczta wciąż przychodzi – skomentował na Twitterze sędzia Marcin Łochowski, który jest członkiem Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego.
A poczta wciąż przychodzi. pic.twitter.com/0XurZMRW3W
— Marcin Łochowski (@lochowskimarcin) July 20, 2020
Liczba protestów obrazuje skalę problemów, z jakimi stykali się wyborcy, głównie ci, którzy głosowali korespondencyjnie. W mediach społecznościowych Polacy skarżyli się, że otrzymali niepodstemplowane karty wyborcze, do wielu osób pakiety w ogóle nie trafiły.
PO zachęcała wyborców do wysyłania protestów wyborczych. Powstała specjalna strona internetowa, za pośrednictwem której można było zgłaszać nieprawidłowości, które napotkano w trakcie głosowania. Sztab Rafała Trzaskowskiego także złożył swój protest. Zwrócono w nim uwagę na problemy w głosowaniu za granicą, agitację TVP i zaangażowanie rządu w kampanię Andrzeja Dudy.
Sąd Najwyższy ma 21 dni na rozpatrzenie protestów wyborczych, a następnie rozstrzygnie o ważności wyborów.
Źródło: Gazeta.pl
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU